Pierwsze zgrzyty na linii Mikkel Michelsen - Jakub Kępa pojawiły się już po uzgodnieniu warunków kontraktu na kolejny sezon. Co prawda, obaj panowie dość szybko doszli do porozumienia i długo byli przekonani, że przedłużenie umowy na sezon 2023 jest już jedynie formalnością, to do złożenia podpisów ostatecznie nie doszło. W efekcie, mimo transferu Bartosza Zmarzlika, to Betard Sparta Wrocław, a nie Motor Lublin jest faworytem tegorocznej PGE Ekstraligi.
Problem polegał na tym, że prawdziwa giełda transferowa rozkręciła się tuż po ustaleniu warunków kontraktu pomiędzy Michelsenem a Kępą. Dopiero kilka tygodni później kluby zaczęły wyraźnie podnosić wynagrodzenia swoim zawodnikom, a ci byli tak zszokowani nagłą poprawą warunków finansowych, że chwalili się między sobą rekordowymi podwyżkami.
Michelsen o finansowym eldorado dowiedział się zupełnym przypadkiem podczas jednej z rozmów z kolegą z toru. Jeden z żużlowców przyznał mu, że w kilka tygodni wynagrodzenia żużlowców poszły o przynajmniej kilkaset tysięcy do góry (w wielu przypadkach mowa nawet o podwójnym wzroście), a podwyżki nie były związane z formą sportową zawodników, a jedynie warunkami panującymi na giełdzie.
ZOBACZ Darcy Ward szczerze o porównaniach z Bartoszem Zmarzlikiem. "Od 2016 roku walczylibyśmy o tytuły"
Wtedy 28-letni lider Motoru Lublin zdał sobie sprawę, że pospieszył się z negocjacjami, a propozycja jego dotychczasowego klubu przestała oddawać realia rynkowe. Choć zawodnik pozostawał zupełnie bierny na rynku transferowym i nie podejmował rozmów z zainteresowanymi działaczami, to postanowił poprosić władze lubelskiego klubu o wyrównanie wcześniejszej oferty i nieznacznym podwyższeniem kontraktu tak, by ostateczna kwota odpowiadała kwotom negocjowanym przez kluczowych zawodników w innych klubach.
Na to nie zgodził się prezes Motoru, honorując pierwotne ustalenia pomiędzy nim, a zawodnikiem. To z kolei doprowadziło do tego, że Duńczyk zaczął przyglądać się propozycjom z innych klubów, a to dość szybko skończyło się zawarciem umowy z Włókniarzem Częstochowa. W barwach nowego klubu Michelsen powinien bez większego problemu zarobić w tym roku przynajmniej trzy miliony złotych.
Niespodziewanego transferu nie byłoby jednak, gdyby nie niewinna rozmowa z jednym z kolegów ścigających się w PGE Ekstralidze. To jednak pokazuje, że żużlowcy szybko informują się o możliwościach finansowych poszczególnych klubów i pomagają sobie w wynegocjowaniu jak najkorzystniejszych stawek.
Czytaj więcej:
Rosjanie pisali, że trzeba go zniszczyć
20 lat temu dokonali niemożliwego