Żużel. Marek Grzyb: Takie projekty jak Arged Malesa w PGE Ekstralidze nie mają prawa się udać [WYWIAD]

WP SportoweFakty / Dawid Lis / Na zdjęciu: Marek Grzyb
WP SportoweFakty / Dawid Lis / Na zdjęciu: Marek Grzyb

- Nie chcę dyskryminować Arged Malesy Ostrów, ale takie projekty jak ten są skazane na niepowodzenie. Same chęci i ambicja to za mało na PGE Ekstraligę - mówi Marek Grzyb, prezes Moje Bermudy Stali Gorzów.

Jarosław Galewski, WP SportoweFakty: Przed meczem z Arged Malesą Ostrów sporo mówiło się o finansach w Moje Bermudy Stali Gorzów. Czy takie spotkania jak to z beniaminkiem rujnują budżet i jak wygląda pod tym względem wasza sytuacja?

Marek Grzyb, prezes Moje Bermudy Stali Gorzów: Wygraliśmy 55:35 i taki wynik nie był katastrofą, ale tylko ze względu na to, że zawodnicy pozwolili jechać młodszych kolegom. Gdyby do tego nie doszło, to mogło skończyć się nawet szóstką z przodu. To byłoby bardzo prawdopodobne, bo dodatkowo biegi dostaliby Bartosz Zmarzlik, Szymon Woźniak czy Martin Vaculik. W mojej ocenie w tym przypadku mówimy o problemie całej ligi.

Co ma pan na myśli?

Beniaminek bardzo długo walczy o awans do PGE Ekstraligi i zawodnicy nie czekają na rozstrzygnięcie tej rywalizacji, bo dogadują się wcześniej. Nic dziwnego, bo chcą mieć pewne miejsca w składach drużyn i najlepiej, żeby były to ekipy liczące się w walce o play-off. Nikt nie jest chętny na taką próbę i szansę dla drużyny z niższej ligi. W związku z tym uważam, że przy obecnych regulacjach takie projekty jak Arged Malesa Ostrów w PGE Ekstralidze nie mają prawa się udać. One są wręcz skazane na porażkę. Nie chcę dyskryminować klubu, bo wiem, że wywalczyli to sobie na torze, ale same chęci i ambicja to za mało.

ZOBACZ WIDEO Ekspert grzmi: To antyreklama żużla! Czy Polska popełnia błąd w szkoleniu?

A czego potrzeba?

Klub musi mieć jakąś perspektywę, żeby klasowy zawodnik zaryzykował i zaczekał lub podpisał tam kontrakt już rok wcześniej i walczył o awans. To byłby też jasny sygnał, że w klubie jest zaplecze sponsorskie, a więc i finansowe. To wszystko mogłoby z czasem skusić kolejnych żużlowców, bo oni są naprawdę inteligentni i widzą, co się dzieje na rynku. Ostrów to oczywiście fajny klub. Doceniam, że zaangażował się tam prezes, trener, kibice i władze miasta, ale to wszystko za mało w konfrontacji z tym, co zbudowały przez lata zespoły z PGE Ekstraligi.

Powiedział pan, że zawodnicy Stali oddali biegi młodszych kolegom. To była wspólna decyzja czy zakomunikowaliście żużlowcom, że w takim meczu jak ten są potrzebne oszczędności?

Niczego nikomu nie narzucaliśmy. U nas panuje normalna, koleżeńska atmosfera. Wiele razy mówiłem, że zestawialiśmy drużynę, by były w niej właśnie takie relacje. Poza tym oni myślą logicznie. Wiedzą, że w fazie play-off będą potrzebne punkty tych młodszych, bo bez nich nie pojedziemy o najwyższe cele. Zgadzam się z tym, co powiedział Krystian Plech. W PGE Ekstralidze są dwa kluby, które mają przemyślane składy pod względem charakterów. To Motor Lublin i właśnie Stal Gorzów. Ci żużlowcy chcą ze sobą przebywać także poza stadionem, iść ze sobą na kolację i dlatego takie historie nie powodują konfliktów. Nie ma mowy o tym, że komuś zabiera się biegi. Nie ma nakazów i przykazów, ale świadome decyzje, za które mam szacunek do chłopaków.

Przed meczem mówił pan, że w takich meczach jak z Arged Malesą zawodnicy powinni jechać za 70 proc. stawki, co niektórzy odczytali jako sygnał, że w Stali chyba nie jest najlepiej z finansami.

