Po bandzie: Nie dla nich odszkodowania [FELIETON]

Facebook / SpeedwayTorun / Na zdjęciu: Emil Sajfutdinow
Facebook / SpeedwayTorun / Na zdjęciu: Emil Sajfutdinow

- Jakakolwiek sądowa próba rozliczenia przeszłości przez Sajfutdinowa i Łagutę byłaby mocno nierozważna. I zaogniła niepotrzebnie sprawę niełatwą samą w sobie - pisze w swoim felietonie Wojciech Koerber.

"Po bandzie" to cykl felietonów Wojciecha Koerbera, współautora książek "Pół wieku na czarno" i "Rozliczenie", laureata Złotego Pióra, odznaczonego brązowym medalem PKOl-u za zasługi dla Polskiego Ruchu Olimpijskiego.

***

Jeszcze nigdy tak wielu nie zawdzięczało tak wiele tak nielicznym - rzekł w sierpniu 1940 roku, w brytyjskiej Izbie Gmin, premier Winston Churchill. I wielu z nas do dziś próbuje żyć z przeświadczeniem, że był to hołd złożony polskim lotnikom, co akurat prawdą nie jest. Owszem, była to forma docenienia lotników, tyle że brytyjskich. Tych z RAF-u.

Z kolei dziś kibice zdają sobie sprawę, że w polskim żużlu jeszcze nigdy tak wiele nie zależało od tak niewielu. I tu również powstaje spór, czy mowa o Polakach. Bo tych niewielu jest ledwie dwóch, nazywają się Artiom Łaguta oraz Emil Sajfutdinow. No a Polakami są tylko na papierze, bo w sercu - Rosjanami. Co rodzi niezwykłe komplikacje i moralne, i proceduralne.

Wygląda na to, że po rocznej przerwie Łaguta i Sajfutdinow, a także Andriej Kudriaszow, wrócą do polskich rozgrywek żużlowych. Przy czym dwaj pierwsi znów mają odegrać role gwiazdorskie, natomiast ten trzeci jedynie niewiele znaczącą rólkę. Znawcy prawa przekonują, że nie ma podstaw, by obywateli polskich trzymać z dala od wykonywanego do tej pory zawodu. Choć władze Polskiego Związku Motorowego chciałyby mieć pewność, że ten ruch nie pociągnie za sobą przykrych konsekwencji. Takich jak sądowe domaganie się milionowych odszkodowań za wcześniejsze zawieszenie.

ZOBACZ Krajobraz w Gorzowie bez Zmarzlika. "Każdy musi znaleźć w sobie dodatkowe 10 procent"

Byłby to paskudny chichot historii, gdyby Rosjanie - nieistotne, że z polskim paszportem - mieli teraz, w obliczu wciąż trwającej i brutalnie eskalującej wojny, domagać się jeszcze potężnych reparacji. Rosjanie, którzy dorobili się w Polsce grubych milionów złotych, jakby kilka razy trafili szóstkę w totolotka. Choć, rzecz jasna, nikomu tej forsy nie ukradli, lecz otrzymali w ramach zapłaty za niełatwą pracę. Dokładnie tak samo jak nasi sojusznicy, Amerykanie i Anglicy. A także Szwedzi czy Duńczycy. Taki ruch ze strony Rosjan z polskim paszportem uznałbym za bardzo nieroztropny. A wyrok? Nie jestem prawnikiem, by się wymądrzać, choć zaobserwowałem, że wyroki potrafią też być nieszablonowe i spektakularne. Jak rozumiem, powinny się one opierać o literę prawa, choć nic nie stoi chyba na przeszkodzie, by wysokie sądy mogły się również kierować kwestiami moralności i solidarności.

Jeśli Łaguta i Sajfutdinow rzeczywiście zostaną przywróceni do polskiego speedwaya, przyjmę to i zaakceptuję. Bo uważam, że rok przerwy dla sportowca, tym bardziej po trzydziestce, to już wystarczająco bolesna kara. Choć w tym trudnym sporze nie stoję po żadnej ze stron. Mając świadomość, że obaj są Polakami z wygody i z pobudek merkantylnych, a nie z potrzeby serca. I że, ważna uwaga, do tej pory ścigali się z licencją rosyjską, nie polską, co czyni sprawę zagmatwaną i wcale nie czarno-białą, mimo podwójnego obywatelstwa. Sądzę też, że ludzi spotykają w życiu większe dramaty niż Łagutę czy Sajfutdinowa. Dlatego stoję na stanowisku, że jakakolwiek i ewentualna próba rozliczenia przez nich, par excellence, najświeższej przeszłości byłaby mocno nierozważna. I zaogniła niepotrzebnie sprawę niełatwą samą w sobie.

Bo czym się różnią, de facto, Sajfutdinow i Łaguta od innych rosyjskich żużlowców? I czym Tarasienko od Czugunowa? Że ten pierwszy ma prawdziwą polską żonę, a z nią prawdziwe dziecko, pracuje dla prawdziwego polskiego zawodnika i wciąż nie może jeździć, bo czeka na polskie obywatelstwo, za to drugi jeździć może, bo obywatelstwo zdobył fortelem, zawierając fikcyjne małżeństwo z Polką, a życie dzieląc po prawdzie z prawdziwą Rosjanką. I tak jak Czugunow mógł startować do tej pory, tak będzie mógł nadal, natomiast Tarasienko jak nie mógł, tak dalej nie może. Ot, zezowate szczęście.

A kto przeżywa większe dramaty? Choćby taki Andrij Karpow, który ani nie może w Polsce jeździć, ani domagać się z tego tytułu odszkodowania od rosyjskiego sądu. Jedno, co teraz może, to schować się w schronie, gdy usłyszy sygnał bombowy. I takich uwięzionych Karpowów są tysiące. Sportowców, którzy z nikim nie są w stanie podpisać kontraktu. Sportowców bezrobotnych. Dlatego zasądzenie jakichś odszkodowań Rosjanom z polskim paszportem uznałbym za splunięcie w twarz całemu pokojowemu światu.

Tymczasem my, kibice, żyjemy pytaniem, czy tak niewielu zmieni tak wiele w sezonie 2023, wielu uszczęśliwiając, a wielu niekoniecznie. Co bez wątpienia pokazuje sportową klasę dwójki zawodników, ale też zaściankowość czy specyfikę dyscypliny, w ciągu roku niepotrafiącej się uwolnić od sytuacji, w której dwóch uczestników biznesu kompletnie zmienia układ sił w najlepszej lidze świata.

Choć nam trudno to sobie wyobrazić, bez sportu da się jednak funkcjonować. Nawet długo i dostatnio. Jak Churchill, który dożył dziewięćdziesiątki, a u schyłku żywota zdradził swoją receptę na długowieczność.

- Moje długie życie zawdzięczam sportowi. Nigdy go nie uprawiałem - wyjaśnił.

Wojciech Koerber

Zobacz także:
- Minister sportu mówi o rosyjskich zawodnikach w lidze polskiej
Quiz. Sprawdź swoją wiedzę o tegorocznym sezonie w PGE Ekstralidze!