Konrad Cinkowski, WP SportoweFakty: Jesteś u progu kariery. Jednak dla fanów jesteś jeszcze anonimową postacią. Opowiedz, jak zaczęła się twoja przygoda ze sportami motorowymi.
William Cairns, reprezentant Wielkiej Brytanii w klasie 250cc: Od piątego roku życia jeździłem w klubie motocrossowym. W ramach rozgrzewki najczęściej mieliśmy jazdę w kółko na mini torze. W pewnym momencie spodobało mi się to na tyle, że chciałem spróbować już typowo żużla. Tata uznał, że skoro takie jest moje życzenie, to powinienem spróbować żużla tak, jak mój dziadek.
Czyli do żużla trafiłeś z czasem. A coś jeszcze poza motocrossem uprawiałeś?
Próbowałem też rowerów górskich oraz elektrycznych motocykli. Jednak najwięcej było w moim życiu motocrossu.
ZOBACZ WIDEO: Jason Doyle: Mój styl jazdy jest odpowiedni na grudziądzki tor
Masz już swoich żużlowych idoli?
Naturalnie. Imponują mi Greg Hancock, który przez bardzo długo w swojej karierze był na samym szczycie, oraz Tomasz Gollob, który miał niesamowitą kontrolę nad motocyklem i świetnie obierał tor jazdy.
Jesteś młodym zawodnikiem, ale niezwykle utalentowanym, przez co w Wielkiej Brytanii wiązane są z tobą bardzo duże nadzieje. W ojczyźnie widzą cię jako następcę Taia Woffindena, Roberta Lamberta czy Daniela Bewleya. Jak reagujesz na takie opinie?
Jestem zaszczycony tym, że tak o mnie mówią, ale nie chcę być z nikim porównywany. Wciąż jestem bardzo młodym zawodnikiem, muszę się wiele nauczyć. I może pewnego dnia poczuję, że to ten moment, by być równany do tak wspaniałych żużlowców.
A odczuwasz jakąś presję związaną z tymi oczekiwaniami wobec siebie?
Nie do końca. Skupiam się po prostu na sobie. A co będzie, to czas pokaże.
Będąc u progu przygody z czarnym sportem, możesz liczyć na wsparcie m.in. Grega Hancocka. Opowiedz coś więcej na temat tej współpracy.
Spotkaliśmy się podczas Speedway Ekstraliga Camp w 2022 roku i dużo rozmawialiśmy, także o wspólnej pracy. Później, w lutym 2023 roku spędziłem u niego w Kalifornii trzy tygodnie i to był punkt zwrotny, bo uświadomił mi, czego potrzebuję, aby podnieść swój poziom, a także poprawić się jeździecko. Zdecydowaliśmy się kontynuować współpracę w trakcie sezonu i spotkaliśmy się w Szwecji, gdzie trenowałem na motocyklach 250cc i 500cc. Zimą znów udałem się do Stanów Zjednoczonych.
Czyli będziecie kontynuować kooperację również w sezonie 2024?
Tak, w lutym znów udam się do Kalifornii na trzy tygodnie i będziemy dużo trenować. Później spotkamy się już w Europie w trakcie sezonu, ale plan zakłada naprawdę długoterminową współpracę.
Co możesz powiedzieć o minionym sezonie w swoim wykonaniu?
Był wspaniały. Zrobiłem duże postępy w wyjściach spod taśmy, a z Brianem Kargerem znaleźliśmy odpowiednie ustawienia silnika, dzięki czemu jeździ mi się naprawdę przyjemnie. Ciężko pracowałem nad wynikami i myślę, że to widać po tym, jakie je osiągnąłem. Zadebiutowałem też na pięćsetce, co przyniosło mi sporo dodatkowej motywacji.
Bardzo dobrze wypadłeś podczas Speedway Ekstraliga Camp, który zakończył się twoim zwycięstwem. Co sądzisz o organizacji takiego wydarzenia i jakie są twoje wrażenia związane z pobytem w Polsce?
Świetna impreza. Uważam, że zorganizowanie jej w ubiegłym roku w nieco innym formacie, łącząc wyniki z dwóch dni rywalizacji, było też dobrym rozwiązaniem. Z pewnością chciałoby się, by takich wydarzeń było więcej, bo bardzo mi się one podobają. To świetna okazja na to, by potrenować pod okiem różnych trenerów.
Uważasz, że takie campy powinny odbywać się nie tylko w Polsce, ale i w całej Europie?
Tak. Tory w całej Europie mocno się od siebie różnią i uważam, że takie campy dla młodych zawodników powinny się odbywać w różnych krajach, aby zapewnić nam możliwość nauki na torach o różnych kształtach i nawierzchniach.
Nie tylko w Toruniu udowodniłeś, że drzemie w tobie potencjał. Otarłeś się o medal w SGP3 (5. miejsce) oraz w mistrzostwach Europy (4. miejsce). Czujesz niedosyt, kiedy pomyślisz sobie, że te krążki były tak blisko?
Z pewnością było to dla mnie bolesne, ale wyciągam z takich zdarzeń wnioski i wiem już, co mogło pójść lepiej oraz nad czym musimy pracować. Szczególnie te mistrzostwa Europy były dla mnie niefortunne, bo upadłem w jednym z wyścigów na prowadzeniu, a było to spowodowane warunkami torowymi, które zresztą niepokoiły wielu uczestników turnieju. Kiedy dziury są wyrównane i wypełnione luźnym materiałem, to one nadal tam są, ale ich nie widać. Gdyby nie ten upadek, to wynik mógłby być dla mnie zupełnie inny. Jednak nie narzekam, bo oba te turnieje skończyły się dla mnie lepszym rezultatem, niż spodziewaliśmy się na początku sezonu.
Czy pomimo młodego wieku dostałeś już pierwsze zapytania lub poważniejsze oferty z polskich klubów?
Rozmawialiśmy z kilkoma klubami, ale uważam, że jestem jeszcze za młody na deklaracje. Najpierw muszę się sprawdzić na pięćsetkach.
Chciałem cię jeszcze zapytać o przyszłość w Wielkiej Brytanii. Dotychczas byłeś związany z Wolverhampton Wolves, ale niedawno twój tata przejął Leicester Lions. W którym klubie zamierzasz kontynuować swoją karierę?
Na razie nic nie zostało ustalone. Od czerwca, kiedy skończę piętnaście lat, będę mógł jeździć w National Development League, więc do tego czasu będę już na jakiejś ścieżce, która pozwoli mi określić przyszłość. Zobaczymy, jakie będą dla mnie możliwości, bo mam też kilka propozycji z innych zespołów. Bardzo mnie to ekscytuje, ale musimy to zrobić mądrze i z głową, bo chciałbym też jeździć w Szwecji. Musimy to poukładać, żeby wszystko się udało.
To na koniec powiedz, jakie cele stawiasz sobie na nadchodzący sezon?
Najważniejszym celem na ten rok jest dużo jazdy i czerpanie z tego radości. Reszta przyjdzie sama.
Czytaj także:
1. Strażak, którego znudziła żużlowa rutyna. Wiedzę przyswaja równie szybko jak whisky
2. Zwolniono go przez... smsa. To był moment, w którym utalentowani bracia chcieli powiedzieć "stop"