- Najważniejsze, żeby zawodnik mógł jeździć. U nas po zakontraktowaniu Mateja Zagara i przy taktycznych rozwiązaniach trenera z Janem Kvechem okazało się, że nie zawsze znajdują się wyścigi dla Krystiana. To powodowało nerwową atmosferę w drużynie. Blokowanie zawodnika lub proszenie go by czekał na swoją szansę czy kontuzję jednego z kolegów nigdy nie jest dobrym rozwiązaniem - mówi nam prezes rybnickiego klubu.
Krzysztof Mrozek zapewnia również, że powodem odejścia Pieszczka wcale nie był telewizyjny wywiad, na który zawodnik zdecydował się podczas przegranego spotkania z Enea Falubazem Zielona Góra. Przypomnijmy, że 27 - latek w ostrych słowach wypowiadał się wtedy o decyzjach sztabu szkoleniowego po tym, jak został odsunięty od jazdy. – Zapewniam, że ten wywiad nie miał wpływu na wypożyczenie. Krystian powiedział wtedy kilka słów w emocjach, ale później rozmawialiśmy normalnie i wszystko wróciło między nami do normy - tłumaczy.
ROW już bez Pieszczka pojedzie w sobotę z H.Skrzydlewska Orłem Łódź. W klubie spodziewają się bardzo trudnego spotkania, ale wiedzą, że na pomyłkę nie ma miejsca.
- Do każdego rywala podchodzę z szacunkiem. Wychodzi na to, że w tej lidze nie ma drużyn zdecydowanie lepszych lub zdecydowanie słabszych. Z każdym trzeba jechać na maksa. Do tej pory czegoś nam brakowało. Może właśnie spokoju lub dotarcia. Nadal jednak wierzę w ten zespół i liczę, że w końcu odpalimy na wysokim poziomie i dojedziemy już tak do końca rozgrywek - tłumaczy.
ZOBACZ WIDEO: Rok temu wprowadzono rewolucję regulaminową. Kubera i Dobrucki o tym, co wymaga poprawy
Rybniczanie muszą w sobotę przygotować się na trudną przeprawę. ROW pokonał ostatnio gdańszczan, ale ta wygrana rodziła się w wielkich bólach i pokazała, że forma zespołu jest jeszcze daleka od idealnekj. Znakomicie w tym spotkaniu zaprezentował się Nicolai Klindt. Były żużlowiec ROW-u zdobył 16 punktów. Po zakończeniu rywalizacji prezes Krzysztof Mrozek odbył z Duńczykiem rozmowę, po której stwierdził, że nie rozumie tego, co dzieje się obecnie w żużlu.
- Taki występ Nicolaia nie był dla mnie zaskoczeniem, ale zdziwiło mnie coś innego. Porozmawiałem sobie z nim po zawodach i trudno było mi uwierzyć w to, co powiedział. Okazało się, że wraz z teamem korzystali z ubiegłorocznego silnika. Niczego w nim nie zmieniali. W zeszłym sezonie Duńczyk miał kłopot, żeby zdobyć na nim pięć punktów na domowym torze. A teraz było trudno go złapać. Tego nie da się logiczne wytłumaczyć, bo nie zmieniliśmy w żaden radykalny sposób przygotowania nawierzchni. Kolejny raz okazało się, że tam, gdzie zaczyna się żużel, tam kończy się logika. W związku z tym niczego nie można być pewnym i dlatego do każdego rywala i do każdego żużlowca podchodzę z dużym szacunkiem - podsumowuje Mrozek.
Zobacz także:
Zamieszanie z tabelami lig
Zmarzlik o kontuzji Kubery