Żużel. Stoi za fenomenem bydgoskiej młodzieży. "Niektórzy go nie doceniają, a to drugi Roman Jankowski"

WP SportoweFakty / Tomasz Rosochacki / Na zdjęciu od lewej: Jacek Woźniak, Kenneth Bjerre i Krzysztof Kanclerz
WP SportoweFakty / Tomasz Rosochacki / Na zdjęciu od lewej: Jacek Woźniak, Kenneth Bjerre i Krzysztof Kanclerz

Marek Ziębicki, bydgoski menedżer młodych adeptów, nie wątpi, że poziom szkolenia idzie w górę i nie inaczej jest nad Brdą. Działacz zdradził tajniki funkcjonowania miniżużla oraz powody sukcesów Polonii.

Bogumił Burczyk WP SportoweFakty: Mam wrażenie, że szkolenie adeptów czarnego sportu poszło w ostatnim czasie do góry. Zgodzi się pan z taką tezą?

Marek Ziębicki, menedżer Wiktora Przyjemskiego: Jak najbardziej. Już jakiś czas temu mówiłem w rozmowie z panem, że poziom wzrósł. Są ośrodki, które się prężnie rozwijają i wychowują wielu uzdolnionych chłopaków. Sztampowym tego przykładem jest Fogo Unia Leszno. Roman Jankowski wykonuje kawał dobrej roboty. Co ważne, nie tylko dla miejscowych kibiców, ale i dla całej żużlowej Polski. Tu możemy sobie idealnie zwizualizować, jak potrzebny jest płodozmian i zastrzyk świeżej krwi. Unia produkuje wielu wychowanków, a oni rozchodzą się po kraju i poziom dyscypliny rośnie.

Dlaczego po latach posuchy szkolenie poszło do przodu?

Bo zmieniły się realia. Być może mielibyśmy zdecydowanie więcej wartościowych zawodników, ale wielu chłopców, którzy mieli papiery, nigdy nawet nie spróbowało swoich sił. Zdaję sobie sprawę, że na przeszkodzie stanęły przede wszystkim względy finansowe. Nadal nie jest łatwo o pozyskiwanie sponsorów, ale myślę, że coś w tej kwestii drgnęło, bo więcej osób wchodzi materialnie w żużel, widząc w tym sens.

ZOBACZ Magazyn PGE Ekstraligi. Staszewski, Cegielski i Świsłowski gośćmi Musiała

Dostrzega pan progres we wszystkich ośrodkach?

Niestety nie, gdyż są kluby, które stoją w miejscu. Żeby iść naprzód, trzeba przygotować plan działania. Zadbać o szkółkę, wyposażyć ją w odpowiednią infrastrukturę, zapewnić fachowców, którzy znają się na robocie. Potem można zachęcać młodzież, wyławiać talenty i po wielu latach ciężkiej pracy zbierać plony.

W Bydgoszczy powoli wchodzi się w ostatni etap tego procesu.

No tak, ale nie szedłbym jednak za daleko. Młodzi Poloniści z BTŻ-u mają spore sukcesy w niższych kategoriach, a w seniorski żużel bez żadnych kompleksów wszedł niedawno Wiktor Przyjemski. Natomiast to dopiero początek, gdyż sport bywa złudny. Gdy uzmysłowisz sobie, że jesteś bardzo dobry lub nawet najlepszy, możesz sobie zaszkodzić.

Niemniej, rzeczywistość faktycznie daje mi wielkie nadzieje, że Polonia powróci do dawnych tradycji i już wkrótce zasłynie z młodzieży. Obserwuję prawie codziennie tych chłopaków i widzę, na co ich stać. Tym bardziej jestem spokojny, widząc, z kim współpracują. Ja pomagam w logistyce, ale wielkie ukłony należą się komu innemu.

Na zdjęciu: Jacek Woźniak, Oleg Michaiłow, Wiktor Przyjemski
Na zdjęciu: Jacek Woźniak, Oleg Michaiłow, Wiktor Przyjemski

Ma pan na myśli trenera?

Oczywiście, że tak. Jacek Woźniak wykonuje kawał dobrej roboty, wręcz można powiedzieć, że jest niesamowity. Nie tylko wspomaga pierwszą drużynę i wspiera sztab trenerski swoim doświadczeniem, ale jest przede wszystkim bezcenny dla funkcjonowania szkółki. Zresztą owoc jego pracy już krąży po Polsce. Mam wrażenie, że o szkoleniowych sukcesach Jacka się zapomina albo nie wszyscy zdają sobie sprawę, jak wielkich rzeczy on dokonuje.

Młodzi mistrzowie świata w niższych kategoriach, którzy bronią barw BTŻ-u, to przecież głównie jego zasługa. Ledwo co Maksymilian Pawełczak sięgnął po tytuł w klasie 125 cc. Wielkie sukcesy miał także Wiktor Przyjemski. Kacper Łobodziński, Krzysztof Lewandowski także wyszli spod ręki trenera Woźniaka i zdobyli mistrzostwo Polski wraz z Wiktorem w drużynowym mini żużlu. Jest się z czego cieszyć.

Jak pan określiłby trenera Woźniaka? Co jest kluczem do jego sukcesów?

Duża dawka cierpliwości i oddanie się swojej pracy. Może to nie brzmi odkrywczo, ale przepis na sukces jest często prosty, tylko czasochłonny i wymagający samozaparcia. I tu niektórzy mają problem, żeby iść dalej, bo właśnie tego im brakuje. Oczywiście to wszystko jest u trenera Woźniaka wsparte ogromną wiedzą. Ponadto potrafi dotrzeć do tych młodych chłopaków i wie, jak ich naprowadzić. Dzięki temu wyszkolił już wielu uznanych zawodników, a ani się obejrzymy, jak pojawią się kolejni: Emil Maroszek, Maksymilian Pawełczak, Adam Putkowski.

Wyżej wymienieni już pukają do wielkiego żużla, a za nimi są kolejni zdolni adepci, o porównywalnym potencjale. Pamiętajmy jednak zawsze, że samym talentem się nie pojedzie. Dopiero gdy inni mówią, że jesteś świetny, wtedy jesteś świetny. Co do samego Jacka Woźniaka... Myślę, że to taki bydgoski Roman Jankowski. Kto wie, może bydgoska szkółka kiedyś dorówna leszczyńskiej... Chciałbym, żeby to nie był niepoprawny optymizm, bo trzeba się porównywać do największych w swoim fachu.

Co jeszcze składa się na rozwój młodych adeptów speedwaya?

Oprócz środków sponsorskich, z pewnością infrastruktura. Doszło bardzo wiele torów do miniżużla, chłopacy mają gdzie trenować. PGE Ekstraliga także nie pozostaje bierna w działaniach. Obozy w rodzaju tego, który został niedawno zorganizowany w Toruniu, to strzał w dziesiątkę. Właśnie takie inicjatywy pozwalają rozwijać żużel. Myślę, że jeżeli nie szlibyśmy do przodu, dyscyplina miałaby poważne problemy.
Przywołując zasługi trenera Woźniaka, tutaj także nie można pominąć jego wkładu. Na campie miał pełne ręce roboty, gdyż jest trenerem kadry narodowej w mini żużlu. Podsumowując, człowiek-orkiestra.

Rozwój dyscypliny sprawia, że trudniej się przebić tym najmłodszym.

Na pewno tak. Wiadomo, że nawet w przypadku Polonii, za parę lat nie będzie miejsca w klubie dla wszystkich chłopaków. Miejsca w składzie dla juniorów są teoretycznie tylko dwa, zatem w lidze będą jeździli wyłącznie ci najlepsi. Ale to nic straconego. Jestem pewny, że ogromna większość spośród tych, którym nie będzie dane wywalczyć miejsca w składzie, pójdzie w Polskę i będzie stanowić o sile formacji młodzieżowych innych klubów. I chyba o to chodzi, bo nie można myśleć tylko o sobie. A życie pisze różne scenariusze. Niewykluczone, że taki młodzieniec, który pójdzie w świat, wróci kiedyś do Polonii, mając w pamięci, kto go wychował i będzie jej silnym punktem. Tego sobie i wszystkim życzę.

Na zdjęciu: Emil Maroszek na pierwszym planie
Na zdjęciu: Emil Maroszek na pierwszym planie

Czy pana zdaniem, jest jeszcze możliwy scenariusz początku kariery Patryka Dudka? Wsiadam na motocykl w wieku 15 lat, od razu na pięćsetkę i za kilka lat jestem zawodnikiem czołówki światowej.

Coraz trudniej o takie przypadki, bo konkurencja jest ogromna. Jestem jednak daleki od tego, żeby odbierać komuś szanse. Na przykład Bartosz Nowak z Polonii zaczął stosunkowo późno, bo zdał licencję dopiero w wieku 18 lat. A widzę, że on ma papiery na solidnego zawodnika, jest gibki, ma niezłą sylwetkę. Poza tym ma wielkie wsparcie u rodziny. To są wszystko czynniki, które pozwalają myśleć o sukcesie. Dlatego jestem zdania, że nadal można zacząć stosunkowo późno i może coś z tego być. Trzeba tylko nadrobić stracony czas. Nie każdy temu podoła, to będą jednostki, ale jest to możliwe.

Adept musi spełniać inne kryteria?

Jeżeli na stadion przyjdzie siedemnastolatek, który pół życia siedział przed komputerem i nie miał nic wspólnego ze sportem, to nic z tego nie będzie. Ale jeśli to będzie ktoś, kto chociażby grał w piłkę nożną, jest wygimnastykowany, biegał, ma kondycję... Wtedy sytuacja wygląda zupełnie inaczej.

Więc Nowak spełnia te warunki?

Bez wątpienia. Dlatego mówię, że w bydgoskiej szkółce można spotkać nawet skrajne przypadki. Kibice mogą spać spokojnie. Idzie nowe, które przywróci Polonii dawny blask. A już teraz bydgoskie gwiazdy świecą coraz jaśniej. Skład zespołu z roku na rok jest coraz silniejszy, a aspiracje wyższe. Nad Brdą się dobrze dzieje, oby po wsze czasy.

Rozmawiał Bogumił Burczyk, dziennikarz WP SportoweFakty

Zobacz także:
Tarasienko byłby w stanie odmienić ZOOLeszcz GKM. "Głód jazdy sprzyja dobrym wynikom"
Skomentował sytuację Rosjan. "Nie dziwi mnie, że milczą. Nikt nie chce mieć rodziny w obozie pracy"

Źródło artykułu: