Do nieszczęśliwego wypadku doszło na początku listopada w trakcie treningu na torze saneczkowym w Yanqin pod Pekinem. To właśnie tam mają odbywać się olimpijskie zmagania. Polak podczas swojego ślizgu uderzył w zamkniętą bramkę przejazdową, która powinna być otwarta.
Diagnoza była bardzo zła - pęknięcie rzepki w lewym kolanie oraz głęboko rozcięta goleń i łydka w prawej nodze. Pierwsze informacje mówiły nawet o tym, że popularny "Mewa" doznał złamania otwartego. - Wizualnie tak to wyglądało - przyznał trener naszej reprezentacji Marek Skowroński.
Po ponad dwóch miesiącach Mateusz Sochowicz powrócił do startów. Polski saneczkarz zajął 22. miejsce na mistrzostwach Europy w St. Moritz. Zawody zaliczają się też do Pucharu Świata. Wrocławianin w mediach społecznościowych opublikował post, w których opowiedział o swoich odczuciach.
ZOBACZ WIDEO: Kolejny problem polskich skoków. Ekspert na razie przestrzega przed takim rozwiązaniem
"Wyjazd na próbę przedolimpijską postawił wszystko na co pracowałem przez 4 lata pod wielkim znakiem zapytania co mi dosadnie udowodniło, że nigdy nie możesz być niczego pewien bo życie potrafi naprawdę mocno kopnąć w du**"" - napisał na Facebooku.
Z powrotu oprócz kibiców mocno cieszy się Polski Związek Sportów Saneczkowych. Mimo groźnej kontuzji "Mewa" znalazł się w olimpijskiej kadrze, która już za dwa tygodnie rozpocznie rywalizację w Pekinie.
"Historia pisze się na naszych oczach. Mateusz, dzięki wsparciu sporej grupy profesjonalistów oraz własnej, nieprawdopodobnie tytanicznej pracy, przełamywaniu nie tylko barier ale i ograniczeń organizmu - znów się ściga" - czytamy w poście PZSS.
Zobacz też:
Szczere wyznanie polskiego skoczka. "Leżałem w łóżku załamany"
"Widzimy mizerię, a były zapewnienia, że będzie lepiej". Mocny komentarz ws. polskich skoczków