Jan Zieliński: Zachowam wszelkie środki ostrożności, ale nie wysiedzę w jednym miejscu

Materiały prasowe / Lotos PZT Polish Tour / Na zdjęciu: Jan Zieliński
Materiały prasowe / Lotos PZT Polish Tour / Na zdjęciu: Jan Zieliński

Tenis nierozerwalnie związany jest z podróżami. Ta największa z najbliższych to USA i US Open. Jan Zieliński, który studiował kilka lat w tym kraju, nie potrafi jednoznacznie odpowiedzieć, czy turniej ten się odbędzie w terminie.

Dominika Pawlik, WP SportoweFakty: Studiowałeś kilka lat w USA, masz tam wielu znajomych, którzy pewnie wiedzą i widzą więcej niż np. my, będąc w Polsce. Wierzysz w to, że sytuacja uspokoi tam się na tyle, że te turnieje się odbędą?

Jan Zieliński, polski tenisista: Jest to tak wielki kraj, że jest to nie do ogarnięcia, żeby zastopować pandemię. Nie jestem ekspertem, ale nikt nie jest w stanie wyizolować wszystkich chorych. W tak wielkim kraju zawsze będą przypadki. Uważam i tak też słyszę, że musimy nauczyć się żyć z tą chorobą. Czy ruszą turnieje? Nie wiem, czytałem, że w Teksasie doktorzy się wypowiadają, że kolejne przypadki są już poza kontrolą. Jest mi ciężko to określić, jak patrzę na kolegów w USA, to żyją z ograniczeniami, jakie muszą być, ale starają się zachować normalność. Nie widać, żeby musieli siedzieć w zamknięciu w domu.

Sam się czegoś obawiasz, gdybyś miał np. jutro wyruszyć w podróż na drugi koniec świata?

Z jednej strony na pewno przechodzi przez głowę, że jest to jakieś ryzyko. Na pewno będę więc chciał zachować wszelkie środki ostrożności, jakie będą możliwe. Z drugiej strony moje życie nie pozwala mi siedzieć na kanapie czy pracować zdalnie. To nie ma racji bytu. Nie jestem też osobą, która jest w stanie wysiedzieć w jednym miejscu. Tak jak większość osób na świecie, muszę zaadaptować się w nowej rzeczywistości, jaka teraz jest i spróbować w tym jakoś żyć.

Warunki w czwartek nie były zbyt dobre. Od rana sporo deszczu, lekkie przejaśnienia, aż w końcu przestało padać. Ciągle jednak zanosiło się na ponowne opady. Korty namokły, piłki były wolniejsze, trudniej się biegało. Niełatwo dla każdego?

Każdy dzień, który tak się układa, że prognozy przewidują opady, nie wiadomo czy będzie padać, trzeba patrzeć w niebo i nie można wiedzieć, czego do końca się spodziewać, to ciężkie bez względu na to z kim, gdzie i w jakiej fazie turnieju się gra. Trzeba dopasować rozgrzewki, posiłki. To trudne. Dla każdego z nas.

ZOBACZ WIDEO: Kolarstwo. Tour de Pologne pierwszym wyścigiem etapowym w sezonie. "Zgłaszają się wielkie nazwiska!"

Takich sytuacji pewnie w karierze jest mnóstwo, ale mimo to nie da się do nich przyzwyczaić?

Nie ma jak. Pogody nie zmienisz. Nikt nie ma takiej mocy. Trzeba improwizować na bieżąco i nie da się do tego w żaden sposób przyzwyczaić.

W Bytomiu trenowałeś już z Hubertem Hurkaczem, później z Kamilem Majchrzakiem. To nie zdarza się często. 

Jest to naprawdę świetne, że mamy taką możliwość. W czasach juniorskich spędzaliśmy ze sobą mnóstwo czasu. Trenowaliśmy, jeździliśmy na turnieje. Nasze ścieżki trochę się rozbiegły, w moim przypadku chodziło o studia, a chłopaki trochę poszli do przodu. Mam nadzieję niedługo ich dogonić i być na takich samych turniejach każdego dnia. Super jest z nimi być tu na co dzień, bo poszli jednak krok do przodu. Można ich podpatrzeć od zawodowej strony.

