Dmuchana banda. Niby tak niewiele, a uratowała życie i zdrowie wielu zawodnikom. Po każdej groźnej kraksie, z której zawodnicy wychodzą cało lub z mniej poważniejszymi konsekwencjami, niż mogłyby one mieć na torze bez tzw. "dmuchańca", mówi się o tym, jak wiele dobrego dla speedwaya zrobił Tony Briggs.
- Sam jeździłem na żużlu. Byłem wtedy dość młody i naprawdę niezły, byłem drugim juniorem świata. Miałem wypadek w Coventry, gdzie uderzyłem w bandę. Złamałem kręgosłup w odcinku szyjnym, co generalnie zakończyło moją karierę - przyznaje Nowozelandczyk w rozmowie ze sport.tvp.pl.
Rodzajów band na żużlowych torach jest wiele, choć w 98 procentach przypadków mówimy o dmuchanych zabezpieczeniach. Wiele mówiło się o tym, co spotkali zawodnicy w Glasgow, gdzie rozgrywano Grand Prix Challenge. Szymon Woźniak przed kamerami Eleven Sports zdradził, że na szkockim owalu banda miała praktycznie wszystko... poza powietrzem. Jego zdaniem to właśnie przez twardość tej bandy nogę miał złamać Anders Thomsen.
ZOBACZ WIDEO Martin Vaculik o odejściu Bartosza Zmarzlika. "To tylko motywacja"
W przypadku popularnie określanych "dmuchańców" mieliśmy wiele sytuacji, które wyglądały koszmarnie, a po chwili zawodnicy wstawali o własnych siłach, wracali do parku maszyn i kilka minut później rywalizowali dalej.
- Jestem bardzo dumny z tych band. Wcześniej takich nie było, wykorzystywano inny system - bardzo drogi. Ten, który wynalazłem, wciąż sporo kosztuje, ale jest dwukrotnie tańszy, a do tego zapewnia dwa razy większą ochronę. Mogą sobie na niego pozwolić nie tylko wielkie kluby - także te mniejsze. A to zrobiło ogromną różnicę w żużlu. Rzadko kiedy oglądasz mecz PGE Ekstraligi, żeby ktoś nie wpadł w bandę. I zawodnicy normalnie wstają, a gdyby uderzali w zwykłe bandy, nie wstawaliby - dodał.
Wielu kibiców, którzy mają sporadyczny lub pierwszy kontakt z żużlem zastanawia się, dlaczego dmuchane bandy są tylko na łukach, a nie ma ich, tak jak przed laty również na prostych startowych, gdzie też dochodzi do niebezpiecznych upadków, jak np. Daniela Bewley'a we Wrocławiu, czy Adriana Miedzińskiego i Maxa Fricka w Zielonej Górze.
Tony Briggs nie ukrywa, że byłoby to bardzo niebezpieczne. Przekonał się o tym kilka lat temu Lukas Dryml. Czech zahaczył o jeden z takich elementów i zanotował poważny wypadek. - Nigdy nie zrobię niczego na prostych. Kiedyś w Grand Prix stosowali cieńsze bandy na prostych, ale doszło do kilku groźnych wypadków i zrezygnowali z nich - skomentował.
Briggs w rozmowie z tvp.sport.pl opowiada, jak wyglądał proces tworzenia takiej bandy. Otóż w tworzeniu zabezpieczenia toru żużlowego pomagali mu m.in. eksperci z Instytutu Bezpieczeństwa Sportów Motorowych z FIA, którzy na co dzień zajmują się bezpieczeństwem torów F1. Pomagali mu oni pracować kryteria testów dla band pneumatycznych.
- Jeden z ekspertów wytłumaczył mi, że sporty motorowe nigdy nie będą w pełni bezpieczne. Można tylko starać się wyeliminować największe zagrożenia. I właśnie to staramy się zrobić – podsumował Briggs.
Czytaj także:
Jonas Jeppesen odstawiony na boczny tor. Trener tłumaczy powody
"Niezrozumiała walka z Putinem, który nie wie, co to żużel"