Po bandzie: Kto nie poznał Czugunowa [FELIETON]

WP SportoweFakty / Patryk Kowalski / Na zdjęciu: Gleb Czugunow
WP SportoweFakty / Patryk Kowalski / Na zdjęciu: Gleb Czugunow

- Czy Drabik przestanie być jedynym gościem w lidze bez reklamy na głowie? Czy może pójdzie krok dalej, bo ostatnio był też jedyny bez reklam na obszyciach motocykla? - pisze w swoim felietonie Wojciech Koerber.

"Po bandzie" to cykl felietonów Wojciecha Koerbera, współautora książek "Pół wieku na czarno" i "Rozliczenie", laureata Złotego Pióra, odznaczonego brązowym medalem PKOl-u za zasługi dla Polskiego Ruchu Olimpijskiego.

***

Świetnie, że Memoriał Bronisława Idzikowskiego i Marka Czernego rośnie w siłę. Świetnie, że w Częstochowie potrafią dbać o historię, nie tylko najnowszą. Bez tego każdy klub jest tylko zbiorowiskiem ludzi czasowo przywdziewających takie, a nie inne barwy. No i świetnie, że od kilku lat znów się pielęgnuje tradycje związane z bydgoskim Kryterium Asów. Generalnie uczestnicy tych imprez nie mieli raczej defektów sumienia, charakteru czy też defektów ambicji, tylko jechali do przodu i z zaangażowaniem. A więc całkiem fajnie zaczęła nam się układać współpraca na linii my, kibice - zawodnicy...

Niby nic wielkiego, bo ktoś pomyśli, że jednak żużlowcy, którym otworzyli bramę na tor po półrocznej abstynencji powinni być jak psy spuszczone ze smyczy, niemniej wiemy, że to tak nie zawsze działa.

ZOBACZ WIDEO Nowy sezon w PGE Ekstralidze jeszcze nie ruszył, a oni mają już skład na 2025 rok!

Jak widzicie, staram się zbudować atmosferę przy początku sezonu. Choć niektórzy zwracają też uwagę na zróżnicowany poziom niedzielnych zawodów. Tak już jest, że Kryterium Asów musi też być jednocześnie Kryterium Cieniasów. Ktoś musi zająć miejsce czternaste i szesnaste. Ale trochę ścigania było, a jeszcze więcej ludzi na trybunach.

My też, jak zawodnicy, musimy się zawsze wjechać w nowy sezon. No bo patrzę w sobotę na ten Memoriał, zerkam jeszcze przed rozpoczęciem na gościa w czapeczce Betardu i zachodzę w głowę, jak mogę nie znać żużlowca w takim nakryciu głowy. Zacząłem się o siebie martwić. Zwłaszcza że, jak ustaliliśmy, ogórków nie zaprosili. A później rozmawiam z trenerem Cieślakiem i poczułem się nieco rozgrzeszony. Mówi mi, że Czugunowa nie poznał. Odpowiedział "dzień dobry", lecz nie skojarzył właściciela nowej fryzury, bez tych czarnych piór.

- To ja, Czugunow - przyszedł z pomocą Rosjanin. - Aaa, to Ty, Gleb. Pokaż no pazurki. No faktycznie... - w swoim stylu wyjaśnił Cieślak sytuację, rozwiewając wszelkie wątpliwości.

Czugunow świetnie zaczął sezon przeciwko mistrzom Polski z Lublina, natomiast pod Jasną Górą rzeczywiście nie wszyscy go poznali. Miał problemy, co akurat zupełnie mnie nie dziwi. Kto śledzi dyscyplinę, wie, że to jeden z tych zawodników, którzy tracą gwarancję na dziurawych i mokrych nawierzchniach. Zwyczajnie brakuje wrodzonych predyspozycji i odpowiednich umiejętności. Ma zatem Czugunow szczęście, że nie urodził się w poprzedniej epoce. Dziś, gdy tory w Polsce są wymiziane, tylko raz na jakiś czas przyjdzie mu się ścigać w tak trudnych warunkach. A nie jest to komfortowa sytuacja, gdy głowę ma się pełną obaw i nie nadąża ona za resztą ciała. Gdy zawodnik składa się już w łuk, a głowa wyjeżdża dopiero spod taśmy.

Czugunowowi pozostaje życzyć, by wrócił, skąd przyszedł. Do PGE Ekstraligi. Jeśli ciężko będzie mu do siebie przekonać jakiś ośrodek, zawsze może podążyć drogą Lebiediewa. Tzn. samemu sobie ten powrót wywalczyć, z Ostrowem. Tak samo, jak Łotysz uczynił to z Krosnem.

Po pierwszych tegorocznych zawodach, na polskich i angielskich torach, do myślenia dał też wielu Maciej Janowski. Wszyscy go cenimy za wyścigową inteligencję oraz zdolność antycypowania torowych niebezpieczeństw, natomiast to myślenie nie może przesłonić całej reszty związanej z uprawianiem speedwaya i kryjącym się za tym ryzykiem. Czas pokaże, czy to tylko przejściowy kłopot czy permanentny.

Czas też pokaże, czy Maksym Drabik przestanie być jedynym gościem w lidze bez reklamy na głowie. Czy może pójdzie krok dalej, bo podczas sobotniego Memoriału okazał się też jedynym zawodnikiem bez reklam na obszyciach motocykla. A nie wierzę, że - mimo pewnych niesprzyjających okoliczności przyrody - nikt się nie chce na nim powiesić.

Przy okazji - zwróćcie uwagę na Piotra Protasiewicza. Pepe z Pentelem jest jak Małysz ze swoim Red Bullem. Obaj zakończyli już karierę, ale wciąż są wiele więcej warci, niż niejeden czynny żużlowiec i skoczek ze swoimi napisami na czapkach.

A poza tym niewiele się w żużlu zmieniło. Zmarzlik wciąż rządzi, Doyle wciąż się Boga nie boi, a Hampelek wciąż jest startowcem. Buczek wciąż gryzie tor, Dudek wciąż jeździ w kratkę, a Huckenbeck wciąż o niebo lepiej, kiedy da się po samym płocie. I tak dalej, i tak dalej.

Czekamy zatem na coś nowego i niespodziewanego.

Wojciech Koerber

Zobacz także:
Państwowy gigant powiedział "nie". Władze klubu zaskoczone
Kolejna metamorfoza Taia Woffindena. Brytyjczyk odsłania kulisy

Źródło artykułu: WP SportoweFakty