Wyścigi uliczne to jedna z najbardziej niebezpiecznych dyscyplin. Motocykliści rywalizują na trasach, na których poziom bezpieczeństwa daleki jest od idealnego. Wystające krawężniki, słupy czy płoty - wystarczy najmniejszy błąd, aby wypadek zakończył się fatalnie.
Najwyższy poziom i najbardziej zaciętą rywalizację możemy obserwować co roku na wyspie Man, która zasłynęła z wyścigów ulicznych. Niestety, co roku giną tam też ludzie. Tegoroczna edycja Tourist Trophy, jak nazywa się ściganie po ulicy, zaczęła się od śmierci Daleya Mathisona (czytaj więcej o tym TUTAJ).
W Polsce jedynym śmiałkiem, który mierzy się z wyścigami ulicznymi jest Krystian Paluch. Polak planuje w tym roku występ na wyspie Man w Grand Prix Manx. To dla niego kolejny etap przygotowań i krok do realizacji marzeń, jakim jest start w TT na wyspie Man w roku 2020.
ZOBACZ WIDEO Bereszyński o awansie na Euro 2020. "Mamy już na tyle dużą przewagę, że nie damy sobie tego wydrzeć"
Łukasz Kuczera, WP SportoweFakty: Brakuje panu adrenaliny? Wyścigi motocyklowe same w sobie są niebezpieczne, a pan dodatkowo postawił na rywalizację uliczną, gdzie mamy do czynienia z wystającymi krawężnikami, słupami, itd.
Krystian Paluch, zawodnik biorący udział w wyścigach ulicznych: Już jako dziecko byłem niesfornym łobuzem, który rozrabiał na ulicy i rozbijał się rowerem! Potem pojawiły się motocykle i dalej byłem na bakier, tym razem z kodeksem drogowym, a miejscowym policjantom byłem dobrze znany. Teraz już "uspokoiłem się", ale ta ulica mi została, lubię łobuzować w dobrze sobie znanych ulicznych warunkach. Wyścigi uliczne są wyjątkowe również przez bezpośredni kontakt z kibicami, którzy mają nieograniczony dostęp do trasy i padoku, czego brakuje na zamkniętych obiektach, a to dodatkowo mnie podkręca i motywuje.
Czytaj także: Fenomen wyspy Man. Co roku giną tam ludzie
Jak w ogóle traktuje pan motocykl? Bo spotykam ludzi, którzy nie jeżdżą po drogach ulicznych, bo uznają to za niebezpieczne i przerzucają się na tory.
Sama jazda motocyklem, jako taka po drogach, zupełnie mnie już nie kręci. Wyścigi uliczne to zupełnie coś innego, startując pierwszy raz albo się w tym zakochasz albo znienawidzisz i odpuścisz. Ja się zakochałem i zupełnie nie potrafię czerpać przyjemności i satysfakcji ze zwykłej jazdy, szczególnie zgodnej z przepisami. Aktualnie jedyny mój kontakt z drogą publiczną to testowanie motocykla, jeżeli jest taka potrzeba.
Jak na pańską pasję reagują najbliżsi? Jest pełne wsparcie czy może przekonywanie do tego, by porzucić wyścigi?
Moi bliscy i przyjaciele wiedzą doskonale, że przekonywanie mnie jest daremne, bo i tak nikt nie odwiedzie mnie od moich planów. Na pewno się o mnie martwią ale wiedzą też, że bez tego nie byłbym szczęśliwy, nie byłbym sobą. Dzięki temu i ja nie czuję presji z ich strony. Co do partnerki, to jej nie mam. Niestety z doświadczenia wiem i zakładam, że każda prędzej czy później będzie próbować przekonać mnie do zaprzestania ścigania, więc lepiej jest po prostu się z nikim nie wiązać. Inna sprawa, że żadna by ze mną nie wytrzymała. Na ten moment jestem wierny mojej Hondzie, chociaż czasem mamy gorsze dni i wtedy myślę nad nowszym modelem.
Czy mógłby pan powiedzieć coś o swoim motocyklu? Jaki to sprzęt, jaki jest jego koszt i moc? Czy pod wyścigi uliczne jest jakoś modyfikowany?
Obecnie posiadam Hondę CBR 600RR z 2012 roku, jest to model normalnie dostępny na rynku. Mój posiada liczne modyfikacje w stosunku do modelu seryjnego, które są niezbędne do jazdy torowej. Począwszy od sportowego zawieszenia, hamulców, sprzęgła, elektroniki, a skończywszy na oponach czy owiewkach. Jest też mocniejszy od motocykla seryjnego, jednak dalej odbiega od konkurencji, z którą się mierzę. Koszt takiego motocykla to ok. 50 tys. zł. Niestety, nie jest to motocykl pierwszej świeżości, za czym idą ciągłe naprawy i remonty. Na ten moment jestem w stanie rywalizować z moją konkurencją jedynie na mocno technicznych torach. Żeby móc ścigać się na większości torów musiałbym mieć dużo nowszy motocykl, a to wiąże się z ogromnymi kosztami.
Wyścigi motocyklowe są u nas niepopularne, bo dyscyplina nie doczekała się kogoś takiego jak Robert Kubica, który wypromował F1 i wyścigi samochodowe. Rozumiem, że dokłada pan do tego "biznesu"?
Nie jest łatwo. Ciężko pracuję zawodowo i praktycznie wszystko co zarabiam poświęcam na ten sport. Od kilku sezonów mam wsparcie sponsorów, jest to pomoc głównie rzeczowa, rzadziej finansowa. Z każdym sezonem chcę iść w górę i być coraz lepszym, co się wiąże z coraz większymi kosztami. Im lepszy chcesz być, tym więcej musisz trenować i częściej się ścigać, a to oznacza więcej wyjazdów. Same koszty wyjazdów są ogromne, a wyścigi odbywają się w takich krajach jak Belgia, Holandia, Czechy, Finlandia czy Wyspy Brytyjskie.
Startuję już trzeci sezon w całym cyklu zawodów ulicznych International Road Race Championship. Do Kubicy mi oczywiście jeszcze daleko, ale mam nadzieję, że dzięki mnie wiele osób dowiedziało się, że wyścigi uliczne to nie tylko wyspa Man.
Do tej pory rywalizował pan głównie w zawodach w Czechach. Jak wygląda dokładny kalendarz startów?
W 2017 roku zacząłem wyścigi uliczne w ramach Czech TT (Tourist Trophy). Obecnie już drugi sezon staram się brać udział w pełnym sezonie IRRC (International Road Race Championship). Jest to sześć rund w pięciu różnych krajach Europy. Trzy tygodnie temu temu brałem udział w zawodach "300 Zatacek Gustava Havla" w Horicach, to takie wyścigi TT, ale na czeskiej ziemi.
Czytaj także: Gdy dojdzie do wypadku śmiertelnego, nikt nie ma pretensji
Zdecydowanie chciałbym móc pojechać na więcej wyścigów, ale nie pozwalają mi na to moje możliwości finansowe. Żeby mieć ciągłość treningów rozpocząłem starty w Pucharze Polski pit-bike, gdzie koszty treningów są mniejsze, a ja mogę mieć kontakt ze sportem i zawodnikami z całej Polski. W okresie zimowym staram się również regularnie trenować jazdę na pit-bike na krytych torach kartingowych.
Ostatni raz rozmawialiśmy w roku 2017. Wtedy krytykował pan wyścigi motocyklowe w Polsce. Ostatnio mieliśmy bunt zawodników przed rundą w Poznaniu. Czy to najlepszy dowód, że ten sport jest nieodpowiednio prowadzony przez władze?
Wydaje mi się, że w Polsce każdy sport poza piłką nożną jest niedoceniany, mimo wielu polskich czołowych zawodników w różnych dziedzinach sportowych. Poza tym wolałabym rozmawiać o wyścigach, a nie o polityce.
Teraz porozmawiajmy o TT na wyspie Man. Tegoroczna edycja zaczęła się od śmierci Daleya Mathisona. Co myśli pan, gdy widzisz takie informacje?
Śmierć Daleya była bardzo przykrą informacją. Tym bardziej, że przed chwilą startowaliśmy w tych samych zawodach w Hengelo. Nikt z nas nie jedzie tam się zabić, ale jesteśmy świadomi jaką cenę możemy za to zapłacić. Świadomość ryzyka jest zawsze z tyłu głowy, dlatego jadąc na zawody zawsze biorę pod uwagę, że mogę z nich nie wrócić. Jednakże większe prawdopodobieństwo jest, że mogę zginąć jadąc samochodem, gdy uderzy we mnie pijany kierowca lub niefortunnie spaść z drabiny, więc wyznaję zasadę "co ma być, to będzie".
Ma pan w planach występ na wyspie Man w tym roku - w Grand Prix Manx. Na jakim etapie są przygotowania?
