Życie jak wciągający film. Odchodzi jeden z wielkich tego sportu

WP SportoweFakty / Archiwum prywatne. / Na zdjęciu: Piotr Protasiewicz, Robert Zapotoczny.
WP SportoweFakty / Archiwum prywatne. / Na zdjęciu: Piotr Protasiewicz, Robert Zapotoczny.

Dwa razy łamał kręgosłup. Urazów obojczyka nawet nie liczył. Miał pokiereszowane biodro i miednicę. Mimo tego w sporcie wytrwał ponad 30 lat. Ze sceny schodzi, jak w utworze Perfectu, niepokonany.

Mówisz Piotr Protasiewicz - myślisz legenda Falubazu Zielona Góra. Jedna z najwybitniejszych postaci, którą śmiało można stawiać w jednym szeregu z Andrzejem Huszczą. Ponad 30 lat kariery na torach żużlowych nie zawsze było usłane różami. Zdarzały się wielkie, historyczne sukcesy, były jednak też ból, rozczarowania i kontuzje.

- Żużel dużo więcej mi dał, niż zabrał - ocenia na zakończenie kariery Piotr Protasiewicz. W sobotę w Zielonej Górze organizuje swój benefis. Z jazdą na żużlu żegna się jedna z największych osobowości ostatnich kilkudziesięciu lat w polskim speedwayu.

Pierwszy Polak - mistrz świata juniorów

Piotr Protasiewicz w czasach juniorskich zapowiadał się znakomicie. Co prawda w wieku 19 lat nabawił się groźnej kontuzji, ale rok później trafił do Sparty Wrocław, której prezes Andrzej Rusko po zdobyciu trzykrotnie z rzędu złotego medalu Drużynowych Mistrzostw Polski, zapragnął mieć też w klubie mistrza świata.

ZOBACZ WIDEO: Żużel. Magazyn PGE Ekstraligi. Glazik, Sajfutdinow i Fajfer gośćmi Musiała

- Zrozumiałem, że łatwiej będzie to osiągnąć wśród młodzieżowców i zaczęło się poszukiwanie takiego zawodnika. Stąd przyjście Protasiewicza. A były to lata, gdy szybko udawało mi się realizować zamiary. Rok po przyjściu Piotr został mistrzem świata juniorów- mówił szef wrocławskiego żużla w wywiadzie dla "Przeglądu Sportowego".

To był wielki dzień polskiego żużla. Obecnie zdobycie złotego medalu przez Polaka nie robi już na nikim wrażenia. Przywykliśmy do takich sukcesów. W 1996 roku to było wydarzenie. Piotr Protasiewicz został pierwszym polskim mistrzem świata juniorów. Dokonał czegoś, co wcześniej nie udało się nawet Tomaszowi Gollobi.

Protasiewicz w karierze seniorskiej sięgnął po wiele laurów, ale nie zdobył nigdy medalu w mistrzostwach świata seniorów, nawet nie stanął na podium rundy Grand Prix, gdzie ścigał się w latach świetności. Zapisał się jednak w historii polskiego żużla kilkoma niezwykłymi jubileuszami. W 2019 roku zaliczył swój pięćsetny mecz w lidze polskiej. Z kolei w czerwcu 2021 roku Protasiewicz przekroczył inną okrągłą granicę - 5000 punktów zdobytych w polskiej lidze.

Powrót do domu i rezygnacja z Grand Prix

Protasiewicz to z urodzenia zielonogórzanin (ur. w 1975 r.). Gdy miał 20 lat odchodził właśnie do Sparty. Potem były jeszcze Polonia Bydgoszcz, Apator Toruń i ponownie Polonia. I gdy potem był już jedną nogą w Rzeszowie, nagle nastąpił zwrot.

- Miałem warunki dogadane z panią Półtorak - wyjaśniał w jednym z wywiadów dla WP SportoweFakty. - Gdy przyjechałem podpisać umowę, szefowa zaczęła zmieniać ustalenia. Wtedy do gry wkroczył Robert Dowhan - tłumaczył Protasiewicz.

