Paryż 2024. Ważna zmiana w programie igrzysk olimpijskich. Polscy wspinacze cieszą się z decyzji MKOl

Materiały prasowe / Marcin Kin/Red Bull Content Pool / Na zdjęciu: Marcin Dzieński
Materiały prasowe / Marcin Kin/Red Bull Content Pool / Na zdjęciu: Marcin Dzieński

- Świetna wiadomość - cieszy się Marcin Dzieński. - Znakomita sprawa - mówi Aleksandra Mirosław. Tak nasze gwiazdy zareagowały na decyzję MKOl-u, który właśnie postanowił, że na IO w Paryżu "czasówka" będzie oddzielną konkurencją.

Zarówno Dzieński, jak i Mirosław mają w kolekcji złote medale mistrzostw świata we wspinaczce na czas. Dzieński wywalczył swój w 2016 roku, właśnie w Paryżu. Mirosław zwyciężała dwukrotnie - w Innsbrucku w roku 2018 i rok później w Hachioji.

Na najbliższe igrzyska do Tokio pojedzie tylko 26-letnia lublinianka. Nie będzie jednak rywalizować w swojej specjalności, a w trójboju. W swoim olimpijskim debiucie wspinaczka sportowa pojawi się właśnie w tej formie. Kontrowersyjnej i ostro krytykowanej.

Trzy różne sporty

Krytyka bierze się stąd, że dyscypliny, które wchodzą w skład trójboju, bardzo się od siebie różnią i przed powstaniem tego formatu nikt nie startował we wszystkich trzech.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: LeBron James trenuje z córką

Najprostsze zasady ma czasówka. Trzeba jak najszybciej wbiec na 15-metrową ścianę, na której zawsze jest taki sam układ chwytów, czyli miejsc, których można się złapać. Prowadzenie to wspinaczka z dolną asekuracją z liną. Na wyższej ścianie, o wysokości do 20 metrów, punktowany jest każdy chwyt, a wygrywa ten, kto zajdzie najdalej. W boulderingu zawodnicy mają pięć minut na rozwiązanie pięciu problemów wspinaczkowych, które pierwszy raz widzą dopiero, stojąc przed ścianą. Muszą to zrobić bez liny, ich jedyną asekuracją jest materac.

- W prowadzeniu ważne są technika i wytrzymałość. W boulderingu trzeba być silnym, świetnie skoordynowanym i umieć rozwiązywać na ścianie trudne problemy techniczne. Trzeba trenować zupełnie inaczej niż do czasówki, bo wysiłek trwa kilka minut. A nasz tylko kilka sekund, choć jest bardzo intensywny. We wspinaczce jest odpowiednikiem biegu na 100 metrów - tłumaczy Dzieński w rozmowie z WP SportoweFakty.

Stopa w drzwiach na igrzyska

Czech Adam Ondra, multimedalista mistrzostw świata w prowadzeniu i boulderingu, nazwał kiedyś łączony olimpijski format wielką tragedią sportu wspinaczkowego. Jednak mogąc wprowadzić na igrzyska tylko jedną konkurencję międzynarodową i nie chcąc faworyzować żadnej z trzech specjalizacji, Federacja Wspinaczki Sportowej (IFSC) zdecydowała się właśnie na trójbój. Włożyła stopę w olimpijskie drzwi, żeby potem otworzyć je szerzej.

- Format łączony nikomu się nie podoba, jest bezsensowny. Od dawna krążyły jednak plotki, że trójbój będzie tylko w Tokio, a potem IFSC wywalczy oddzielenie czasówki - mówi Dzieński.

Świetna wiadomość dla Polaków

I tak się właśnie stało. Na ogłoszonej w poniedziałek liście dyscyplin na igrzyska w Paryżu w 2024 roku wspinaczka sportowa została podzielona na dwie konkurencje - czasówkę oraz format łączony, złożony z prowadzenia i boulderingu. - Świetna wiadomość dla każdego wspinacza. Dla Polaków szczególnie, bo w sprintach jesteśmy w światowej czołówce. Jest super! - cieszy się mistrz świata i rekordzista Europy we wspinaczce na czas.

Mirosław również bardzo się ucieszyła, kiedy dowiedziała się, że jej specjalizacja będzie na igrzyskach w 2024 roku oddzielną konkurencją medalową. - W czasówce Polki i Polacy od wielu lat zdobywają medale mistrzostw świata i Europy. Nie znamy jeszcze szczegółów, na przykład kryteriów awansu na igrzyska w Paryżu, ale powinniśmy być tam liczącą się ekipą - uważa.

- Poza mną i Marcinem jest jeszcze Anna Brożek, srebrna medalistka MŚ sprzed dwóch lat, są siostry Aleksandra i Natalia Kałuckie, które dobrze rokują, jest też Patrycja Chudziak. Nasza kadra narodowa "biegaczy" jest naprawdę silna - podkreśla Mirosław.

Mistrzyni przetrze szlak

To właśnie dwukrotna złota medalistka MŚ przetrze polskim wspinaczom olimpijski szlak. Do Tokio zakwalifikowała się jako jedyna nasza reprezentantka. Szansę na walkę o medal w Japonii zdobyła, zajmując 4. miejsce w trójboju na MŚ 2019.

- Nie ma się jednak co oszukiwać - na najbliższych igrzyskach walka o zwycięstwo rozegra się między tymi wspinaczami, którzy dobrze odnajdą się zarówno w prowadzeniu, jak i w boulderingu. Nam, czasówkowiczom trudniej jest się odnaleźć w ich konkurencjach niż im w naszej. Nie mówię, że nie mam szans na medal, bo on jest realny. Ale raczej brązowy niż złoty - twierdzi utytułowana polska zawodniczka. W debiucie na igrzyskach jej celem będzie przede wszystkim awans do finału. - Żeby to zrobić, muszę wygrać kwalifikacje w czasówce. Jeśli mi się uda, w finale zrobię co w mojej mocy, żeby zająć miejsce na podium - zapewnia.

Dla Mirosław bardzo cenne będzie też doświadczenie, które zdobędzie w Tokio. - Sportowcy, którzy startowali na igrzyskach, mówili mi, że to zupełnie inna impreza niż wszystkie inne zawody. Dlatego cieszę się, że w Japonii będę mogła zobaczyć, czym one są. W kontekście Paryża to będzie niezwykle ważne.

Dzieński nie będzie miał takiej możliwości. Na olimpijski debiut poczeka przynajmniej do 2024 roku. Wciąż jest trochę zły, że zbyt późno zszedł ze złej drogi przygotowań do Tokio. Drogi, która nie dała mu awansu - zamiast od początku postawić wszystko na czasówki, próbował się poprawić w prowadzeniu i boulderingu.

- Ale nie ma co rozpamiętywać. Trzeba patrzeć w przyszłość, a ta, za sprawą decyzji MKOlu, rysuje się w jasnych barwach. Dla mnie to duży zastrzyk motywacji - zaznacza 27-latek z Tarnowa.

Poziom będzie kosmiczny

- Trzeba wytrwać jeszcze trzy lata, ale z tym nie będzie problemu. W ostatnim sezonie w Pucharze Świata wygrywali wspinacze dużo starsi ode mnie. W tym roku nieoficjalny rekord świata ustanowił 37-letni Chińczyk. W naszej dyscyplinie u szczytu możliwości można się długo utrzymywać, według mnie od 24. nawet do 36. roku życia - przekonuje Dzieński.

Złoty medalista MŚ sprzed czterech lat dodaje, że jego zdaniem do czasu igrzysk w Paryżu wspinaczka na czas wejdzie na kosmiczny poziom, a rekord świata, który teraz wynosi 5,48 sekundy, bardzo zbliży się do granicy pięciu sekund. - Jak mężczyźni zaczęli biegać 6,5 sekundy mówiono, że szybciej już się nie da. Potem rekord zbliżył się do 6 sekund, też wielu łapało się za głowy, jak to możliwe. Aż w końcu ktoś złamał i tę barierę. Teraz doszliśmy do 5,48. Ale da się szybciej - zapewnia. I dodaje, że w przyszłym roku postara się pobić rekord świata, który należy do Irańczyka Rezy Alipoura.

Czytaj także:
Marcus Nilsson w szwedzkim szpitalu pomaga lekarzom, w Londynie wykonuje z Polakami "mission: impossible"
Jelena Leuczanka: Na Białorusi trwa rewolucja kobiet. One pokazują wielką siłę

Komentarze (1)
solarisX
9.12.2020
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
Hmmm.... - chyba zapomnieliście o nowym pokoleniu.