Dla Allyson Felix pojawienie się na kolejnych Igrzyskach Olimpijskich Tokio 2020 (przesunięte na 2021 z powodu pandemii koronawirusa) mogło wydawać się niemożliwe pod koniec 2018 roku.
W 32. tygodniu ciąży amerykańska sprinterka poszła na rutynowe badanie kontrolne, gdy zdiagnozowano u niej ciężki stan przedrzucawkowy.
Powiedziano jej, że jeśli nie będzie miała nagłego cesarskiego cięcia, istnieje możliwość, że dziewięciokrotna medalistka olimpijska i jej nienarodzone dziecko mogą umrzeć.
Felix została przewieziona na oddział porodowy następnego dnia, gdzie urodziła córkę Camryn. Dziecko przez miesiąc walczyło o życie na oddziale intensywnej terapii noworodkowej, podczas gdy jej matka się modliła o zdrowie swojej córeczki.
- Zawsze chciałam być mamą. Przez całe życie stawiałam karierę przed osobistymi decyzjami. Przyszedł czas na zmianę priorytetów - mówi Felix, którą cytuje "The Sun".
Modlitwy zostały wysłuchane, obie wróciły do domu, a Felix mogła też wrócić do sportu. Po tej przerażającej walce, sportsmenka walczy teraz o swój dziesiąty medal olimpijski. Jeśli go zdobędzie, wyrówna rekord wszech czasów Carla Lewisa, amerykańskiego lekkoatlety.
35-latka jest jedną z faworytek w biegu na 400 m w Tokio. To będą dla niej piąte Igrzyska Olimpijskie.
Czytaj również:
Tokio 2020. "Let's get the party started". Polscy siatkarze już w sobotę zaczynają grę o marzenia
Igrzyska olimpijskie kontra pandemia. W Tokio chodzi o coś więcej niż sportową rywalizację
ZOBACZ WIDEO: Restrykcje w Tokio wpłyną na formę zawodników? "Jedziemy tam wykonać dobrą robotę"