Co ciekawe, orędownikiem powrotu do Zielonej Góry nie był nawet ojciec zawodnika. - Tata odradzał. Mówi, że nie, tu w Bydgoszczy jestem kimś, mam stabilizację. A tak pójdę, odpukać spadną, nie będzie pieniędzy i znów będę szukał. Po kilku dniach dał się namówić na rozmowy. A Dowhan wiedział, jak podejść tatę. Już do śniadania był polany dobry drink - śmieje się Protasiewicz.

W rodzinnym mieście jeździł już do końca kariery. Był jednak moment, że stanął przed ogromnym dylematem. W sezonie 2012 regulamin w polskiej lidze ograniczył możliwość posiadania w składzie drużyny zawodników z cyklu Grand Prix do jednego. Falubaz miał wtedy będącego w światowej czołówce Andreasa Jonssona. Protasiewicz z kolei w sierpniu 2011 roku wywalczył awans do cyklu SGP.

Musiał wybierać. Grand Prix lub odejście z Falubazu. Zrezygnował, ale nie z macierzystego klubu, a z walki o tytuł indywidualnego mistrza świata. - Nigdy mu tego nie zapomnę, że zrezygnował z tego dla Falubazu - mówił Dowhan, wtedy prezes klubu, obecnie senator RP.

Piotr Protasiewicz trafił do Galerii Sław Żużlowej Reprezentacji Polski
Piotr Protasiewicz trafił do Galerii Sław Żużlowej Reprezentacji Polski

Było ryzyko, że nie wróci do żużla

Są żużlowcy, którzy przejechali prawie całą karierę bez większych urazów. Dla Protasiewicza kontuzje były zmorą. Podkreślał jednak zawsze, że jego organizm - za sprawą dobrych genów po rodzicach - szybko regenerował się po urazach.

- Moje ciało nieźle się goi, co okazało się niezwykle istotne, bo tych kontuzji było w mojej karierze przecież sporo. Nie jestem wprawdzie z tych, którzy płaczą i w kółko mówią, jak było im ciężko, ale pewnie kiedyś zrobię takie podsumowanie i policzę, ile było urazów i jakich. O wielu z nich ludzie nawet nie wiedzą, a zapewniam, że miałem w karierze takie małe kryzysy, z których trzeba było się zbierać - mówił w jednym z wywiadów dla WP SportoweFakty.

- Dwa razy był złamany kręgosłup, z czego pewnie niektórzy nie zdają sobie sprawy. Do tego dochodziły złamania obojczyków, urazy bioder i miednicy. To poszło w zapomnienie, ale zapewniam, że mógłbym wyliczać długo. Najważniejsze, że za każdym razem udawało mi się wracać - wyliczał w styczniu 2022 roku Protasiewicz, a czytając te słowa aż trudno sobie wyobrazić ogrom bólu, który musiał wycierpieć sportowiec.

Rywalizacja z Tomaszem Gollobem

To była trudna i specyficzna relacja, która w latach ich świetności łączyła te dwie wybitne postaci polskiego żużla. Ambicja sportowa rozpierała jednego i drugiego. Kiedy rywalizowali, leciały iskry. Pod koniec lat 90. mówiło się, że nie przepadali za sobą. Pamiętny był m.in. finał Indywidualnych Mistrzostw Polski z 1999 roku, kiedy Gollob z Protasiewiczem spotkali się w wyścigu dodatkowym o złoty medal. Upadek zaliczył Protasiewicz. Sędzia wykluczył Golloba. Po latach wspominali tę sytuację w reportażu "Czarny charakter", emitowanym na antenie Canal+.

- Wtedy, kiedy z Piotrkiem się ścigaliśmy w biegach, zawodach czy meetingach, niestety tam zawsze były iskry. Zawsze było ciasno, na żużlu nie ma czterech metrów. Na żużlu jest maksymalnie metr lub metr dwadzieścia - powiedział wtedy Tomasz Gollob.

Z 1999 roku jest też jeszcze inny, znamienny obrazek z udziałem Protasiewicza i Golloba. Podczas Finału o Złoty Kask we Wrocławiu doszło do potwornego karambolu, w którym obok wspomnianej dwójki uczestniczył jeszcze Adam Pawliczek. Gollob z impetem przeleciał nad bandą, a Protasiewicz po zderzeniu złamał obojczyk.