Pół-żartem, pół-serio, ale potrzebna była pandemia koronawirusa, żeby mistrzostwa Polski miały tak znakomitą obsadę. 

Pandemii do turnieju i nadrobienia wspólnego czasu. Z Kamilem [Majchrzakiem] jesteśmy najlepszymi przyjaciółmi od dawien, dawna. Z Hubertem [Hurkaczem] też jesteśmy bardzo blisko. Niestety dla mnie, stety dla niego, siedział na Florydzie, więc nie mieliśmy czasu się spotkać. Teraz na szczęście we Wrocławiu nadrobiliśmy trochę czasu. Z Kamilem widywaliśmy na zgrupowaniach w Łodzi, przyjechał też do mnie do Warszawy 2-3x. Mimo pandemii skorzystaliśmy na tym przyjacielsko.

Hubert Hurkacz żartował, że naciskaliście na niego pytaniami o powrót w kontekście gry w mistrzostwach Polski. 

Było dużo plotek czy zagra, czy nie zagra. Miałem najbliższe informacje, od samego Huberta. Wszystko rozbijało się o kwarantannę. Chciał wystąpić, bo lubi grać w Polsce, cieszył się, że udało mu się wrócić i wystąpić. Dużo znajomych twarzy, fajnie się sprawdzić, ale też spotkać z kolegami. Każdemu, również i jemu, brakowało rywalizacji.

Jak jest z twoją formą? Wydaje się, że z turnieju na turniej dyspozycja rośnie. 

Od początku roku grało mi się dobrze, na pełnych obrotach. Ten sezon zimowy był przepracowany tak jak powinien być. Zrobiliśmy wszystko, co powinniśmy zrobić. Potem po Pucharze Davisa złapała nas kwarantanna. Zawsze ciężko wystartować po tak długim czasie samotności. Ja jestem zawodnikiem, który potrzebuje rozgrywać jak najwięcej meczów. Jestem gotowy na ciągłe granie, co oczywiście nie jest dobre dla ciała i psychiki, więc czasami trzeba sobie zrobić tę przerwę. W moim przypadku: im więcej meczów, tym lepiej gram, lepiej się czuję, lepiej czuję siebie i atmosferę turniejową. Od czasu Gdańska i falstartu, z imprezy na imprezę faktycznie jest coraz lepiej, tak też się czuję i fajnie to wygląda.

Jak wygląda sytuacja z grą podwójną? Jeszcze w Kaliszu partnerem był Szymon Walków i wydawało się, że to dłuższa współpraca. Jednak po kadrze Szymon poleciał sam do Kazachstanu. 

Z góry go odpuściłem wyjazd do Kazachstanu, choć dostalibyśmy się razem, bo byłem po trzech tygodniach w Anglii i Pucharze Davisa. Jak się później skończyło? Każdy wie (turniej został przerwany w trakcie, podobnie jak wszystkie inne turnieje WTA, ATP i ITF - przyp. red.). Pandemia, wszystko zablokowane. Plany były takie, żeby spróbować zagrać z Kamilem Majchrzakiem, kiedy wróci po kontuzji. Planowaliśmy załapać się do challengerów, ale to też nam pandemia przerwała. Plany ciężko aktualnie określić, bo wszyscy się adaptują do nowej rzeczywistości. Czekamy na potwierdzenie turniejów w USA. Z jednej strony są potwierdzone, a z drugiej widzimy znowu rekordowe przypadki zachorowań. Ciężko się określić, plany są, ale niepotwierdzone, więc nie chcę siać plotek.

Czytaj też: 
Mistrzostwa Polski. Kamil Majchrzak: Samo się nie wygra
Hubert Hurkacz: Dobrze, że jestem już w Polsce

Komentarze (0)