Ostatnie dwa lata kariery Andy'ego Murraya to walka z kontuzją biodra. Brytyjczyk wycofał się z zeszłorocznego Wimbledonu i dopiero w styczniu 2019 zdecydował się na operację. Zabieg miał przede wszystkim na celu umożliwić tenisiście lepsze życie po zakończeniu przygody z tenisem. Tymczasem były lider rankingu ATP podjął starania o powrót do rywalizacji.
Po konsultacji z lekarzami Murray zdecydował, że nie będzie się śpieszył, aby wrócić do gry w singlu. Postawił na debla i na kortach Queen's Clubu wygrał turniej wspólnie z Feliciano Lopezem. Teraz Brytyjczyk zgłosił się razem z Pierre'em-Huguesem Herbertem do Wimbledonu 2019. Był to jego pierwszy start w tych zawodach po ćwierćfinałowej porażce doznanej w 2017 roku z Samem Querreyem.
Murray i Herbert zmierzyli się w czwartkowy wieczór na korcie 1 i pokonali rumuńsko-francuski duet Marius Copil i Ugo Humbert 4:6, 6:1, 6:4, 6:0. - Wspaniale jest wygrać mecz. Atmosfera była bardzo miła. Byłem trochę nerwowy na początku, ale z czasem czuliśmy się lepiej na korcie - wyznał Brytyjczyk. Pochodzący z Dunblane tenisista nie miał żalu, że jego matka Judy wybrała się na mecz starszego z braci Jamiego, który w tym czasie grał debla na korcie 18. - Jamie zawsze był numerem jeden spośród synów. Dostawał lepsze prezenty - zażartował.
W II rundzie debla Murray i Herbert zmierzą się w sobotę z Chorwatami Nikolą Mekticiem i Franko Skugorem. Tymczasem w piątek Brytyjczyk zagra wspólnie z Amerykanką Sereną Williams miksta, a ich przeciwnikami będą Niemiec Andreas Mies i Chilijka Alexa Guarachi.
Zobacz także:
Łukasz Kubot wierzy w Huberta Hurkacza
Hubert Hurkacz: Ten mecz ogromnie dużo mi dał
ZOBACZ WIDEO Wielki turniej tenisowy w Polsce? Wiemy, ile to kosztuje