Jako jeden z pierwszych pojawił się przy nim znany fotoreporter z Bydgoszczy, Jarosław Pabijan. - Piotr cierpiał i miał świadomość, że złamał obojczyk, ale lekarzom przekazał, żeby skupili się na pomocy Tomaszowi Gollobowi - wspomina wydarzenia sprzed prawie ćwierć wieku Pabijan.

To jednak nie wypadek z 1999 roku a uraz Tomasza Golloba na motocrossie, który przykuł mistrza świata do wózka inwalidzkiego, był punktem zwrotnym w relacjach wybitnych żużlowców. Protasiewicz odwiedził Golloba w szpitalu. Wizycie tej towarzyszyły ogromne emocje, a nawet łzy. Dla obu wiele ona znaczyła.

Piotr Protasiewicz po ostatnim meczu pożegnał się z zielonogórską publicznością, a w sobotę organizuje swój benefis
Piotr Protasiewicz po ostatnim meczu pożegnał się z zielonogórską publicznością, a w sobotę organizuje swój benefis

Ostatni bieg - on zwycięski, a Falubaz nie

To mógł być wręcz wymarzony koniec długoletniej kariery. Scenariusz niczym z filmów z happy endem. Życie jednak wyreżyserowało ten ostatni wyścig nieco inaczej. Były łzy wzruszenia, ale niekoniecznie radości. Finał eWinner 1. Ligi. Falubaz Piotra Protasiewicza toczy bój o awans do PGE Ekstraligi z Cellfast Wilkami Krosno. Kapitan, który już znacznie wcześniej ogłosił, że sezon 2022 będzie jego ostatnim w karierze, finałowy mecz jedzie jak z nut. Zdobył 11 punktów i 2 bonusy. Wygrał swój ostatni wyścig w karierze. Wyścig, który decydował o awansie.

On, kapitan drużyny z rodzinnego miasta, stanął na wysokości zadania. Po meczu jednak się nie cieszył. Kolega z zespołu, Rohan Tungate, nie zdołał wyprzedzić rywali. Protasiewicz wygrał, ale remis w 15. wyścigu oznaczał brak awansu.

- Czy schodzę ze sceny niepokonanym? W sumie można tak powiedzieć. Ostatni wyścig w karierze wygrałem. W meczu też zwyciężyliśmy, aczkolwiek nie udało się awansować. Co czuję? Ulgę. To był naprawdę trudny sezon. W ogóle ciężki rok dla mnie, bo na początku tego roku zmarła moja mama - mój największy i najwierniejszy kibic. To ściganie później nie było już takie, jak przez poprzednie 30 lat - mówił w wywiadzie dla WP SportoweFakty.

Nowa rola w Falubazie

Teraz legenda Falubazu otrzymała propozycję pracy w klubie jako dyrektor sportowy. Na sezon 2023 zbudował skład, który jest faworytem 1. Ligi. Innego scenariusza jak szybki powrót zielonogórzan do PGE Ekstraligi nikt w klubie sobie nie wyobraża. Protasiewicz ma jednak jeszcze jeden cel.

- Chciałbym, żeby z tego, co zaczynamy zmieniać i tworzyć w klubie, wyrośli wychowankowie, którzy w przyszłości będą rozstrzygać na korzyść Falubazu te najważniejsze mecze sezonu. Oczywiście, to się nie wydarzy z dnia na dzień czy z miesiąca na miesiąc. To kwestia lat, ale marzy mi się w przyszłości taka sytuacja - dodaje.

- Kiedy Piotrek wrócił do Zielonej Góry, zmienił się cały Falubaz. Drużyna sięgnęła do korzeni, do lat świetności i znowu po 18 latach sięgnęła po złoty medal - wspominał ówczesny prezes, Robert Dowhan.

Zobacz także:
Prezydent Zielonej Góry o skandalu z Mejzą
Kariera zawodnika Stali na rozdrożu

Źródło artykułu: WP SportoweFakty