We wspomnianym półfinale rywalami Bartosza Zmarzlika byli Daniel Bewley, Robert Lambert i Tai Woffinden. Reprezentant Polski po słabym starcie był w stanie wyprzedzić jedynie trzykrotnego indywidualnego mistrza świata. Na pozostałą dwójkę Brytyjczyków zabrakło już czasu, co oznaczało, że Zmarzlik nie znajdzie się w finale turnieju.
- Grand Prix było dość ciekawe. Jest mi jednak trochę smutno, że Bartek nie wskoczył do finału - mówi nam Władysław Komarnicki. - Byłem tym zaskoczony, bo wydawało mi się, że pierwsze pole nie było złe. Nie raz jest tak, że zawodnicy potrafią przekombinować. Odnoszę wrażenie, że coś źle przestawił. Trudno podejrzewać Bartka, że nie ma umiejętności. Raczej pobłądził z ustawieniami - dodaje honorowy prezes gorzowskiej Stali.
Po turnieju we Wrocławiu przewaga Bartosza Zmarzlika w klasyfikacji generalnej nad drugim Leonem Madsenem stopniała do szesnastu punktów. Nasz rozmówca uważa, że tylko kataklizm mógłby pozbawić reprezentanta Polski trzeciego w karierze tytułu mistrzowskiego.
- Według mnie Bartek nie musi się martwić, bo ta przewaga jest naprawdę spora. Wprawdzie Madsen odrobił sześć punktów, ale zostały tylko trzy rundy Grand Prix. Bartek musiałby się położyć, żeby nie zostać mistrzem świata. Jestem głęboko przekonany, że Bartek tym mistrzem świata zostanie. On jest merytorycznie przygotowany do tego od A do Z - mówi Władysław Komarnicki.
W kalendarzu cyklu Grand Prix pozostały jeszcze trzy rundy: w Vojens, w Malilli i w Toruniu. Nasz rozmówca uważa, że Bartosz Zmarzlik zdobycie trzeciego złota przypieczętuje podczas ostatniej rundy. - Tor na Motoarenie Bartkowi leży. Jego ostatnie 19 punktów o czymś świadczą. On tam nie jeździł z leszczami. Trudno wyrokować, ale myślę, że Toruń będzie taką pieczątką - podsumował Komarnicki.
Zobacz także:
Polonia zbroi się na sezon 2023
Problem z oświetleniem na stadionie w Zielonej Górze
ZOBACZ WIDEO Co się dzieje z Holderem? Ekspert wskazuje jasną przyczynę