23 kwietnia w Warszawie rusza mecz o mistrzostwo świata, w którym Natalia Sadowska będzie rywalizowała z Tamarą Tansykkużyną. Pojedynek miał się odbyć kilka miesięcy temu w Rosji, ale zamiast tego był wielki skandal. Polka spędziła 44 godziny na krzesełku w strefie tranzytowej na lotnisku.
Organizację meczu przejęła polska strona i wszystko przygotowała. Znalazła sponsora, miejsce, w którym będzie można rozegrać pojedynek i nic nie stoi na przeszkodzie, żeby w końcu wyłonić mistrzynię świata.
Ani słowa o stresie
- Staram się w ogóle nie wypowiadać słowa "stres". Teraz to niestety robię, ale staram się o tym nie myśleć i skupiać tylko na grze. Na pewno odstawię media społecznościowe, aby w pełni skoncentrować się na meczu - mówi WP SportoweFakty Natalia Sadowska.
Pojedynek pomiędzy Polką a Rosjanką potrwa w sumie dziewięć dni (w tym dwa będą wolne). - O godz. 11 każdego dnia rozpoczynamy partię "na długi czas". Ta partia może potrwać nawet do 5-6 godzin. Jeżeli pada remis, to o godz. 18 gramy dogrywki. Punktacja jest naprawdę skomplikowana - tłumaczy nam Sadowska.
- Nie mam żadnych przeczuć. Skupiam się po prostu na poszczególnych partiach i nawet nie zastanawiam się, co będzie za 5 dni - dodaje.
Pokaźna pula
Chociaż warcaby nie są w czołówce najbardziej popularnych dyscyplin, to premia za zwycięstwo wydaje się być okazała. Zwyciężczyni otrzyma 12 tys. euro (około 55 tys. złotych), a przegrana osiem tysięcy.
Dla przykładu zwycięzca konkursu indywidualnego w skokach narciarskich w tym roku dostał 10 tys. franków szwajcarskich (około 41 tys. zł). Różnica to blisko 15 tys. złotych.
Mistrzostwa Świata kobiet rozgrywane są od 1973 roku. Czterdziestoma czterema tytułami podzieliło się zaledwie dziewięć warcabistek. Za wyjątkiem Natalii Sadowskiej wszystkie pozostałe były obywatelkami ZSRR lub grają obecnie pod flagą Rosji.
Natalia Sadowska jest dwukrotną mistrzynią świata i w światowym rankingu zajmuje drugie miejsce.