W przyszłym roku ligowa karuzela zacznie się kręcić 8 kwietnia. Dwadzieścia lat temu ściganie o Drużynowe Mistrzostwo Polski zainaugurowano już 29 marca, a jednym z meczów tego dnia było starcie Yawalu Częstochowa z Morawskim Zielona Góra.
Gospodarze tego dnia ściągnęli na południe kraju m.in. Joe Screena oraz Bobby'ego Otta, zaś goście zaprosili do Częstochowy Jimmy'ego Nilsena, Larsa Gunnestada. Składy uzupełnili krajowi reprezentanci.
Początek spotkania nie wskazywał na to, co się wydarzy później. O ile kibice, którzy zasiedli na trybunach zmuszeni byli na to, by być ciepło ubranymi, o tyle mecz rozpoczynał się w typowo wiosennej i słonecznej aurze.
Później to się zaczęło jednak diametralnie zmieniać. Do Częstochowy dotarły opady śniegu, które sprawiły, że mecz pomiędzy tymi drużynami przypominały bardziej Turniej Gwiazdkowy, aniżeli ligową inaugurację. Wielu zawodników do dziś wspomina z uśmiechem to starcie, które z powodu intensywnej śnieżycy musiało zostać przedwcześnie przerwane.
ZOBACZ Tomasz Gollob mówi jasno co zmieniłby w PGE Ekstralidze
Nagraniem z tego meczu w ostatnim czasie na Instagramie pochwalił się Joe Screen, który tamtego popołudnia rozpoczął od defektu, a w dwóch kolejnych wyścigach na pożyczonym sprzęcie dorzucił cztery oczka.
Konkretniej przedstawił on zapis z ósmego wyścigu, w którym to ścigał się w parze z Leszkiem Matysiakiem, a ich rywalami byli Lars Gunnestad i Jarosław Szymkowiak. Kibicom nie podobało się to, że zawodnikom nakazywało się jazdy, co wyrażali w jednostronny sposób poprzez gwizdy w kierunku sędziego, Marka Czerneckiego. - Wszyscy są zdania, że to spotkanie powinno zostać przerwane już po szóstym wyścigu - mówił komentator.
W przedstawionym przez Screena wyścigu spod taśmy najlepiej wystrzelił Matysiak, który wyszedł na prowadzenie, a reprezentant Wielkiej Brytanii musiał zmagać się z ciężką i mokrą szprycą spod kół obu przeciwników. Matysiak jednak na drugim łuku nie mógł poradzić sobie z płynną jazdą, co momentalnie wykorzystał Norweg, a za ich plecami Screen w tym samym miejscu uporał się z Szymkowiakiem.
A Screen na tym mokrym torze czuł się, jak ryba w wodzie. Najpierw wyprzedził zwalniającego Matysiaka, a kilkanaście metrów później był już przed Gunnestadem i pewnie pędził po zwycięstwo. Matysiak również poradził sobie z mającym coraz większe problemy Norwegiem i z remisu zrobiło nam się 5:1 dla częstochowskiego zespołu. Stan meczu wynosił 31:17 dla Morawskiego.
Zawodnicy na torze pojawili się jeszcze raz. Po dziewięciu gonitwach zdecydowano się zakończyć mecz przy wyniku 36:18 dla Morawskiego.
Czytaj także:
Częstochowa szczęśliwa dla Mikkela Michelsena. To tam sięgnął po pierwszy poważny sukces
Niemiecka drużyna powalczy o mistrzostwo Polski?