Żużel. Skandal na całą Polskę. "Dwie godziny gadania, a winnych brak"

WP SportoweFakty / Michał Krupa / Na zdjęciu: prace torowe w Krośnie
WP SportoweFakty / Michał Krupa / Na zdjęciu: prace torowe w Krośnie

- Finał IMP w Krośnie to skandal na całą Polskę. Winnych oczywiście nie ma. Mamy za to absurdalną próbę zrzucania odpowiedzialności na zawodników. Ten numer jednak nie przejdzie - mówi ekspert WP SportoweFakty Jacek Gajewski.

[b][tag=62126]

Jarosław Galewski[/tag], WP SportoweFakty: Finał IMP w Krośnie ponownie nie doszedł do skutku. Zawodnicy nie wyjechali na tor najpierw w niedzielę, a później także w poniedziałek. Kibice są wściekli.[/b]

Jacek Gajewski, były menedżer, ekspert WP SportoweFakty: Skandal i niekompetencja to słowa, które najlepiej oddają wydarzenia z dwóch ostatnich dni. A najciekawsze w tym wszystkim jest to, że posłuchałem tłumaczeń różnych stron i wychodzi na to, że każdy robił wszystko dobrze. Winnych nie ma, jest super, wszyscy wypełnili swoje obowiązki od A do Z. To ja się pytam, dlaczego wyszło, jak wyszło? To pokazuje, że na starcie mamy jeden problem. W organizację finałów IMP jest zaangażowanych zbyt wiele podmiotów. Mamy Polski Związek Motorowy, firmę Speedway Events, a do tego dochodzi jeszcze klub. Nic więc dziwnego, że później dochodzi do przerzucania odpowiedzialności. Kiedy coś pójdzie nie tak, to w takich przypadkach najłatwiej powiedzieć: to nie my, to oni.

Ten tor nie nadawał się do jazdy?

Nawierzchnia nie była bezpieczna i nie nadawała się do jazdy. To było widać gołym okiem, nawet na podstawie przekazu telewizyjnego. Udowadnianie, że było inaczej, jest z góry skazane na niepowodzenie. Tak samo nie rozumiem przekonywania, że gdyby zawodnicy wyjechali, to tor z czasem stałby się lepszy. Co to w ogóle ma znaczyć? Nawierzchnia ma być bezpieczna od początku. Żużlowcy nie są od tego, żeby swoimi motocyklami przygotowywać ją do jazdy, by od 10 czy 11 biegu było w porządku. To chyba nie jest ich kompetencja?

Kto w takim razie ponosi odpowiedzialność?

Zacznijmy od tego, że tłumaczenie prezesa Grzegorza Leśniaka ani trochę mnie nie przekonuje. Wiem, że próbuje się bronić i przekonywać całą Polskę, że oni byli tylko podwykonawcą. Na najważniejsze pytanie przed kamerami Canal+ jednak nie odpowiedział. Cały czas forsował tezę, że zawodnikom nie chce się jechać, bo dostają za mało pieniędzy, ale nie wyjaśnił, dlaczego klub rozbronował tor przed opadami deszczu.

ZOBACZ WIDEO: Kto pracodawcą Barona w przyszłym sezonie? Marek Cieślak podał zaskakujący typ

To wydarzenie miało jednak miejsce na wiele dni przed zawodami. Czy zatem mogło mieć aż taki wpływ na stan nawierzchni?

Tak, mogło. Jeśli to było głębokie bronowanie, to problem może okazać się naprawdę poważny. Później zapewne organizatorzy robili wszystko, żeby nawierzchnię wysuszyć, więc zapewne było kolejne bronowanie, bo ubijaniem takiego efektu nie osiągniemy. Tor musi dostać powietrza, żeby odparowała wilgoć. Wcześniej kłopot polegał na tym, że nawierzchnia się nie wiązała, więc kto wie, czy nie doszło do dosypania glinki. Kiedy teraz spada na nią dużo wody, gdy tor jest otwarty, to może być tak, że pojawia się problem z jego suszeniem. Jestem bardzo ciekaw, jak to będzie wyglądać we wrześniu lub październiku, kiedy temperatury będą znacznie niższe. Krosno stało się w tym roku liderem, jeśli chodzi o zamieszanie z torem, ale problem jest szerszy i widoczny od dłuższego czasu. Kłopoty są w innych ekstraligowych miastach, a często im niższa klasa rozgrywkowa, tym gorzej. To dziwne, bo mamy procedury, które są zapisane w regulaminie. Leszek Demski jeździ po Polsce i zbiera próbki nawierzchni. Jakiekolwiek jej uzupełnienie trzeba zgłaszać. Na papierze jest pięknie i super, a dzieje się coś bardzo złego. Poza tym kiedyś ludzie pracujący w klubach i zajmujący się przygotowywaniem nawierzchni to byli naprawdę fachowcy. Ich doświadczenie było ogromne, a teraz chyba tego brakuje. Osobna kwestia to jakość komisarzy, bo mam spore wątpliwości dotyczące wiedzy niektórych z nich. Skala problemów jest jednak ogromna. Rozmawiamy o tym przecież w tym roku bez przerwy, co przy takiej profesjonalizacji dyscypliny jest trudne do pojęcia.

