Antonio Lindbaeck i Philip Hellstroem-Baengs w ostatnich miesiącach praktycznie się nie rozstawali. Gdzie startował starszy Szwed, tam był też i młodszy. Podpisywali kontrakty w jednych drużynach, by móc ze sobą stale przebywać i współpracować.
Starszy miał wychodzić z problemów i być mentorem dla młodszego, a ten z kolei miał się uczyć od byłego uczestnika cyklu Speedway Grand Prix. Ich współpraca nie przetrwała jednak nawet pełnego sezonu, a teraz obie strony rzucają finansowe oskarżenia wobec drugich.
Team Hellstroema-Baengsa uważa, że Lindbaeck jest im winien pieniądze. Z kolei Lindbaeck nie wie, za co co miałby być dłużny. - Chciałbym zobaczyć dokumenty i dowody na to. To team jest mi winien, bo nie otrzymałem swojej ostatniej pensji w wysokości 30 tysięcy koron - mówi Lindbaeck cytowany przez Avesta Tidning.
- Nie jestem winien mu ani grosza! - grzmi ojciec zawodnika, Tomas Hellstroem-Baengs. - Przed sezonem musieliśmy wiele opłacić, by Antonio mógł jeździć. Rozwiązałem ten problem i opłaciłem kary. A w umowie nie było nic, że zapłacę to osobiście - dodaje.
Lindbaeck w szwedzkich mediach przyznaje, że on nie ma problemu z tym, aby ewentualnie dalej startować w tych samych drużynach, co młoda nadzieja szwedzkiego żużla. Uważa jednak, że opiekun, trwającego jeszcze do niedawna teamu, a zarazem ojciec Philipa Hellstroema-Baengsa będzie burzył atmosferę w parku maszyn.
Czytaj także:
Rośnie kolejny talent w Europie
Na brak ofert nie narzekał. Wyjaśnia powody, dla których nie zmienił klubu
ZOBACZ WIDEO Żużel. Magazyn PGE Ekstraligi. Dymek i Kuźbicki gośćmi Musiała