Żużel. Doszliśmy do ściany. Powrót KSM jest nieunikniony

WP SportoweFakty / Julia Podlewska / Na zdjęciu: Jarosław Hampel przed Patrykiem Dudkiem
WP SportoweFakty / Julia Podlewska / Na zdjęciu: Jarosław Hampel przed Patrykiem Dudkiem

Choć za nami dopiero sześć kolejek PGE Ekstraligi, to większość drużyn już myśli o... kolejnym sezonie. Coraz częściej pojawia się pomysł powrotu do KSM, czyli kalkulowanej średniej meczowej. - Bez tego stadiony będą pustoszeć - mówi Jacek Frątczak.

W tym artykule dowiesz się o:

Przypomnijmy, że podobny system ostatnio obowiązywał w Polsce w latach 2012-2013. Każdy z zawodników na podstawie indywidualnej średniej biegowej miał wyliczany własny współczynnik, a prezesi musieli budować drużyny tak, by nie przekroczyć limitu KSM na drużynę. Docelowo taki zabieg miałby zmniejszyć ceny za zawodników i wyrównać poziom pomiędzy beniaminkiem, a resztą drużyn.

Mateusz Puka, WP SportoweFakty: Mamy dopiero początek czerwca, a w PGE Ekstralidze sezon transferowy jest już w pełni. Pamięta pan, by kiedykolwiek transferowe polowanie rozpoczęło się już po szóstej kolejce?

Jacek Frątczak, były menedżer Apatora i Falubazu: To ewenement, ale szczerze mówiąc spodziewałem się tego. Sytuacja klubów jest stabilna i niemal wszyscy znają już swój status na ten sezon. Sześć klubów jest spokojnych o awans do play-off, można też z dużą dozą prawdopodobieństwa wskazać, kto spadnie. Takie sytuacje sprawiają, że działacze mogą już myśleć o kolejnym sezonie i planować ewentualne wzmocnienia.

To jedyny powód tak wczesnego ruchu na giełdzie transferowej?

Oczywiście drugim powodem jest wojna w Ukrainie i wykluczenie rosyjskich zawodników. Nie wiadomo, czy za rok Rosjanie będą mogli startować w PGE Ekstralidze, więc działacze muszą już teraz martwić się, jak zapełnić lukę po tych zawodnikach. Na rynku nie ma z kolei zbyt wielu żużlowców na ekstraligowym poziomie, a to powoduje, że na wartościowe transfery będą mogli liczyć tylko ci, którzy zabiorą się za nie już teraz. Rynek jest ubogi, a apetyty na sukces są w wielu ośrodkach.

ZOBACZ WIDEO Murawski ocenia swoją prezesurę w GKM-ie. "Sportowo to się nie broni, ale..."

Beniaminek znów będzie miał gigantyczne problemy?

Sytuacja jest fatalna i klub, który w tym roku awansuje do PGE Ekstraligi, stanie przed jeszcze trudniejszym zadaniem niż Arged Malesa Ostrów. Żaden z zawodników nie podpisze teraz zobowiązania z pierwszoligowcem, bo do września nie będzie wiadomo, która drużyna awansuje. Taki sam problem, w przypadku awansu, będzie miała zarówno Abramczyk Polonia Bydgoszcz, Stelmet Falubaz Zielona Góra i Cellfast Wilki Krosno. Trzeba założyć, że każdy z tych zespołów po awansie potrzebowałby przynajmniej dwóch zawodników na najwyższym poziomie, a będzie miał problem z jakimkolwiek transferem, bo w takim tempie do lipca będziemy znali przyszłoroczne składy siedmiu zespołów ekstraligowych. Brak czterech Rosjan spowoduje, że beniaminkowi nie zostanie ani jeden solidny żużlowiec.

Czyli celem awansu będzie tak naprawdę wzięcie 7,5 miliona złotych z PGE Ekstraligi, a liga znów będzie bardzo przewidywalna?

