Żużel. Nawet rok zawieszenia za złamanie umowy. Znamy nowe plany PGE Ekstraligi

WP SportoweFakty / Michał Chęć / Na zdjęciu: Jason Doyle
WP SportoweFakty / Michał Chęć / Na zdjęciu: Jason Doyle

Władze PGE Ekstraligi odpowiadają na zarzuty prezesa Unii Leszno, Piotra Rusieckiego o rzekome przyzwolenie na podkupywanie sobie zawodników przez kluby tuż przed otwarciem okna transferowego. Za rok taka sytuacja ma się już nie powtórzyć.

W tym artykule dowiesz się o:

Jason Doyle ma szczęście, że w tym roku nie obowiązuje jeszcze projekt prekontraktów, bo w innym przypadku, Australijczyk nagłą zmianę decyzji i rozstaniem z Fogo Unią Leszno, przypłaciłby nawet rocznym zawieszeniem. Tego właśnie domagał się sternik klubu już teraz, ale z oczywistych powodów nie ma szans na powodzenie swojej akcji.

Do tej pory władze rozgrywek nie miały żadnej kontroli nad nieoficjalnymi porozumieniami. Mimo to prezes Unii Leszno Piotr Rusiecki wprost oskarżył centralę o dawanie przyzwolenia na wyciąganie sobie zawodników.

- Nie uznajemy czegoś takiego jak porozumienia poza okresem transferowym, bo dla nas liczą się tylko kontrakty zawierane w przewidzianych do tego okresach. Wszystko co się dzieje poza oknem transferowym, to sprawa zawodników i klubów. To od nich zależy, jak to rozwiążą. Nie możemy wyciągać żadnych konsekwencji wobec łamania porozumień, bo nie mają one dla nas żadnej wartości prawnej. Zmiany klubów przez zawodników to normalna rzecz i każdy rozumie, że robią to dla pieniędzy. Oczywiście stoimy na stanowisku, że jeśli ktoś obiecał podpisać umowę, to powinien zachować się honorowo i zrobić to, do czego się zobowiązał - mówi prezes PGE Ekstraligi, Wojciech Stępniewski.

ZOBACZ Robert Sawina o swojej przyszłości w Toruniu

Władze rozgrywek już jakiś czas temu ogłosiły, że pracują nad usystematyzowaniem zasad panujących na rynku transferowym. Tegoroczna postawa beniaminka, Wilków Krosno udowodniła, że wcześniejsze deklaracje żużlowców odnośnie przedłużenia umów nie wytrzymują konfrontacji z gigantycznymi pieniędzmi. Władze klubów, którym podebrano zawodników, czują się oszukane i na ostatnią chwilę muszą szukać zastępców na przetrzebionym rynku.

W tym roku swoich dotychczasowych pracodawców "wystawili" Jason Doyle i Krzysztof Kasprzak, a w I lidze Rasmus Jensen, Timo Lahti i Andreas Lyager. Każdy z nich najpierw ogłaszał pozostanie, a gdy pojawiła się lepsza oferta z innego klubu, to w pośpiechu usuwał wcześniejsze wpisy w mediach społecznościowych. Za rok takiej sytuacji ma nie być.

- Dopracowujemy już szczegóły prekontraktów, ale wszystko wskazuje na to, że takie umowy będzie można podpisywać już po siedmiu kolejkach sezonu. To będą oficjalne dokumenty, które po podpisaniu będą trafiały do PGE Ekstraligi, a dzięki temu będziemy mogli wyciągać konsekwencje w razie zmiany decyzji. Zawodnik, który zerwie porozumienie będzie karany rocznym zawieszeniem, a jeśli rozmyśli się klub, to będzie musiał zapłacić zawodnikowi duże odszkodowanie - tłumaczy prezes PGE Ekstraligi, Wojciech Stępniewski.

Co ważne, podpisać prekontrakt będzie można jedynie w sytuacji, gdy klub nie będzie miał wobec zawodnika żadnych zaległości. Rozwiązanie ma funkcjonować jednocześnie na wszystkich szczeblach rozgrywkowych.

Czytaj więcej:
Zengota ma nowy klub w PGE Ekstralidze
Teraz Wilki Krosno zapolują na zawodników Stali Gorzów?!

Źródło artykułu: