4 marca 1999 roku w kalifornijskiej miejscowości Orange urodził się Dillon Ruml. Jako dziewięciolatek zadebiutował na żużlowych torach, kiedy to wraz z bratem - Maxem rozpoczęli pisanie kart swoich karier w kategorii młodzieżowej.
Dillon nie uchodził za wielki talent. Zdecydowanie lepszą karierę zapowiadano jemu o dwa lata starszemu bratu. Ostatecznie jednak obaj nie osiągnęli tego, czego by oczekiwali.
Podobnie do swoich rodaków - w pewnym momencie stwierdzili, że pora opuścić ojczyznę. Max uczynił to w 2018 roku, ale jego roczna przygoda z Wielką Brytanią nie zakończyła się sukcesem i szybko się z nią pożegnał. W 2021 roku na Wyspy trafił jego brat.
ZOBACZ WIDEO: Koniec kariery, spokój czy nowy impuls. Czego potrzebuje Tai Woffinden?
Pierwsze starcie amerykańskich żużlowców z nowym światem było niczym zderzenie ze ścianą. Dillon punktował na poziomie niespełna pięciu punktów na mecz. W kolejnym sezonie było nieco lepiej. Przynajmniej na tyle, by zrobić pozytywne wrażenie na Peterze Schroeku, menedżerze Oxford Cheetahs.
Brytyjczyk publicznie chwalił go po tym, jak awansował na rolę zawodnika z drugim numerem startowym. Nie ukrywał on wtedy, że Ruml może podążać śladem swojego rodaka Grega Hancocka.
- Gdybym mógł osiągnąć zaledwie 10 procent tego, co on osiągnął, to byłaby to dla mnie udana kariera. Zawiesił nam jednak poprzeczkę bardzo wysoko. Jeśli udałoby mi się, chociaż do tego zbliżyć, to już byłbym szczęśliwy - przyznał Dillon Ruml w rozmowie ze "Speedway Starem".
Eskapada na Wyspy Brytyjskie oznaczała dla niego jednak bardzo duże poświęcenie. Nie tylko musiał podjąć się nowych wyzwań sportowych, ale i zmierzyć się z nowym życiem. W samotności i daleko od rodziny.
- Największym problemem były finanse i to one mnie trochę powstrzymywały, aby tu przylecieć. Musiałem sprzedać prawie wszystko, co miałem w domu, aby było mnie na to stać. Żeby mieć coś z tego, to musisz wejść w żużel w całości, nie możesz być niezdecydowany. Po powrocie do domu wiedziałem, że to jest to, co chcę robić na pełen etat - dodał.
Kiedy motocykle żużlowe milkły i trafiały do garażu, to Dillon Ruml nie tylko rozpoczynał przygotowania do nowego sezonu, ale również i ciężko pracował, by móc odłożyć dodatkowe fundusze na jazdę na żużlu. Łatwo jednak nie było, bo nikt nie chciał zatrudniać kogoś, kto po czterech miesiącach podziękuje mu za współpracę i odejdzie.
Dillon Ruml Wielkiej Brytanii nie podbił. W ubiegłym roku ścigał się wyłącznie w ojczyźnie i choć prezentował się z bardzo dobrej strony, to nie przekonał żadnego brytyjskiego promotora do tego, by dać mu szansę. Opcją na występ w Europie mogły być eliminacje do Grand Prix 2025, ale w finale amerykańskim punktu zabrakło mu do tego, by zająć miejsce w czołowej dwójce.
Czytaj także:
1. Żużel doczeka się reprezentanta Japonii? "Byłbym bardzo szczęśliwy"
2. Zawiodła ich postawa Niemców. "Trochę nie fair"