Choć Stelmet Falubaz Zielona Góra przed rozpoczęciem dwumeczu z H.Skrzydlewska Orłem był jego zdecydowanym faworytem, w tej chwili sytuacja nie wygląda już tak różowo. Wszystko przez dość niespodziewaną, dziesięciopunktową porażkę w Łodzi, która w połączeniu z domowym zwycięstwem Zdunek Wybrzeża Gdańsk nad Abramczyk Polonią Bydgoszcz przyprawiła Marka Mroza i Tomasza Szymankiewicza o niemały ból głowy.
Będzie kolejna niespodzianka?
Wynik pierwszego spotkania w Łodzi wcale nie oznacza, że gdańszczanie mogą być pełni optymizmu. Wręcz przeciwnie. Oczywiście nie należy odbierać szans żużlowcom Orła, którzy jak najbardziej są w stanie wywalczyć punkty przy W69, będzie jednak o to niezwykle trudno. Lubuszanie doskonale wiedzą, o co toczy się gra i są mimo wszystko faworytem tego pojedynku. Niemniej trener Wybrzeża Eryk Jóźwiak, jest zdania, że jego drużyna wcale nie musi żegnać się z rozgrywkami.
- Przegrywamy z Polonią, ale sezon się dla nas jeszcze nie skończył. To się stanie dopiero, gdy będziemy za burtą, a przecież jeszcze nie jesteśmy. Trzeba poczekać na rozstrzygnięcia wszystkich spotkań. Trzymamy kciuki za Orła, nasz los jest w ich rękach. W sporcie nie wolno nikomu odbierać szans. Jeżeli łodzianie już raz poradzili sobie zdecydowanie z jednym z faworytów do awansu, to dlaczego nie mają także wygrać w Zielonej Górze? Myślę, że ich na to stać. Jeżeli nawet wyszarpią remis, on także nas premiuje. Musimy czekać, nic innego nam nie pozostało - przyznał Eryk Jóźwiak.
ZOBACZ WIDEO Krytykują pomysł Cegielskiego. Chodzi o wynagrodzenia zawodników
Zespół znad Brdy pokazał moc
Menedżer Zdunek Wybrzeża Gdańsk odniósł się również do przegranego rewanżu w Bydgoszczy. Przyznał również, że gospodarze byli zdecydowanie i obnażyli braki jego zespołu. Jóźwiak dodał też, że GKS czeka dużo pracy.
- Należy zacząć od tego, że to wszystko miało wyglądać inaczej. Chcieliśmy powalczyć o zdecydowanie lepszy wynik, co się niestety nie udało. Patrząc na zdobycze moich żużlowców, można dojść do wniosku, że utrzymujący się dość długo rezultat, który teoretycznie umożliwiał nawiązanie walki i pogoń za gospodarzami, to i tak był sukces, zważywszy, że punktował właściwie tylko Rasmus Jensen. Nie da się wygrać meczu jednym zawodnikiem. Polonia była silniejszą drużyną i wygrała zasłużenie. Pokazała moc. To było widoczne na torze, zaprezentowaliśmy się po prostu słabiej. Wniosek z tego, że musimy nad sobą dalej pracować. Gdyby wszystko było w porządku, nie przegralibyśmy przecież aż 56-34 mówił Eryk Jóźwiak.
W trakcie meczu robili, co mogli
Zawodnicy i sztab szkoleniowy Zdunek Wybrzeża robili wszystko, żeby odwrócić losy spotkania. Jego początek w ich wykonaniu wcale nie był zły, gdyż zaczęli od biegowej wygranej. Cała pierwsza seria także dawała nadzieję gdańskimi kibicom, bo przecież strata czterech punktów po tyluż biegach to nie wyrok, co pokazał pierwszy pojedynek w Gdańsku. Ostatecznie jednak fanom GKS-u przyszło zaznać goryczy dotkliwej porażki
- Oczywiście naradzaliśmy się między sobą, staraliśmy się dobrać przełożenia, tak aby jechać lepiej. Rasmus próbował pomóc kolegom, ale to nie jest takie proste. Jadąc w Gdańsku mecze domowe poszczególni zawodnicy mają inaczej poustawiane zębatki, bo każdy ma swoje preferencje. To nie działa na zasadzie, że Rasmus ma ją założoną tak, reszta zrobi to samo i zacznie skutecznie punktować. Ja też uczulałem żużlowców na to, co robią źle. Najczęściej jechali środkiem toru, a gospodarze objeżdżali ich dwiema ścieżkami, odpowiednio po zewnętrznej i wewnętrznej. Którąś trzeba było zamykać. Jaki był tego efekt, wszyscy widzieliśmy. Byliśmy słabsi, trzeba pogratulować Polonii i wziąć to na klatę - podsumował Eryk Jóźwiak.
Bogumił Burczyk WP SportoweFakty
Zobacz także:
- Unia przeciwstawi się Motorowi? "Leszczynianie trafili najgorzej jak mogli, ale na pewno nie są bez szans"
- Grzegorz Zengota odzyskał blask. "Wróciłem z dalekiej podróży"