Zbigniew Fiałkowski mówi o swoim odejściu i największych grzechach GKSŻ. "Ostrzegałem, że będą problemy"

- Przez dziewięć lat zrobiliśmy wiele dobrego, ale były też wpadki. Te największe to regulamin finansowy i szkoleniowy. Pierwszego nigdy nie należało wprowadzać - mówi w rozmowie z WP SportoweFakty Zbigniew Fiałkowski, były wiceprzewodniczący GKSŻ.

Jarosław Galewski
Jarosław Galewski
Zbigniew Fiałkowski / Na zdjęciu: Zbigniew Fiałkowski
Jarosław Galewski, WP SportoweFakty: Dlaczego w składzie nowej GKSŻ nie ma Zbigniewa Fiałkowskiego?

Zbigniew Fiałkowski, były wiceprzewodniczący GKSŻ: To pytanie do nowego przewodniczącego, który ma prawo dobierać sobie współpracowników według własnego uznania.

A pan rozmawiał o tym z Ireneuszem Igielskim?

Była jedna rozmowa, ale nie otrzymałem propozycji pozostania w GKSŻ. Jeszcze raz powtarzam, że o to powinien pan pytać Ireneusza Igielskiego. Poza tym jest jeszcze druga strona medalu. Nie wiem, czy sam chciałbym pozostać dłużej w strukturach GKSŻ.

Dlaczego?

Spędziłem w GKSŻ dziewięć lat. To chyba wystarczający czas. Być może nadszedł czas na nowe wyzwania.

ZOBACZ WIDEO: Rekordowy budżet Apatora. Ile brakuje torunianom do walki o mistrzostwo?
Wraca pan do ZOOleszcz GKM-u Grudziądz?

Nie wracam, bo jestem tam od 2002 roku. Najpierw byłem przez 13 lat prezesem, a od dziewięciu lat jestem członkiem rady nadzorczej.

Teraz może się pan bardziej zaangażować. Może zostanie pan znowu prezesem?

GKM Grudziądz ma prezesa. Marcin Murawski wyśmienicie radzi sobie z prowadzeniem klubu, choć na razie brakuje mu jeszcze awansu do upragnionej fazy play-off. Zawsze będę mu jednak służyć swoją radą, jeśli o nią poprosi.

To prawda, że dostał pan propozycje z innych klubów?

Czytałem o tym na waszych łamach, ale nie chcę tego komentować.

Wróćmy do pana odejścia z GKSŻ. Może nie ma pana w składzie nowej komisji, bo tegoroczny finał IMP w Krośnie zakończył się skandalem?

Nie mam pojęcia. Naprawdę musi pan o tym porozmawiać z Ireneuszem Igielskim. Ja mogę co najwyżej opowiedzieć w odpowiednim momencie, co tak naprawdę wydarzyło się wtedy i od razu uprzedzam jednak kolejne pytanie: dziś tego nie zrobię. To nie jest właściwy czas. Jeszcze kilka spraw musi się wyjaśnić. Ta sprawa wcale nie jest zakończona.

Czy to oznacza, że mogą wobec pana zostać jeszcze wyciągnięte jakieś konsekwencje?

Tak bym tego nie nazwał. Pewne sprawy się jeszcze toczą i dlatego nie chcę zabierać głosu. Na to przyjdzie jeszcze pora. Wtedy opowiem całą historię.

Czuje się pan kozłem ofiarnym po wydarzeniach w Krośnie?

Nie i nie mam też problemu, żeby spojrzeć w lustro. Z czasem odsłonię wszystkie kulisy.

To prawda, że po finale IMP w Krośnie pogorszeniu uległy pana relacje z Piotrem Szymańskim?

Często się nie zgadzaliśmy. Wiele razy zgłaszałem zdanie odrębne, kiedy rozmawialiśmy o kwestiach regulaminowych i nie tylko. Zdarzało się, że prawnicy przyznawali mi rację, ale to nigdy nie rzutowało na nasze relacje. Teraz regularnie ze sobą rozmawiamy i nie sądzę, by miało się to zmienić.

Jak ocenia pan dziewięć lat w GKSŻ?

Było trudno. Mieliśmy momenty dobre i złe. Zrobiliśmy jednak wiele dla pierwszej i drugiej ligi, a także zawodów indywidualnych. Oczywiście, pojawiły się także wpadki.

