Z powodu pandemii koronawirusa tenisowe rozgrywki WTA, ATP i ITF nie odbywają się od marca. Powrót do gry nastąpi najwcześniej w sierpniu, prawdopodobnie bez udziału kibiców. W kalendarzu pozostają dwie wielkoszlemowe imprezy, US Open i przeniesiony z wiosny na jesień Roland Garros.
Dla 35-letniego Gillesa Simona (ATP 54) gra przy pustych trybunach nie będzie niczym nowym. - Znam atmosferę Rolanda Garrosa na wypełnionym korcie centralnym. Jednak grałem też wiele meczów przy garstce kibiców, więc nie jest mi to obce i przetrwam to. Rzeczywistość jest taka, że oprócz czterech najlepszych tenisistów świata, którzy systematycznie występują na korcie centralnym, przez cały rok odbywają się turnieje, gdy na trybunach nie ma prawie nikogo - stwierdził Francuz dla tennisbreaknews.com.
W Paryżu sytuacja wygląda tak, że trybuny w pełni wypełniają się na pojedynczych meczach. Simon, były szósty singlista globu, miał nadzieję, że władze tenisowe znajdą sposób na rozwiązanie niektórych głębokich problemów, które ujawniły się w tym sporcie podczas izolacji.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Iga Świątek wyciągnęła siostrę na kort. Po treningu padło zabawne hasło
- Mamy siedem podmiotów, które zarządzają tenisem. Są to cztery wielkoszlemowe imprezy, ITF, ATP i WTA. Każdy z nich ustanawia równowagę sił z kimś innym i tworzy tymczasowe sojusze. Wszyscy robią swoje, próbując zmobilizować zawodników, a brakuje współpracy - mówił zdobywca 14 singlowych tytułów ATP.
- Takimi działaniami sprawiają, że tenis się nie rozwija. Nikt nie reprezentuje tenisistów zajmujących niższe pozycje. Brakuje ciała, które działałoby w interesie zawodników. To nie prawda, że ATP ich reprezentuje. Trzech przedstawicieli graczy musi pracować dla całego ATP i nie można się temu przeciwstawić - dodał ćwierćfinalista Australian Open 2009 i Wimbledonu 2015.
Zobacz także:
Sympatycy tenisa muszą uzbroić się w cierpliwość. ATP odroczyło decyzję ws. sierpniowych turniejów
Dwa turnieje w Nowym Jorku? USTA ma nowy plan