Żużel. Były żużlowiec nie ma wątpliwości. Tej dwójki nie widzi razem w drużynie

WP SportoweFakty / Michał Krupa / Na zdjęciu: Nicki Pedersen
WP SportoweFakty / Michał Krupa / Na zdjęciu: Nicki Pedersen

Kilka dni temu pisaliśmy, że Jason Doyle porozumiał się z GKM-em Grudziądz i właśnie tam będzie startował w przyszłym sezonie. W takim wypadku pozostaje pytanie, co z Nickim Pedersenem, który nie spełnił do końca oczekiwań i ma kilka opcji wyboru.

O tym, że Australijczykiem są zainteresowani w Grudziądzu, pisaliśmy już jako pierwsi 2 lipca, a więc w dniu, kiedy Cellfast Wilki Krosno jechały właśnie w województwie kujawsko-pomorskim. Pod koniec miesiąca doszło do podania sobie ręki i ustalenia warunków kontraktu dla 37-latka.

To oznaczałoby, że ZOOleszcz GKM Grudziądz będzie miał już dwóch liderów, ponieważ w zespole ma pozostać Max Fricke.

W przyszłym sezonie w barwach Gołębi ścigać mają się również Wadim Tarasienko oraz Kacper Pludra. To oznacza, że w zespole pozostało jedno miejsce dla seniora.

Wciąż nie wiadomo, co w takim razie wydarzy się z Nickim Pedersenem. Duńczyk, jeśli pozostałby w swoim klubie, najpewniej musiałby obniżyć swój kontrakt, a jednocześnie pogodzić się z trochę mniejszą rolą.

To wiązałoby się także z mniejszymi oczekiwaniami w jego stronę. Pozostaje jednak pytanie, czy 46-latek chciałby się na to zgodzić, ponieważ wiele wskazuje na to, że to może być dla niego ostatnia szansa na podpisanie bardzo korzystnej umowy.

ZOBACZ WIDEO: Kto pracodawcą Barona w przyszłym sezonie? Marek Cieślak podał zaskakujący typ

Nie ma również pewności, że sam GKM chciałby dalej współpracować z trzykrotnym indywidualnym mistrzem świata, gdyż ten kilkukrotnie pokazał się z nie najlepszej strony. Warto jednak wspomnieć, że Pedersen na ten moment legitymuje się w PGE Ekstralidze wyższą średnią od Jasona Doyle'a. Mimo wszystko Jan Krzystyniak w rozmowie z WP SportoweFakty przyznał, że jeśli miałby wybierać, to postawiłby na Australijczyka.

Taką decyzję argumentuje tym, że indywidualny mistrz świata z 2017 roku jest bardziej przewidywalny. Dodatkowo Grudziądz myśląc o play-offach poważnie, potrzebuje wzmocnień, a z Pedersenem o to będzie trudno.

Dodaje on również, że nawet po dołączeniu 37-latka do drużyny, nie widzi w niej urodzonego w Odense zawodnika. - Nicki kilka razy pokazał nam, co potrafi, w zależności od warunków na torze - powiedział były żużlowiec.

- Pedersen nie jest już gwarantem pewnych punktów. Nie chodzi o to, że by się ze sobą nie dogadali. Zresztą, dlaczego mieliby tego nie zrobić, zwłaszcza jeśli nie jechaliby razem w parze. Nikt najpewniej by ich tak nie ustawił. Po prostu osobiście już w niego nie wierzę. Jeżeli GKM chce powalczyć o coś więcej, to musi zrobić wszystko, żeby wygrać na wyjeździe, a tam tory są całkiem inne, nie takie uklepane i równe jak w Grudziądzu. Wiemy, że on nie radzi sobie czasami i na takim, a co dopiero na trudniejszym - dodał.

W ostatnim czasie pojawiły się informacje, że w przypadku awansu do PGE Ekstraligi Enea Falubazu Zielona Góra, klub byłby zainteresowany usługami Duńczyka. Ten ścigał się już w Winnym Grodzie kilkukrotnie, a ostatni raz w sezonie 2019, a więc tuż przed dołączeniem do GKM-u.

Zielonogórzanie nie są oczywiście pewni jazdy w najlepszej żużlowej lidze świata, ale są zdecydowanym faworytem, a jeśli myślą o zbudowaniu mocnego składu, muszą już działać na runku transferowym.

Niektórzy mogą obawiać się, że "puszczenie" Pedersena do potencjalnego beniaminka, to podanie ręki bezpośredniemu rywalowi grudziądzan. O to jednak nie martwiłby się nasz rozmówca.

- Nicki udając się do Zielonej Góry, na pewno nie przejdzie jakiejś metamorfozy. To już jest zawodnik wiekowy, w przypadku którego każdy tydzień gra na jego niekorzyść. Jeżeli Falubaz zakontraktowałby Duńczyka, to GKM nie musi się obawiać, że byłoby to wzmocnienie rywala - stwierdził pięciokrotny drużynowy mistrz Polski.

Jego zdaniem trudno liczyć na to, aby 46-letni zawodnik był głównym punktującym zespołu w PGE Ekstralidze. - Nicki już nie będzie liderem. Jeszcze na początku obecnego sezonu miałem taką nadzieję, ale rzeczywistość okazała się inna. Zdecydowanie więcej w Grudziądzu dawał Fricke. Australijczyk wzmocnił Gołębie, ale to Pedersen nie spełnił oczekiwań - podsumował Jan Krzystyniak.

Czytaj także:
Żużel. Stal Gorzów nie potrzebuje Miśkowiaka? Legenda klubu stawia sprawę jasno
Żużel. Pedersen wyjątkowy w historii DPŚ. Wrócił i wykręcił dwa rekordy

Źródło artykułu: WP SportoweFakty