Za największy nasz sukces uważam umowę z Canal+. Niektórzy narzekają na wysokość tego kontraktu, ale ja dobrze pamiętam, że dziewięć lat temu płaciliśmy za to, żeby 1. Liga Żużlowa była obecna w telewizji. Później pojawił się kontrakt z Polsatem. Po jego zakończeniu nie było żadnego chętnego do pokazywania rozgrywek I Ligi. Swoimi staraniami doprowadziliśmy do umowy z Canal+, którą zaakceptowały wszystkie kluby. Z perspektywy czasu uważam, że popełniliśmy tylko jeden błąd.

Jaki?

Umowa została podpisana na pięć lat i to chyba był zbyt długi czas. Jeszcze raz jednak podkreślam, że zrobiliśmy wiele dla rozwoju niższych lig, zwłaszcza pod kątem obecności rozgrywek w telewizji.

Pan nazywa obecny kontrakt telewizyjny sukcesem, a wielu mówi, że kwota, za którą została sprzedana 1. Liga Żużlowa, to wasza porażka.

Z pewnością na dziś wartość tego kontraktu nie jest adekwatna do realiów rynkowych. Z tym się zgadzam i przecież powiedziałem panu, że pięcioletnia umowa była błędem. Być może należało ją zawrzeć na trzy lata. Trzeba jednak brać pod uwagę wszystkie okoliczności. Jeszcze raz przypominam, że po wygaśnięciu umowy z Polsatem nie było chętnych na pierwszą ligę, więc trudno było nam stawiać wygórowane warunki. Negocjacje trwały bardzo długo. Liga ruszała w kwietniu, a my zawieraliśmy umowę w maju. Dodam, że jej warunki finansowe zaakceptowały wtedy wszystkie kluby, które doskonale rozumiały, że pierwszej ligi w telewizji mogło wtedy w ogóle nie być.

To porozmawiajmy o wpadkach. Co uważa pan za największe grzechy GKSŻ przez ostatnie dziewięć lat?

Przede wszystkim wpadki regulaminowe. Zacząłbym od regulaminu finansowego, którym z czasem zajął się UOKiK. Tych limitów nie należało nigdy wprowadzać i mielibyśmy spokój.

Szkoda, że mówi pan o tym teraz, a nie w czasie, gdy był pan członkiem GKSŻ.

Jest pan w błędzie. Jako członek GKSŻ zgłaszałem w tej sprawie zdanie odrębne. Mówiłem, że te regulacje są niezgodne z polskim prawem. Nie musi mi pan nawet wierzyć na słowo. Wystarczy telefon do Piotra Szymańskiego, który dysponuje w tej sprawie wymianą maili. Ostrzegałem, że z tego będą problemy i nie myliłem się.

Co sądzi pan o regulaminie szkoleniowym i tym, że takie kluby jak Arged Malesa Ostrów, Fogo Unia Leszno i ebut.pl Stal Gorzów zostały ukarane za braki w szkoleniu?

To druga wpadka. Cały czas powtarzałem, że ten regulamin należy napisać bardziej pod kluby. Szkolenie młodzieży to nie jest pieczenie ciasta. Nie da się narzucać w takich przypadkach tak sztywnych i restrykcyjnych ram. Ubolewam, że te przepisy do dziś nie zostały naprawione. Wprawdzie pojawiła się zapowiedź kolejnych korekt, ale do ideału nadal nam daleko.

Zapytam wprost: to skandal, że kluby z Ostrowa, Leszna i Gorzowa muszą płacić za szkolenie?

Nie tyle skandal, co dobitny przykład, że ten regulamin był bardzo zły. Niestety, to nie ja odpowiadałem za przygotowywanie przepisów. Moja rola polegała na ich opiniowaniu i to robiłem. Nie jest jednak moją winą, że niektóre zapisy i tak wchodziły w życie.

A jakie zdanie zgłaszał pan w sprawie Wadima Tarasienki, kiedy PZM chciał stosować przepisy o karencji? Przypomnę, że cała sprawa skończyła się interwencją Rzecznika Praw Obywatelskich i zmianą regulaminu.

Odrębne, choć z wiadomych względów nie byłem w tej sprawie zbyt aktywny. Wadim Tarasienko jest zawodnikiem ZOOleszcz GKM-u Grudziądz, a ja jestem w tym klubie członkiem rady nadzorczej. Najlepiej jednak, by o tej sprawie wypowiedział się prezes Michał Sikora. Wtedy ja będę mógł powiedzieć więcej. Jeszcze raz powtarzam, że starałem się nie angażować. Tak naprawdę zrobiłem to tylko raz.

W ubiegłym sezonie 1. Liga Żużlowa nie miała sponsora tytularnego. Czy zgadza się pan, że to porażka GKSŻ? Mieliśmy rok wyborczy i spółki skarbu państwa chętnie przeznaczały pieniądze na żużel.

To bardzo duży minus. Już w grudniu ubiegłego roku powstało z tego powodu olbrzymie zamieszanie. Pojawiły się cztery propozycje, ale dwie z nich nie odpowiadały realiom finansowym. Kluby miały w tej kwestii podobne zdanie. Jeśli chodzi o pozostałe dwie firmy, to nie doszliśmy do porozumienia. Trzeba powiedzieć sobie wprost, że to nam nie się nie udało.

W polskim żużlu doszło do ważnych zmian. Jak ocenia pan, że 1. Liga Żużlowa zmieniła nazwę i trafiła pod skrzydła PGE Ekstraligi?

Jeśli chodzi o przejęcie zarządzania przez PGE Ekstraligę, to zmiana w dobrym kierunku. Oceniam ją naprawdę pozytywnie. Władze Ekstraligi dostały z GKSŻ prezent w postaci brylantu, który należy tylko oszlifować. Jestem przekonany, że podołają temu wyzwaniu. Pierwszym sprawdzianem będzie wysokość kolejnego kontraktu telewizyjnego i pozyskanie sponsora tytularnego dla I Ligi.

Ile według pana jest obecnie warta Speedway 2. Ekstraliga?

Nie podam panu dokładnej kwoty. Myślę jednak, że powinna być cztery, pięć razy wyższa niż obecnie. To uznałbym za sukces, który zadowoli wszystkie kluby.

Nie powiedział pan, co sądzi o nowym nazewnictwie lig.

Chciałem to przemilczeć. W tej sprawie zostało powiedziane już wszystko, a ja nie mam ochoty kopać leżącego. Mam takie zdanie jak większość ekspertów, dziennikarzy i kibiców.

Czy jako były już wiceprzewodniczący GKSŻ uważa pan, że w Polsce mamy problem z niezależnością sędziów żużlowych?

Rozumiem, że nawiązuje pan do wywiadu Remigiusza Substyka. Nie mam wiele do powiedzenia, bo nie zajmowałem się sędziami. Odsyłam do Leszka Demskiego. Mogę jedynie powiedzieć, że w sprawie tego głośnego wywiadu odbyło się postępowanie dyscyplinarne wobec byłego arbitra. Zdaje się, że doszło do niego 14 listopada. Z mojej strony padło wtedy pytanie, czy Remigiusz Substyk jest nadal działaczem i sędzią sportu żużlowego. Jako jedyny znowu zgłosiłem zdanie odrębne, bo moim zdaniem w sierpniu złożył skuteczną rezygnację i dlatego nie można go karać. Byłem jednak w tym zdaniu osamotniony. Pozostali uważali, że wobec sędziego Substyka można wyciągnąć surowe konsekwencje za wywiad, którego panu udzielił. Sprawą zajęła się pani prawnik, która powiedziała, że potrzebuje czasu, żeby sprawdzić status Substyka. Nie wiem, jaki był finał, bo nie ma mnie już w GKSŻ.

Słyszałem w środowisku opinię, że to pan namówił Remigiusza Substyka, by udzielił takiego wywiadu. To miała być zemsta za to, że nie ma pana już w GKSŻ.

Niech mnie pan nie rozśmiesza. Większego absurdu dawno nie słyszałem. Podziwiam ludzi, którzy rozpowiadają takie bzdury.

Portal Interia pisał jednak, że sędzia Substyk był regularnie gościem w loży VIP na meczach ZOOleszcz GKM-u Grudziądz. Podobno mieliście świetne relacje.

Koleżeńskie relacje mamy nadal, bo znamy się od ponad 17 lat. Nie za bardzo wiem jednak, w czym tkwi problem. W tej loży VIP pojawiali się także najważniejsi działacze Polskiego Związku Motorowego. Czy to coś złego? Nie. To jest normalne. Poza tym sędzia Remigiusz Substyk był obecny w tej loży kilka razy z żoną i to wtedy kiedy nie prowadził już meczów PGE Ekstraligi, w której od lat startuje klub z Grudziądza. O czym my zatem w ogóle rozmawiamy? Przecież robienie z tego zarzutu jest kompletnym absurdem, a raczej nieudolną próbą odwrócenia uwagi od istoty problemu. Może jednak o to właśnie niektórym chodziło.

Zobacz także:
Prezes PZM mówi o skandalu w Krośnie
Kluby dostały licencje, ale co dalej?

KUP BILET NA 2024 ORLEN FIM Speedway Grand Prix of Poland - Warsaw -->>

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×