Czy poza bronowaniem toru przed opadami deszczu mogły zostać popełnione jeszcze jakieś błędy?

Nie wiem, oceniam to na podstawie przekazu telewizyjnego, z jakiegoś dystansu. Co do bronowania toru przed opadami nie ma żadnych wątpliwości. Tego nie powinno być. Trzeba jednak pamiętać, że po tym wydarzeniu było jeszcze sporo czasu do niedzielnych, a później poniedziałkowych zawodów. Jeśli nawierzchnia została jednak przekazana w tak kiepskim stanie, to należało liczyć się z ryzykiem i odwołać ten finał IMP znacznie wcześniej, zamiast organizować ten cyrk na stadionie i w telewizji. Canal+ zrobił z finałów IMP dość fajny cykl. Ludzie z telewizji mocno się zaangażowali, by wróciła dawna renoma. Ktoś wyłożył pieniądze, a dostał dwie godziny gadania, po których w zasadzie nie otrzymaliśmy odpowiedzi na najważniejsze pytanie: dlaczego było tak źle i kto zawinił? Oglądałem transmisję naprawdę uważnie i powiem szczerze, że do tej pory tego nie wiem. A takie wyjaśnienia się chyba kibicom należą. Poza tym ludzie, którzy byli na miejscu, musieli widzieć problem. Nie mogę pojąć, dlaczego zdecydowano się przełożyć zawody na poniedziałek, a nie na późniejszy termin.

W niedzielę żużlowcy mieli zgłaszać, że na torze są miejsca, które należy poprawić, by nawierzchnia nadawała się do bezpiecznej jazdy. Organizatorzy mieli wykonać prace i zaprosić w poniedziałek rano na stadion zawodników, by ocenili postępy prac, ale żaden z nich się nie stawił. Co pan o tym sądzi?

Dawno nie słyszałem większej głupoty. To jest pójście na łatwiznę.

Dlaczego?

Zawodnicy nie są od decydowania, czy tor nadaje się do jazdy! Owszem, oni mogą wypowiedzieć swoje zdanie, które zostanie wzięte pod uwagę, ale decyzja nie należy do nich i odpowiedzialność nie spoczywa na ich barkach. Na pewno ich rolą nie jest mówienie, co ma robić toromistrz, czy co ma postanowić jury lub sędzia. Takie praktyki pokazują tylko, że komuś brakuje jaj. W Polsce bardzo popularne jest spychanie odpowiedzialności lub próba jej rozmywania. Wtedy stosuje się zabiegi, które polegają na rozszerzeniu grona, które brało udział w procesie decyzyjnym. Nagle okazuje się, że osób decyzyjnych było mnóstwo, więc w sumie nie wiadomo, kto jest winny. Sprytne, ale ten numer nie przejdzie, bo w regulaminie nie ma zapisów, które uzasadniają takie stawianie sprawy.

A co pan sądzi o publikacjach, które pojawiły się w niektórych mediach i sugerowały, że kadrowicze namawiali pozostałych zawodników do odmowy startu?

Ta dyskusja w ogóle nie powinna iść w taką stronę. Jeszcze raz powtarzam, że to nie zawodnicy decydują, czy tor jest regulaminowy. Jeśli ktoś twierdzi, że jest inaczej, to proszę pokazać mi zapis w regulaminie, który mówi, że mają taką władzę. Przestańmy spychać odpowiedzialność na żużlowców. Teza, że oni są winni tego bałaganu, bo coś sugerowali, to jakiś absurd. Sprawa jest naprawdę oczywista. Jeśli jury, sędzia czy komisarz są pewni, że tor jest regulaminowy, to włączają zielone światło i zapraszają żużlowców pod taśmę. To jednak wielka odpowiedzialność. Gdy chwilę później okaże się, że zawodnicy sobie nie radzą i dochodzi do upadków, to nie można tego pchać dalej. Trzeba zrobić krok w tył, wycofać się i przyznać do błędu. A najlepiej to mieć wyobraźnie i odwagę, by w ogóle nie dopuszczać do takich sytuacji.

Zobacz także:
Hampel mówi o corridzie w Krośnie
Dosadny komentarz prezesa Wilków

Źródło artykułu: WP SportoweFakty