Żużel. Niezniszczalny, waleczny i nieustępliwy. Dla Falubazu zdobył 5521 punktów

WP SportoweFakty / Mateusz Wójcik / Na zdjęciu: Andrzej Huszcza
WP SportoweFakty / Mateusz Wójcik / Na zdjęciu: Andrzej Huszcza

10 marca Andrzej Huszcza obchodzi 66. urodziny. Dokładnie pół życia spędził na torze. Jest legendą zielonogórskiego żużla. Fani cenili go za waleczność i nieustępliwość. Gdyby urodził się 20 lat później, mógłby zostać nawet mistrzem świata.

Swoją żużlową karierę Andrzej Huszcza rozpoczął w wieku 17 lat. Egzamin na licencję zdał w 1975 roku, a do szkółki zapisał się wbrew woli rodziców. Zgodę podpisała jego siostra Zofia. Ci nie chcieli wyrazić zgody na to, by ich syn trenował tak niebezpieczny sport. Huszcza nie widział jednak dla siebie innej życiowej drogi. Jego pierwszym trenerem był legendarny Stanisław Sochacki, który wychował wiele innych legend zielonogórskiego żużla.

Jednak to Huszcza jest największą z tych legend. Nikt inny nie był tak oddany Falubazowi Zielona Góra. W klubie tym spędził aż 31 lat. Startował w nim w momencie, gdy ekipa spod znaku Myszki Miki odnosiła największe sukcesy, jak i w czasach, gdy żużel w mieście przechodził kryzys. "Tomek" był zawsze dostępny. Z biegiem czasu stał się wizytówką nie tylko klubu, jak i całej Zielonej Góry.

Najpierw narodziny córki, potem mistrzostwo Polski

Zaledwie miesiąc po uzyskaniu licencji zadebiutował w rozgrywkach ligowych. Pierwszego meczu nie może zaliczyć do udanych, gdyż po upadku złamał nogę. W kolejnym startował już częściej, a w 1977 roku był już liderem zespołu. Osiągał też coraz większe sukcesy indywidualne. Sięgnął po Srebrny Kask czy medale MIMP. Co prawda w tych drugich rozgrywkach brakuje mu złota, ale po nie sięgnął wśród seniorów.

ZOBACZ WIDEO: Żużel. Nicki Pedersen doczeka się biografii!

W 1982 roku nie miał sobie równych w finale IMP rozegranym w Zielonej Górze. To był zresztą najszczęśliwszy dzień w jego życiu. - 22 lipca 1982 roku był chyba najwspanialszym dniem w moim życiu. Rano urodziła mi się córka, a po południu zostałem mistrzem Polski. To było niewiarygodne - mówił w wywiadach.

Huszcza w tym finale miał być tylko rezerwowym. Kontuzji nabawił się jednak Eugeniusz Błaszak. O starcie dowiedział się dwa dni przed zawodami, dzień przed poinformował o tym żonę. - O szóstej rano urodziłam Maję. Andrzej przyjechał, zobaczył. Powiedziałam mu: „Ja już swoje zrobiłam, teraz czas na ciebie”. I pięknie się spisał! Taki prezent urodzinowy córce zrobił... - wspominała pani Małgorzata w rozmowie z "Gazetą Lubuską".

Urodził się za wcześnie

Jeszcze jako junior Huszcza trafił do narodowej kadry. W 1978 roku sięgnął z nią po brązowy medal Drużynowych Mistrzostw Świata. W sezonach 1980-1981 ścigał się w Wielkiej Brytanii. Rozwijał swój talent i wierzono, że to on może być następcą Jerzego Szczakiela. Niestety, trafił na zły okres w historii kraju. W latach osiemdziesiątych w Polsce brakowało po prostu wszystkiego. O lepszych motocyklach i silnikach do nich Huszcza mógł tylko pomarzyć.

Huszcza robił wszystko, by zakwalifikować się do finału Indywidualnych Mistrzostw Świata. To udało mu się tylko raz, ale mógł czuć niedosyt. Był tylko rezerwowym podczas czempionatu w Vojens w 1988 roku. Gdyby urodził się 20 lat później, to mógłby walczyć nawet o tytuł mistrza świata.

Został rekordzistą Falubazu w wielu statystykach. Zdobył dla klubu 5521 punktów, co jest wynikiem poza zasięgiem w dzisiejszych czasach. W zielonogórskim zespole spędził 31 lat. Odszedł z niego w 2005 roku i przeniósł się do reaktywowanego PSŻ Poznań. Tam ścigał się przez dwa lata i pomógł w budowaniu żużla w stolicy Wielkopolski. Zresztą decyzję o zakończeniu kariery ukrywał nawet przed najbliższą rodziną. Zrobił to w wieku 50 lat. Potem był trenerem młodzieży w Falubazie.

Legenda za życia

Dzięki żużlowi poznał swoją żonę. Po raz pierwszy zobaczył ją na Stadionie Śląskim w Chorzowie 25 czerwca 1978 roku podczas Mistrzostw Świata Par. Ona była sekretarką zawodów. - Zobaczyłem, że idzie z maszyną do pisania dziewczyna, która mi się spodobała. Pomyślałem sobie, że pewnie i tak nic z tego nie wyjdzie, ale zapytałem, czy mogę pomóc. Zgodziła się i zaniosłem tę maszynę do biura zawodów - powiedział w rozmowie z "Gazetą Lubuską".

Słynął z waleczności. Nie było dla niego straconych pozycji. Rywale czuli do niego respekt i po zakończeniu startów wszyscy wypowiadali się o nim w samych superlatywach. - Chyba nie było drugiego takiego zawodnika w Polsce, który by tak mocno nękał atakami swoich przeciwników na torze. Wspaniale się oglądało tę zadziorność Andrzeja. Doceniam go także za spokój, który prezentował. Nie było po nim widać zdenerwowania przed startami, a po zakończonych biegach zawsze był uśmiechnięty niezależnie od miejsca, które zajął - mówił o nim Jan Krzystyniak.

W 2021 roku kibice drżeli o zdrowie Huszczy. Ten zachorował na COVID-19, trafił do tymczasowego szpitala w Zielonej Górze. Stwierdzono wirusowe zapalenie płuc, podawano mu tlen. Gdy wyzdrowiał, miał problemy z chodzeniem i snem. - Wszystko widziałem z bliska. Podziwiam medyków, tych wszystkich, którzy opiekują się chorymi, bo wykonują bardzo ciężką pracę. Powinniśmy być im niezwykle wdzięczni - mówił Huszcza. Na szczęście wszystko zakończyło się dobrze.

Doceniany jest nie tylko w klubie, ale też w mieście. Jedno z rond nazwane jest jego imieniem, a na deptaku w Zielonej Górze jest jego pomnik. Jest także honorowym obywatelem miasta. Został legendą za życia.

Czytaj także:
Marcin Jaguś poszedł w ślady starszego brata. Karierę zatrzymały kontuzje
Wygrał swój memoriał. Zginął przez prosty błąd

Źródło artykułu: WP SportoweFakty