Mówiąc szczerze, jestem jeszcze w lesie. Przede wszystkim muszę zbudować całkowicie nowy motocykl od podstaw, którego będę pewny w 100 proc. bo jakakolwiek najmniejsza awaria na wyspie Man może skończyć się tragicznie. Koszt zbudowania nowego motocykla to ok. 70-80 tys. zł. Ponadto na taki wyjazd potrzebuję ok. 20 tys. zł. Jest to koszt transportu, pobytu, paliwa do motocykla itp. Oczywiście przy założeniu maksymalnego cięcia kosztów, hotel z basenem nie wchodzi w grę.
Jeżeli nie uzyskam pomocy sponsorów lub innej pomocy z zewnątrz, co jest skrajnie trudne, zostanie mi zbieranie środków na własną rękę. Zacząłem od wystawienia na sprzedaż mojego kultowego samochodu BMW serii 8, który restaurowałem przez lata, a jak trzeba będzie, to sprzedam nerkę ale pojadę!
Jaki cel stawia sobie pan przed Grand Prix Manx? Dojechać do mety?
Na pewno nie interesuje mnie tylko przejechanie trasy i dojechanie do mety. Będę rywalizować z zawodnikami z wyścigów drogowych, których znam i z którymi się przyjaźnię więc chcę powalczyć. Musze jak najwięcej skorzystać z tego doświadczenia, gdyż będzie ono przydatne podczas TT w przyszłym sezonie.
Znamy obrazki z wyścigów, gdzie zawodnik może liczyć na cały sztab ludzi, mechaników, inżynierów. Jak to wygląda w wyścigach ulicznych?
Niestety, w moich realiach nie wygląda to jak na wspomnianych obrazkach. Poniekąd jestem sam jak palec. Najzwyczajniej nie stać mnie na opłacenie profesjonalnego teamu. Zarówno w zeszłym sezonie jak i w tym mam wielką pomoc ze strony mojego przyjaciela Kornela oraz innych znajomych, którzy pomagają w trasie, w padoku, przy motocyklu czy chociażby gotowaniu, nie wspominając o kibicowaniu! Wyścig to zazwyczaj wyjazd na 4-5 dni, a w przypadku TT to nawet trzy tygodnie i nie każdy może sobie pozwolić na spędzenie takiego czasu poza domem.
Trasy podczas TT są odpowiednio zabezpieczane. Czy w trakcie pańskiej kariery zdarzyła się sytuacja, by zawodnicy uznali ją za zbyt niebezpieczną?
Tutaj dziura w asfalcie czy trawa na torze nie robi na nikim większego wrażenia. Takie są realia.
W 2017 roku mówił pan "jeśli nie jesteś pierwszy, to znaczy, że mogło być lepiej". Czy zatem jest lepiej po przejechaniu tych dwóch kolejnych lat w wyścigach ulicznych?
Progres w wyścigach ulicznych jest długim i powolnym procesem, uzależnionym w dużej mierze od nakładów finansowych i szczęścia. Nie zamykam tyłów, walczę i mam coraz więcej kibiców, których widać coraz liczniej przy trasach torów. Przede wszystkim podchodzę do tego bardziej profesjonalnie i mam coraz większe doświadczenie. W planach mam jak najlepiej przejechać ten sezon i oczywiście dodać do swojego kalendarza udział w TT na wyspie Man w przyszłym roku oraz jeszcze więcej wyścigów takich jak North West 200, Ulster GP czy Cookstown 100.
Nie wszyscy wiedzą, że start w TT to złożony proces. Nie wystarczy przyjechać, zapisać się i wystartować. Przez co musi przejść każdy zawodnik, żeby dostać się do słynnego wyścigu ulicznego na wyspie Man?
Przede wszystkim komisja bierze pod uwagę bogatą historię wyścigową, szczególnie dotyczącą wyścigów drogowych. Trzeba przejść specjalne szkolenie górskie, co wymaga osobnej wycieczki na Man bez motocykla, gdzie m.in. przemierza się wielokrotnie trasę z instruktorem, w celu zaznajomienia z topografią i niebezpiecznymi elementami. Ponadto jest szereg wytycznych dotyczących przystosowania motocykla oraz teamu.
Konieczne jest posiadanie dwóch mechaników, osoby do tankowania motocykla, itd. Wszyscy muszą być odpowiednio ubrani i przeszkoleni. W moim przypadku, będzie również brane pod uwagę jak pójdzie mi w Grand Prix Manx. Wpisowe na zawody to 350 funtów za jedną klasę. Będę startować w dwóch - Newcomers i Senior Manx, co jest dla mnie wielkim wyróżnieniem, gdyż dopuszczono mnie do Seniorów, gdzie jadą doświadczeni zawodnicy.