Żużel. Grzmi z powodu kalendarza i mówi o absurdzie. "To skandal, że liga kończy się tak późno"

WP SportoweFakty / Łukasz Forysiak / Na zdjęciu: Rohan Tungate w niebieskim kasku
WP SportoweFakty / Łukasz Forysiak / Na zdjęciu: Rohan Tungate w niebieskim kasku

1. Liga Żużlowa kończy się dwa tygodnie po PGE Ekstralidze. - Takie rozwiązanie jest absurdalne. Nie dosyć, że beniaminek ma trudne zadanie, by zebrać sensowny skład, to jeszcze rzuca mu się kłody pod nogi - mówi Piotr Markuszewski, były zawodnik.

ZOOleszcz GKM Grudziądz zakończył sezon na początku sierpnia i w spokoju mógł budować drużynę na przyszłoroczne rozgrywki. Niewiele później z ligowymi zmaganiami pożegnali się zawodnicy ebut.pl Stali Gorzów oraz Fogo Unii Leszno.

Końcowe rozstrzygnięcia w PGE Ekstralidze zbliżają się wielkimi krokami. Jeżeli planów nie pokrzyżuje pogoda, a niewiele na to wskazuje, tegoroczny sezon przejdzie do historii już w ten weekend.

Absurd i skandal

Tymczasem rewanż finałowego dwumeczu 1. Ligi Żużlowej odbędzie się... 8 października. - Pojawiały się już głosy, że to skandal i ja się z nimi zgadzam. Nie rozumiem, dlaczego rozgrywki kończą się tak późno. W ten sposób faworyzuje się zespoły jeżdżące w PGE Ekstralidze i utrudnia zadanie beniaminkowi. Ten nie dosyć, że już ma trudne zadanie, by zbudować sensowny zespół, to jeszcze musi przeskakiwać przysłowiowe kłody, które są mu rzucane pod nogi - mówi Piotr Markuszewski, były zawodnik GKM-u w rozmowie z WP SportoweFakty.

ZOBACZ WIDEO: Zmarzlik nie był sobą po Grand Prix? "Krew człowieka zalewa"

- Trudno nie podkreślać, że takie postępowanie jest absurdalne, bo wszyscy widzą, jak to wygląda. Na dobrą sprawę układ powinien być zupełnie odwrotny. Należałoby dograć terminy tak, by PGE Ekstraliga kończyła się dwa tygodnie po 1. Lidze Żużlowej. Beniaminek z ostatniego szczebla rozgrywkowego powinien z kolei być wyłoniony jeszcze wcześniej. Inne rozwiązania komplikują rozmowy z zawodnikami, którzy mają wzmocnić drużynę w przyszłym sezonie - dodaje.

Wszystko dzięki Protasiewiczowi

Wszystko wskazuje na to, że do PGE Ekstraligi po dwóch latach przerwy powróci Enea Falubaz. Zielonogórzanie przeszli przez jej zaplecze niczym huragan. - Nie będziemy zakłamywać rzeczywistości i mówić, że awansuje ROW. Enea Falubaz jest za mocny, a rybniczanie muszą sobie radzić bez Patricka Hansena. Zastępstwo zawodnika nie zda się tutaj na nic, bo wystarczy przypomnieć sobie, co się działo w Zielonej Górze w rundzie zasadniczej, gdy oba zespoły rywalizowały między sobą w pełnych składach - zauważa były zawodnik GKM-u.

- Wracając do sedna, w tym roku beniaminek sobie poradzi, ale tylko dzięki temu, że Piotr Protasiewicz trzymał rękę na pulsie i ze sporym wyprzedzeniem dogadał się z Jarosławem Hampelem czy Piotrem Pawlickim. Dyrektor sportowy Enea Falubazu skorzystał ze swojej pozycji i przygotował zespół na awans. Negocjacje z pewnością ułatwił również fakt, że jego ekipa wygrywa wszystko jak leci, gdyż sam terminarz znacznie ogranicza pole manewru. Zresztą dyskusja, którą prowadzimy, to temat rzeka. Zaraz trzeba byłoby wrócić do wątku rozszerzenia PGE Ekstraligi, bo to niezbędne, a także do innych kwestii - kończy Piotr Markuszewski.

Bogumił Burczyk, dziennikarz WP SportoweFakty

Zobacz także:
Luke Becker dorósł do PGE Ekstraligi? "Prędzej czy później tam trafi"
Rune Holta nie myśli o zakończeniu kariery. "Jak go znam nie powie pas"

Źródło artykułu: WP SportoweFakty