To nie tak. Ja powiedziałem o tym w imieniu wszystkich klubów. Wcześniej taki problem i to w bardziej zdecydowany sposób sygnalizował już Andrzej Rusko z Betard Sparty Wrocław. Czytałem Jacka Frątczaka w Interii, którego zdaniem prezes Stali Gorzów powinien wiedzieć przed sezonem, że będzie taki mecz jak ten i uwzględnić to przy proponowaniu stawek. No to przepraszam bardzo, ale nie ma pan pojęcia, o czym mówi. Skąd mam wiedzieć, kogo zakontraktuje beniaminek i kto nim w ogóle będzie, skoro o współpracy z obecnymi zawodnikami często rozmawia się już w połowie rozgrywek? Równie dobrze mógłbym przewidywać, jaka będzie pogoda za miesiąc.

Wróćmy jednak do finansów w Stali.

Mojej wypowiedzi nie należy czytać tak, że w Stali coś się nie spina. Idziemy zgodnie z budżetem. Nie zwróciłem uwagi na ten temat ze względu na jakieś problemy finansowe, ale chodziło o racjonalne myślenie. Uważam, że to jest naprawdę ważna kwestia i dlatego warto o tym mówić.

Z tego powodu znowu wraca temat KSM. Co pan na to?

Byłbym od tego rozwiązania bardzo daleki, bo z jakiegoś powodu stworzyliśmy Ekstraligę U24. Nam udało już się znaleźć Timiego Salonena, o którym jeszcze niedawno niewiele osób słyszało. Może i on nie jest jeszcze gotowy na najwyższą klasę rozgrywkową, ale trzeba cierpliwości i poważnego podejścia do tego projektu pozostałych klubów, także od strony finansowej. Ja tylko przypomnę, że David Bellego, a wcześniej Robert Lambert czy Anders Thomsen i Mikkel Michelsen też musieli przejść określoną drogę, zanim stali się żużlowcami ekstraligowymi. Uważam zatem, że KSM to byłaby pochopna decyzja. Powinniśmy dać szansę projektowi stawiania na żużlowców do 24 lat. A jeśli chodzi o beniaminka, to niestety, ale problem na razie może się powtarzać, jeśli to nie będzie projekt poparty lepszym zapleczem finansowym.

Co pan sądzi o opiniach, że przez sześć drużyn w fazie play-off PGE Ekstraliga jest w tym roku nudna i za chwilę czeka nas odpływ kibiców z trybun?

Rozumiem, że mówimy o nudzie przez pryzmat tego, że łatwo wytypować, kto wejdzie do szóstki?

Nie sądzi pan, że to wystarczający powód? Jeśli jest przewidywalnie, to jest nudno.

Mogło być inaczej, gdybyśmy mieli osiem drużyn z szansami na play-off. Poza tym zwróciłbym uwagę na to, że topowe drużyny jadą ze sobą na styku. Te mecze są naprawdę zacięte i rozstrzygają się w biegach nominowanych. Nie jest zatem nudno.

Wszystko się zgadza, ale wyniki tych meczów nie mają obecnie większego znaczenia. Przecież liga byłaby teraz pasjonująca, gdybyśmy mieli play-off złożony z czterech ekip. Byłoby wiele znaków zapytania.

To prawda. Wychodzi zatem na to, że mamy dwie drogi. Można wrócić do czterech drużyn w play-off i wtedy jest większa szansa, że walka o czwórkę będzie rozgrywać się do ostatniej kolejki. Druga opcja to KSM, by wyrównać szanse i wtedy może zostać sześć ekip w play-off. Jeśli mam być szczery, to bliższe jest mi to pierwsze rozwiązanie. Jak już powiedziałem, jestem zwolennikiem kontynuacji projektu Ekstraligi U24, a KSM mi się z tym mocno kłóci. Poza tym KSM rodzi pytania, na jakim poziomie miałby on funkcjonować. Może i to ma jakieś plusy, ale nie pasuje mi do całej strategii. Jako Stal Gorzów wydajemy na szkolenie zawodników do 24 roku od 1,5 do 2 milionów. Uważamy, że warto, bo z czasem znajdziemy tam kogoś, kto wskoczy do PGE Ekstraligi. Jeśli inne kluby pójdą podobną drogą, to rynek zawodniczy ma z czasem szanse się zmienić.

Zobacz także:
Przyjemski myśli o nowej umowie
Kibice oburzeni. GKSŻ tłumaczy

Źródło artykułu: