Przed rokiem Maverick Vinales trafił do zespołu Movistar Yamaha MotoGP i miał spore nadzieje na zdobycie tytułu mistrzowskiego w MotoGP z japońskim producentem. Potwierdzały to wyniki zimowych testów oraz pierwszych wyścigów, w których młody Hiszpan nie miał sobie równych.
W dalszej fazie sezonu uwydatniły się jednak problemy z motocyklem Yamahy, który nie gwarantował Vinalesowi wystarczającej przyczepności. W efekcie zawodnik musiał zapomnieć o walce o tytuł mistrzowski.
Japoński zespół zapewniał, że wyciągnął wnioski z błędów popełnionych w minionej kampanii. Tymczasem początek sezonu 2018 pokazał, że model M1 nadal jest niekonkurencyjny względem Hondy czy Ducati.
- Żyję jak w rollercoasterze. Zawsze daję z siebie wszystko, na każdym treningu. Kiedy motocykl spisuje się jak należy, jestem z przodu. Kiedy jest inaczej, muszę się z tym pogodzić i kończę rywalizację z tyłu stawki. Nic więcej. Trudno zrozumieć, co się dzieje w naszym garażu. Z mojej perspektywy, staram się szukać rozwiązania, pracować każdego dnia i być maksymalnie zmotywowanym. Nie zamierzam się poddawać. Odkąd pojawiłem się w mistrzostwach świata, moim celem była walka od pierwszego do ostatniego wyścigu - mówi w szczerej rozmowie z "Marką" Vinales.
ZOBACZ WIDEO Mundial 2018. Małowiejski: Możemy wiedzieć o Japonii wszystko, ale najważniejsze jak sami zagramy
Hiszpan wyraz swojej frustracji dał już na początku roku, gdy na łamach włoskich mediów określił się mianem "więźnia". Jest to spowodowane faktem, że chwilę przed startem sezonu 23-latek przedłużył umowę z Yamahą o kolejne dwa lata. Teraz Vinales postanowił wycofać się z tamtych słów.
- Nie czuję się więźniem. To ja decyduję o swoim przeznaczeniu. Jestem jednak sfrustrowany, bo nie mogę zaprezentować mojego potencjału. Myślę, że stać mnie na dużo więcej. Mam nadzieję, że wkrótce pokażę to, co chcę - dodał.
Gdy Vinales trafiał do królewskiej kategorii, był porównywany do Marca Marqueza. Obu Hiszpanów dzielą tylko dwa lata różnicy, a Marquez ma już na swoim koncie cztery tytuły mistrzowskie w MotoGP. Vinales stara się jednak nie myśleć o tym, że z powodu niekonkurencyjnego motocykla Yamahy, traci szansę na sukcesy.
- Przede mną jeszcze wiele lat w tym sporcie. Wiele z nich spędzę w czołówce MotoGP. To jest nauka, z której muszę wyciągnąć wnioski. Chciałbym się uczyć w inny sposób, ale sytuacja jest jaka jest. Takie rzeczy czynią człowieka silniejszym. Mam nadzieję, że dojdzie do poważnych zmian. Chcę dostać się na czoło wyścigu i pokazać na co mnie stać. Tak jak to było na początku ubiegłego roku - stwierdził motocyklista.
Mimo ogromnych problemów, Vinales zajmuje trzecie miejsce w klasyfikacji generalnej mistrzostw świata. Dlatego, jeśli Japończycy rozwiązaliby kłopoty z motocyklem, Hiszpan mógłby jeszcze w tym roku włączyć się do walki o tytuł. - Staram się dopasować motocykl do mojego stylu jazdy. Mamy problemy z oponami. W wyścigu nie mam żadnej przyczepności. W treningu tak. To jest coś dziwnego. To samo było w zeszłym roku i ten problem nas drogo kosztuje - zapewnił Hiszpan.
Zawodnik Yamahy bierze też do siebie ostatnie niepowodzenia. - Wiem, że jestem bardzo konkurencyjny. Znam swój poziom. Wiem na co mnie stać. Bardzo realistycznie podchodzę do swoich możliwości. Jestem przy tym samokrytyczny. Jeśli coś robię źle, to potrafię to przyznać. Jeśli robię coś dobrze, to jest tak samo. Denerwuje mnie obecna sytuacja, bo jestem świadom swoich umiejętności, a kończę wyścigi na siódmej pozycji, walcząc z nieprodukcyjnymi motocyklami. Trudno to zaakceptować - podsumował.