Żużel. Kędziora grzmi po meczu w Grudziądzu. "Moja drużyna przypominała ser szwajcarski, była dziurawa z wielu stron"

WP SportoweFakty / Patryk Kowalski / Na zdjęciu: Lech Kędziora
WP SportoweFakty / Patryk Kowalski / Na zdjęciu: Lech Kędziora

Osłabiony ZOOleszcz GKM już po pierwszym biegu objął prowadzenie, którego nie oddał do końca spotkania. Trener zielona-energia.com Włókniarza po meczu nie krył rozczarowania występem swojej drużyny.

zielona-energia.com Włókniarz Częstochowa przyjechał do Grudziądza po zwycięstwo, a tymczasem wrócił na tarczy. Lwy nie potrafiły wykorzystać osłabienia gospodarzy, którzy musieli radzić sobie nie tylko bez Nickiego Pedersena, ale i Kacpra Łobodzińskiego, poturbowanego w finale Brązowego Kasku.

Plan Włókniarza na to spotkanie był zupełnie inny

Braki kadrowe nie przeszkodziły GKM-owi w pokonaniu przyjezdnych, którym przypadł tylko punkt bonusowy, wywalczony dzięki wysokiej wygranej w konfrontacji obu drużyn pod Jasną Górą. Po meczu występ swojego zespołu dosadnie skomentował trener Lech Kędziora.

- Nie chodziło o to, żebyśmy walczyli z ZOOleszcz GKM-em Grudziądz jak równy z równy i utrzymywali wynik oscylujący wokół remisu. To my mieliśmy wypracować bezpieczną przewagę, celem było zwycięstwo w tym spotkaniu. Niestety moja drużyna wyglądała dzisiaj jak ser szwajcarski, były w niej ogromne dziury, które okazały się nie do załatania. Raziły niedociągnięcia poszczególnych zawodników, indywidualne błędy na dystansie, problemy z dopasowaniem się do nawierzchni. To wszystko musiało zaważyć i zaważyło na wyniku - zauważył szkoleniowiec Włókniarza.

ZOBACZ WIDEO Kacper Pludra: Cieszę się, że trafiłem do Grudziądza. Odżyłem

Woryna i Madsen to za mało na PGE Ekstraligę

Trener Włókniarza Częstochowa dodał, że na dobrą sprawę poziom ekstraligowy w jego drużynie zaprezentowało tylko dwóch żużlowców, a mianowicie bardzo dobrze dysponowany Kacper Woryna i nieźle punktujący Leon Madsen. W ogólnym rozrachunku to było jednak o wiele za mało, żeby móc mówić z optymizmem o następnych spotkaniach.

- Przyznam, że Woryna i Madsen pokazali się z dobrej strony, niemniej to nie wystarcza. Duńczyk miał wprawdzie na początku pewne problemy z odczytaniem toru, ale on nie jest przecież maszyną i ma kilku kolegów do pomocy, przynajmniej teoretycznie. Lada moment czeka nas kolejny trudny mecz, na który musimy być gotowi. Trzeba walczyć dalej, przy czym nie może być takich luk w składzie jak w Grudziądzu - mówił Lech Kędziora.

Przed Jeppesenem jeszcze dużo pracy 

Szkoleniowiec Lwów odniósł się też do kłopotów niektórych zawodników w jego zespole, między innymi dość wymownie komentując postawę Jonasa Jeppesena, który już po raz kolejny w tym sezonie nie zachwycił formą.

- Jeżeli chodzi o Jeppesena, dzisiaj wszyscy mieli dobry punkt odniesienia, gdyż można było porównać jego jazdę do poziomu, który prezentował Frederik Jakobsen. Nie chcę wchodzić teraz w szczegóły, bo to nie ma sensu, ale przed Jeppesenem wciąż bardzo daleka droga. Są takie czasy, że sprzęt dzisiaj mają wszyscy w zasadzie taki sam, żużlowcy powinni się ścigać w każdych warunkach i nie przystoi tłumaczyć się słabszymi silnikami. To nie są te lata, kiedy ja się ścigałem na żużlu, a o wynikach decydowały w dużej mierze różnice sprzętowe - stwierdził trener Lwów.

- Mateusz Świdnicki ma z kolei zauważalne problemy w meczach wyjazdowych. Główną przyczyną jego słabego występu były błędy indywidualne na dystansie. Odjeżdżał od krawężnika, a grudziądzanie go wtedy wyprzedzali. Analizowaliśmy mecz GKM-u z Unią. Te błędy, które popełniali leszczynianie, my z GKM-em niestety powieliliśmy - podsumował Kędziora.

Bogumił Burczyk, WP SportoweFakty

Zobacz także:
Krakowiak niczym Pedersen
Kolejny świetny mecz Jakobsena

Źródło artykułu: