Gdyby nie fakt, że Bartosz Zmarzlik założył w Vojens niewłaściwy kombinezon i został zdyskwalifikowany z GP Danii, najpewniej nie mielibyśmy większych emocji związanych z rywalizacją o tytuł żużlowego mistrza świata. Nieszczęście Polaka okazało się szansą dla innego zawodnika - Fredrik Lindgren zniwelował straty do głównego rywala z 24 do 6 punktów i dość niespodziewanie w Toruniu stanie przed szansą wywalczenia miana najlepszego zawodnika globu.
Fredrik Lindgren przed życiową szansą
Szwed ma 38 lat. Jest najstarszym uczestnikiem cyklu SGP i kilka sezonów temu nikt nie wymieniłby go w gronie kandydatów do tytułu mistrzowskiego. Wprawdzie jeszcze jako junior potrafił zdobywać medale mistrzostw Europy i świata juniorów, ale później stał się co najwyżej solidnym ligowcem. Był nawet okres, gdy próżno go było szukać w polskiej PGE Ekstralidze i rywalizował na niższym szczeblu rozgrywek.
Do światowej czołówki wdrapał się pracowitością i zadziornością. W ostatnich latach ustabilizował jazdę na wysokim poziomie, ale też nie zawsze dobre wyniki z turniejów Grand Prix przekładał na mecze ligowe, o co pretensje do niego mieli zresztą fani Włókniarza Częstochowa.
ZOBACZ WIDEO: Co może czuć Bartosz Zmarzlik po tym, co wydarzyło się w Vojens?
- Nadal czuję, że mogę się rozwinąć, aby być lepszym zawodnikiem. Możemy także ulepszyć motocykl, aby działał lepiej. To także podróż, którą odbywam razem z otaczającymi mnie ludźmi, która również sprawia mi przyjemność. Dzień na torze testowym razem z załogą... dobrze się bawimy, może znajdziemy coś, co będziemy w stanie wykonać podczas ważnego turnieju - to wszystko jest dla mnie ekscytujące - powiedział Lindgren przed GP Polski w Toruniu.
Wydarzenia z Vojens sprawiły, że Lindgren ma spore szanse na złoty medal. Jeśli wygra na Motoarenie, a Zmarzlik nie awansuje do wielkiego finału, zostanie najlepszym żużlowcem na świecie. - Moje nastawienie jest takie, aby wygrać rundę finałową w Toruniu. Przed finałem przygotuję się najlepiej jak potrafię, trzymając się mojego programu i rutyny - dodał.
Nie chciał dyskwalifikacji Zmarzlika
Fredrik Lindgren nie jest typem żużlowca, który porywałby tłumy. Jak na przedstawiciela Skandynawii przystało, bije z niego chłód i spokój. "Żużlowy Janne Ahonen" - takie określenie przylgnęło do 38-letniego żużlowca. Rzadko się uśmiecha, nie szaleje z radości.
Lindgren na pewno zaplusował swoją postawą u polskich kibiców, bo gdy toczyła się debata o dyskwalifikacji Zmarzlika z GP Danii, nie chciał on słyszeć o wykluczeniu Polaka z rywalizacji. - Byłem na spotkaniu z działaczami i Jury. Próbowałem wpłynąć na decyzję organizatorów, by dopuścili go do ścigania i żeby Bartek mógł się zaprezentować na torze. Nie udało się, a na pewno byłoby dużo lepiej, gdyby miał możliwość jazdy. Pozostaje mu tylko współczuć - mówił Lindgren o całej sytuacji na antenie Eurosportu.
Pikanterii tegorocznej rywalizacji o tytuł dodaje, że Zmarzlik i Lindgren zdążyli się dość dobrze poznać przy okazji startów w Platinum Motoru Lublin, do którego trafili na początku 2023 roku. W ubiegłą niedzielę świętowali wspólnie zdobycie tytułu mistrzowskiego. - Moim zdaniem ja i Bartosz mamy dobry kontakt - powiedział wprost szwedzki żużlowiec.