Nie wolno tak do tego podchodzić, bo to tylko sport i tutaj wszystko jest możliwe. Mam wrażenie, że gdyby ostrowianie mieli inne podejście, to też mieliby znacznie większe szanse na utrzymanie. Groźniejsze jest to, że beniaminek musi się przygotować na bardzo trudny sezon i mieć świadomość, że nawet kibice, którzy są bardzo spragnieni żużla na najwyższym poziomie, nie zaakceptują serii porażek. Puste trybuny kiepsko wpływają na wizerunek ligi. W interesie wszystkich jest więc pomóc beniaminkowi stosownymi zapisami w regulaminie.

Co to oznacza?

Mowa oczywiście o KSM. To coraz poważniejszy temat, a znając władze PGE Ekstraligi, jestem przekonany, że bardzo mocno rozważają wprowadzenie tego systemu już od 2023 roku. Zawodników jest za mało, a rynek jest strasznie zabetonowany. Trzeba sobie powiedzieć otwarcie, że w tej chwili nie mamy tylu wartościowych zawodników, by mieć wyrównaną, ośmiozespołową ligę na najwyższym poziomie. Poza tym to wyrównałoby szanse poszczególnych zespołów, które mają zupełnie inne możliwości budżetowe. Doszliśmy do ściany i musimy coś zmienić.

Powrót KSM to jedyne rozwiązanie, by uatrakcyjnić rozgrywki?
Ideałem było rozszerzenie rozgrywek do 10 zespołów i jednoczesne wprowadzenie KSM. Rozumiem jednak argument, że jest na to jeszcze za wcześnie. Samo wprowadzenie KSM jest więc dobrym rozwiązaniem na najbliższy sezon. Oczywiście z zastrzeżeniem, że KSM poszczególnych zawodników musi być liczony z pięciu ostatnich sezonów i musi być ustawiony na rozsądnym poziomie, by nie burzyć wszystkich składów. Dodatkowo uważam, że powinny być przygotowane dodatkowe bonusy dla klubów, które wprowadzają do składu swoich wychowanków.

Jacek Frątczak
Jacek Frątczak

Jakie bonusy konkretnie ma pan na myśli?
Takie, które pozwalałyby kontynuować proces szkolenia i promowały drużyny, które szkolą zawodników. Wychowanek po skończeniu wieku juniora mógłby zostać w drużynie ze stałym współczynnikiem KSM na poziomie 2,5. Polacy na pozycjach U24 mogliby mieć z kolei stały współczynnik 4,5. To zachęcałoby do szkolenia i odbierało argument o niszczeniu wieloletniej koncepcji składów.

Większość fanów mocno krytykuje próby ingerencji w wolny rynek i nie chce słyszeć o powrocie nieudanego eksperymentu z KSM.

Zanim zaczniemy krytykować pomysł z wprowadzeniem KSM, warto zwrócić uwagę jak mocno ci sami fani krytykują tegoroczne rozgrywki. Kibice mają zresztą rację, bo takie mecze jak Arged Malesa - Motor nie dość, że nie mają żadnej stawki, to są średnio interesujące. Jeśli pozostawimy rozgrywki bez reformy, nie zdziwmy się, że za rok na trybunach będzie jeszcze mniej fanów.

Czy nie jest już za późno na tak poważne zmiany przed kolejnym sezonie?

To nie jest jakoś bardzo skomplikowany proces. Władze PGE Ekstraligi na pewno analizują sytuację i wystarczy, by w ciągu najbliższych tygodni pojawił się komunikat o planowanych zmianach. Wtedy do września byłby czas na debatę i opracowanie konkretnych rozwiązań. Proszę zwrócić uwagę, że to byłby hamulec na rynek transferowy i rozmowy z zawodnikami musiałyby zostać wstrzymane aż do września. Już samo to, wyrównałoby szanse klubów. Po tych słowach będę zapewne wrogiem w kilku klubach, ale moim zdaniem PGE Ekstraliga w takim kształcie nie ma sensu. Mamy zawodników na sześć, góra siedem zespołów, a jeśli chcemy rywalizować w osiem klubów, to niezbędne są dodatkowe regulacje. Reformę trzeba jednak przeprowadzić mądrze, by nie ukarać klubów, które szkolą młodych zawodników.

Czytaj więcej:
Lider proponował transfer swojemu klubowi
Legenda Apatora mówi wprost o Rosjanach

Źródło artykułu: