Pasję do wyścigów motocyklowych w Hiszpanach zaszczepił Angel Nieto, a jego prawą ręką przez wiele lat był Tomas Diaz-Valdes. Najpierw pracował jako mechanik i pomagał swojemu przyjacielowi. Później zaczął relacjonować jego występy jako dziennikarz i tak zaczęła się jego kariera.
W piątek ze szpitala w Madrycie dotarła informacja o śmierci Diaza-Valdesa. Podały ją największe hiszpańskie dzienniki - "AS", "Marca" czy "Mundo Deportivo", z którymi miał on okazję współpracować.
Diaz-Valdes miał 78 lat. Kilka dni temu nagle zachorował, jego stan pogarszał się z każdą godziną. Poddano go badaniu na obecność koronawirusa, które wykazało zakażenie COVID-19.
- Był bardzo ważną osobą dla motorsportu w Hiszpanii. Gdyby nie on, mój ojciec nie osiągnąłby tych wszystkich sukcesów - powiedział na łamach "El Pais" Gelete Nieto, syn trzynastokrotnego mistrza świata.
- Zawsze będę pamiętać przywiązanie Tomasa do mojego ojca. Byli nierozłączni - dodał Nieto junior. Jego ojciec zmarł latem 2017 roku po wypadku na quadzie, do którego doszło na Ibizie.
"Ponieważ był przebiegły i zręczny, wyprzedzał swoje czasy o jedną prostą. Znajdował możliwości tam, gdzie nikt inny ich nie widział. Wyścigi dawały mu frajdę do końca życia" - napisał w gazecie "AS" Raul Romojaro, dla którego Tomas-Diaz był mentorem. Hiszpan wyszkolił całe pokolenie młodych dziennikarzy.
- Dzieci widywałem tylko zimą, bo w trakcie sezonu cały czas byłem gdzieś na wyścigach. Z Angelem przeżyliśmy mnóstwo wspólnych chwil, bo kiedyś realia były inne. Zawodnicy i dziennikarze byli przyjaciółmi. Podczas wyścigów mieszkaliśmy razem, wspólnie chodziliśmy na posiłki. Nie zamykaliśmy się w kamperze przed światem zewnętrznym i dziennikarzami - mówi w jednym z ostatnich wywiadów Tomas-Diaz.
Równie smutne wieści przekazał syn Jose Marii Candeli. W czwartek próbował się on dodzwonić do niego z powodu obchodzonego w Hiszpanii dnia ojca. Nikt jednak nie podnosił słuchawki. Raz, drugi, trzeci. 59-letni dziennikarz mieszkał sam od momentu rozwodu.
Syn wezwał służby, które po przybyciu do mieszkania w nocy z czwartku na piątek stwierdziły zgon Candeli. Dziennikarz przez kilka ostatnich dni miał czuć się gorzej. Nie miał gorączki. Za to występowały u niego problemy z oddychaniem i ogólne zmęczenie. Telefonował w tej sprawie do brata, a ten polecił mu, by odpoczywał.
Nikt nie podejrzewał, że Candela zakażony jest koronawirusem. Dlatego wizytę w przychodni miał zaplanowaną dopiero na 20 marca (piątek). Jak się okazało, nie doczekał jej.
Czytaj także:
Grand Prix Holandii w tym roku może się nie odbyć
Sezon F1 nie ruszy nawet w czerwcu?