W 2017 roku reprezentacja Izraela w światowym rankingu baseballa sklasyfikowana była na 41 miejscu. Korea Południowa znajdowała się wówczas w światowej czołówce. Aktualnie drużyna z Azji jest trzecią siłą na świecie, a gracze z Bliskiego Wschodu plasują się na 21. miejscu. Różnicy potencjałów w czwartkowym starciu nie było jednak widać. Niewiele brakowało, aby doszło do sensacji.
Starcie Korea Południowa - Izrael otworzyło rywalizację w grupie B, w której grają jeszcze Amerykanie. Wbrew przewidywaniom, nie było to jednostronne widowisko. Po dwóch rundach na tablicy świetlnej widniał wynik 0:0, w kolejnej jednak odpowiedzieli reprezentanci Izraela, po home runie w wykonaniu Iana Kinslera obejmując prowadzenie 2:0.
Azjaci szybko wyrównali stan meczu. Izraelczycy byli jednak bardzo skuteczni. W szóstej rundzie ponownie zapunktowali, wykonując home run, tym razem autorem był Ryan Lavarnway. Emocji nie zabrakło do samego końca. Koreańczycy wygrali 3:0 siódmą rundę, jednak w dziewiątej, debiutujący na igrzyskach Izrael ponownie odrobił straty, doprowadzając do stanu 5:5. O wszystkim zdecydowała dodatkowa, dziesiąta runda.
- Myślę, że również powinniśmy być uważani za jedną ze światowych potęg. Udowodniliśmy, że zasługujemy na to, by tu być. Jesteśmy gotowi zagrać z każdym, kto wyjdzie przeciwko nam na boisko. Nie chcemy tylko wyjść i zagrać, nie zadowolimy się tym - mówił menedżer zespołu Izraela, Eric Holtz, przed startem turnieju. Ekipa z Bliskiego Wschodu w czwartek udowodniła, że nie są to tylko puste słowa.
Izrael - Korea Pd. 5:6 (0:0, 0:0, 2:0, 0:2, 0:0, 2:0, 0:3, 0:0, 1:0, 0:1)
Czytaj także:
Tokio 2020. Piękne słowa legendy mikrofonu. Dariusz Szpakowski zaapelował do hejterów
Tokio 2020. Izraelscy sportowcy sprawdzili wytrzymałość "antyseksualnych" łóżek. Zaskakujące efekty eksperymentu
ZOBACZ WIDEO: Adam Korol komentuje srebrny medal wioślarek. "Będą pewnie całą noc imprezować!"