W Ukrainie pracował jako ratownik medyczny. Gryzie go, że nie może pomóc krajowi w potrzebie

Marko Lewiszyn jest jednym z wielu ukraińskich sportowców, którzy po wybuchu wojny za naszą wschodnią granicą zdecydowali się zostać w Polsce. Żużlowiec przyznaje, że czuje z tego powodu poczucie winy, ponieważ że nie może pomóc ojczyźnie.

Konrad Cinkowski
Konrad Cinkowski
Marko Lewiszyn WP SportoweFakty / Arkadiusz Siwek / Na zdjęciu: Marko Lewiszyn
Żużlowcy w trakcie sezonu, ale także i po jego zakończeniu na brak obowiązków nie narzekają. Wielu z nich na co dzień nie ogranicza się wyłącznie do jazdy w lewo oraz do treningów, ale również podejmują się pracy zawodowej lub zajęć mniej lub bardziej hobbystycznych.

I tak oto np. Krystian Pieszczek prowadzi salon wypożyczalni oraz studio kosmetyki samochodowej, Jakubowi Jamrogowi często zamiast kevlaru żużlowego zdarza się zakładać Nomex, czyli kombinezon strażacki, a np. Robert Chmiel udziela się w roli trenera mini żużlowej sekcji Rybki Rybnik.

Zimą bezczynnie nie lubi siedzieć również Marko Lewiszyn. Reprezentant Ukrainy, który w przyszłym sezonie będzie reprezentować barwy Cellfast Wilków Krosno w PGE Ekstralidze, znajdywał sobie zajęcie zarówno w przeszłości w ojczyźnie, jak i teraz mieszkając na Podkarpaciu.

ZOBACZ Nicki Pedersen: Musiałem odstawić leki, bo wchodziły mi już na głowę
- Dużo nad tym myślałem. W Równym pracowałem jako ratownik medyczny. Pomysł na to wziął się stąd, że podsunął mi go mój ojciec, który wcześniej również pracował w takim charakterze. Teraz zimą klub nadał mi możliwość pomocy klubowym mechanikom w warsztacie - mówi Lewiszyn w rozmowie z WP SportoweFakty.

Lewiszyn nie jest pierwszym żużlowcem, który pracował lub też nadal pracuje w służbie zdrowia. Kierownikiem transportu medycznego oraz kierowcą karetki był m.in. Łukasz Cyran (więcej w tym temacie TUTAJ). - Trzeba mieć jakieś wykształcenie. Praca bardzo mi się podobała, bo zdarza się wiele ciekawych przypadków. No i jest to coś podobnego do żużla, bo musisz podejmować szybko decyzję - dodaje nasz rozmówca.

22-letni zawodnik, który w przyszłym roku będzie jednym z rezerwowych cyklu Speedway Grand Prix zapytany, czy ma jakąś akcję, która szczególnie utkwiła mu w pamięci, odpowiedział: - Chyba nie. Dla mnie jest to normalna praca, do której trzeba podchodzić ze spokojną głową. Nie można brać sobie tego blisko do serca i głowy - zauważa.

Marko Lewiszyn w rozmowie z WP SportoweFakty przyznał niedawno, że ten sezon miał być dla niego bardzo ważny, by dać odpowiedź, czy poczyni jakieś postępy, które pozwolą mu z optymizmem patrzeć w przyszłość. Wygrana nad Bartoszem Zmarzlikiem udowodniła mu, że warto walczyć dalej w sporcie.

- Ciężko było mi się zdecydować na to, by zostać w Polsce. Był pomysł, aby postawić krzyżyk na mojej karierze i normalnie pójść do wojska, ale dużo ludzi zaczęło mnie przekonywać, abym jednak dalej jeździł i rozsławiał swój kraj na arenach żużlowych. I także zarząd klubu z Krosna chciał, abym u nich został. Zrobili wszystko, abym mógł tutaj żyć i jeździć na żużlu, za co im bardzo dziękuję. Było jednak naprawdę ciężko na to wszystko patrzeć, że nie możesz pomóc swojemu krajowi. Bardzo mnie to gryzie i mam poczucie winy z tego powodu - powiedział Lewiszyn.

Czytaj także:
Ten sezon miał decydować o jego przyszłości. Pokonał Zmarzlika i coś wszystkim udowodnił
15-letni wicemistrz świata w Gorzowie. Zdradza, dlaczego wybrał Stal

KUP BILET NA 2024 ORLEN FIM Speedway Grand Prix of Poland - Warsaw -->>

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×