Pod względem średnich wynagrodzeń dla zawodników z żużlową PGE Ekstraligą nie może równać się nawet najbogatsza w naszym kraju PKO Ekstraklasa. Zresztą i ten tytuł za chwilę może być zagrożony, bo żużlowe kluby bogacą się w niesamowitym tempie i już w kolejnym roku zdecydowana większość z nich będzie mogła się pochwalić budżetami na poziomie powyżej 20 milionów złotych. A najbogatszy klub śmiało może osiągnąć niewyobrażalną dotąd granicę 30 milionów złotych.
To gigantyczna kwota, bo przecież najlepsze żużlowe kluby mają do przejechania jedynie 20 meczów rocznie, a w kadrze pierwszego zespołu jest zaledwie pięciu seniorów. Może się okazać, że przyszłoroczny mistrz Polski na żużlu będzie miał budżet wyższy od nawet siedmiu klubów PKO Ekstraklasy, a przecież w piłkarskich rozgrywkach meczów ligowych jest więcej - 34, a do tego dochodzą także rozgrywki w pucharach. W kadrze każdego z zespołów znajduje się nawet 30 zawodników.
Trzeba jednak zauważyć, że zawodnicy ze swoich wynagrodzeń sami muszą zadbać o opłacenie mechaników, kupno i remont sprzętu. Koszty te wahają się od 400 tys. złotych do nawet 1,5 mln złotych rocznie.
Rosnące wynagrodzenia zawodników żużlowych nie są tajemnicą, bo wprost mówi o tym także prezes PGE Ekstraligi, Wojciech Stępniewski.
- Analizując sezon 2023 wiemy, że w PGE Ekstralidze średnio za jeden punkt kluby płacą zawodnikom osiem tysięcy złotych. Łącznie osiem klubów na punkty wydało w sezonie 2023 blisko 60 mln zł. Jeśli do pieniędzy za punkty dodamy kwoty wydatkowane za same podpisy pod kontraktami, około 40 mln zł, to robi się to robi się z tego kwota około 100 milinów złotych - przyznał niedawno sternik rozgrywek.
ZOBACZ WIDEO: Nowy system rozgrywek. Czy w PGE Ekstralidze pojawią się etatowi rezerwowi?
Wychodzi na to, że w minionych rozgrywkach nawet najsłabiej zarabiający ligowcy byli w stanie zainkasować z klubów 1-1,2 mln złotych. Ich wynagrodzenie wynosiło w tym roku 500 tys. zł. za podpis i 6 tysięcy złotych za punkt, a mówimy tylko i wyłączenie o żużlowcach, którzy dopiero wchodzili do ligi, a na swoim koncie nie mieli wielkich sukcesów.
Liderzy z kolei już tradycyjnie po każdym meczu wystawiali faktury opiewające na 150-180 tysięcy złotych (od 10 do nawet 14 tysięcy złotych za punkt). W sumie dwunastu zawodników ligi zgarnęło więcej niż 2,5 miliony złotych.
Niekwestionowanym liderem na liście płac jest oczywiście Bartosz Zmarzlik (Motor Lublin), którego kontrakt jest tajemnicą, ale w środowisku mówi się, że za sezon inkasuje od 6 do 7 milionów złotych. Ze względu na znakomite wyniki, drugie miejsce zajął Rosjanin z polskim paszportem Emil Sajfutdinow (KS Toruń), który mógł liczyć nawet na 3,5 mln złotych.
To jednak nie koniec, bo zawodnicy spore pieniądze zarabiają także w rozgrywkach Grand Prix, czy lidze szwedzkiej, a dodatkowo każdy z nich ma choćby kilku dużych sponsorów.
O tym, jak długo będzie trwał znakomity okres żużla, a stawki co roku będą wzrastały o kolejne 10-20 procent, decydować będą rezultaty rozpoczynających się właśnie negocjacji w sprawie nowego kontraktu telewizyjnego. Na mocy obecnie obowiązującej umowy, w cztery lata kluby dostaną do podziału 242 mln złotych.
Ostatnio władze For Nature Solutions KS Apatora Toruń przyznały, że w przyszłym roku budżet ich klubu wyniesie przynajmniej 22 mln złotych, a ta kwota wciąż nie pozwala, by klub włączył się do walki o mistrzostwo Polski. Gdyby torunianie chcieli postraszyć faworytów rozgrywek, czyli Platinum Motor Lublin i Betard Spartę Wrocław, musieliby dysponować przynajmniej trzema miliona więcej.
Mateusz Puka, dziennikarz WP SportoweFakty
Czytaj więcej:
Apator szykuje rekordowy budżet. Oszacowali, ile brakuje im do walki o złoto
Szykuje się milionowa inwestycja na stadionie Wybrzeża