Long-COVID i załamanie psychiczne
Tegoroczna walka o tytuł mistrza świata może być dla Lindgrena nagrodą za trudne przejścia z okresu pandemii koronawirusa. Szwed co najmniej dwukrotnie mocno walczył z chorobą. "Wiele osób nie wiedziało, że od roku walczę z powikłaniami w płucach po przejściu koronawirusa. Do tego doszły problemy z ręką, związane ze starą kontuzją" - ogłosił pod koniec sezonu 2021, przedwcześnie rezygnując ze startów.
Wpis Lindgrena wywołał wściekłość głównie w Częstochowie, bo już wtedy Szwed zawodził w meczach ligowych, a notował dobre wyniki w mistrzostwach świata. - Tam long-COVID go nie dotykał? - pytali w mediach społecznościowych.
Po kilku miesiącach kłopoty zdrowotne znów powróciły. - Miałem problemy z łapaniem tchu, gdy pojawił się u mnie long-COVID. Myślałem, że to już koniec, aż pod koniec maja problem powrócił - mówił w 2022 roku w dzienniku "Expressen".
- Gdy dochodzi do ataku, to mam problem złapać powietrze. Trudno to wytłumaczyć, ale jest to niezwykle bolesne doświadczenie. Oddychanie to podstawowa rzecz, zwykle nawet nie myślisz o tym, że oddychasz. Gdy jednak dopadają cię takie problemy, to musisz nagle zacząć myśleć o tym, w jaki sposób oddychasz. To trudne pod względem fizycznym, jak i psychicznym - dodawał Lindgren, którego problemy z long-COVID wpędziły w depresję.
Żona uratowała jego karierę
Punktem zwrotnym w karierze Szweda było poznanie Caroliny Jonasdotter. - Ona znaczy dla mnie wszystko. To ona powstrzymała mnie od dalszej jazdy jesienią ubiegłego roku, bo ja chciałem dalej się ścigać. Zrobiła to z miłości i troski o mnie. Jestem niezmiernie wdzięczny, że jest przy mnie - tak opowiedział o roli swojej żony w teamie.
Małżonka Lindgrena jako menedżer ds. sportu i wydarzeń "zajmuje się większością spraw związanych z wyścigami i zespołem". - Dzięki czemu mogę skupić się na tym, co muszę zrobić, czyli ściganiu się - podkreślił żużlowiec ze Skandynawii.
Co ciekawe, przed dekadą Lindgren wywołał lawinę komentarzy, gdy pojawił się na meczu polskiej ligi z podbitym okiem. Był wtedy zawodnikiem drużyny z Wrocławia, a jego występ miał poprzedzić udział w zabawie w klubie w centrum miasta. Tam miało dojść do sprzeczki o dziewczynę, w następstwie której żużlowiec otrzymał cios w twarz.
Obecnie Lindgrenowi daleko do imprezowicza. Wraz z małżonką wybrał życie w słonecznej Andorze, gdzie ma idealne warunki do treningów i może odciąć się od żużla. Sporo czasu poświęca malutkiej córeczce, która zresztą przyszła na świat w Polsce w szczycie pandemii koronawirusa.
Jeśli szukać jakichś fanaberii u 38-latka, to będą nimi... nagie zdjęcia. Co jakiś czas w mediach społecznościowych Lindgrena pojawiają się fotografie z wypoczynku nad wodą. Żużlowiec nie ma najmniejszego problemu, by pozować w "stroju Adama", co zresztą często jest obiektem żartów w jego otoczeniu.
Łukasz Kuczera, dziennikarz WP SportoweFakty
Czytaj także:
- Zawodnik ROW-u Rybnik zabrał głos ws. przyszłości. Wszystko przesądzone
- Kluby nie chcą płacić kar! Stal Gorzów zwróciła się już do Trybunału PZM