Temat powrotu Rosjan do żużlowych mistrzostw świata wraca przy okazji praktycznie każdego turnieju Grand Prix. Występy w meczach ligowych pokazują, że Emil Sajfutdinow i Artiom Łaguta śmiało mogliby zagrozić dominacji Bartosza Zmarzlika i pewnie jako jedyni byliby dla niego realnym zagrożeniem. W ten sposób rywalizacja o mistrzostwo świata znów stałaby się ekscytująca.
To główny argument części środowiska żużlowego, które nie rozumie, dlaczego zawodnicy pochodzący z Rosji, a posiadający polskie obywatelstwo, otrzymali zgodę na jazdę w naszej lidze jako Polacy, a wciąż nie mogą choćby walczyć o powrót do mistrzostw świata.
Warto przypomnieć, że FIM od razu po wybuchu wojny zawiesiła federację rosyjską, a wraz z nią, zawieszone zostały wszystkie licencje rosyjskich zawodników. Choć Emil Sajfutdinow i Artiom Łaguta wykorzystali fakt posiadania polskiego paszportu, to wystarczyło to tylko do otrzymania polskiej licencji krajowej i startów na krajowym "podwórku". PZM umywa więc ręce od "problemu" międzynarodowego, a FIM mówi, że nie ma prawnej możliwości przyznania zawodnikom kolejnych licencji, skoro ich dokumenty są w zawieszeniu.
- Dla mnie nic w tej sprawie się nie zmieniło. Wojna w Ukrainie wciąż trwa, a sytuacja jest jeszcze dramatyczniejsza niż na początku wojny. Wciąż słyszymy o kolejnych bombach, które spadają na Kijów czy Lwów, śmierci niewinnych ludzi, a w takich okolicznościach nie ma mowy o zgodzie na start Rosjan w mistrzostwach świata. Ich powrót jest w tym momencie niemożliwy. FIM nie zmienił zdania w tej sprawie, a ja popieram ich stanowisko - komentuje specjalnie dla nas prezes PZM, Michał Sikora.
ZOBACZ WIDEO: Wierzył w Pawła Przedpełskiego. "Zdecydowanie nie miałem racji"
Polski działacz jest znany z jednoznacznej postawy wobec Rosjan i od momentu wybuchu wojny bardzo skutecznie lobbuje za wykluczeniem zawodników z tego kraju z rywalizacji międzynarodowej. Ostatnio jednak nie może liczyć już na tak jednogłośne poparcie środowiska żużlowego w Polsce, bo to coraz częściej domaga się zmiany przepisów dotyczących Rosjan.
Będą jeździć jako Polacy?!
- Rosja to dla mnie wciąż barbarzyński kraj, ale w tym przypadku mówimy o dopuszczeniu do jazdy dwóch zawodników, którzy mają polskie obywatelstwo i od lat mieszkają w Polsce. Skoro w innych dyscyplinach sportowcy mogą walczyć o medale, to ja nie widzę przeciwwskazań, by ta dwójka walczyła na arenie międzynarodowej pod polską flagą - przyznaje były trener reprezentacji Polski Marek Cieślak.
Co ciekawe, jeszcze rok temu on sam należał do zaciekłych przeciwników powrotu Rosjan. - Ktoś może zarzucić mi, że przyzwyczaiłem się do wojny i dlatego zmieniam zdanie. Widzę jednak, że sankcje nie są konsekwentne i jeśli jest zgoda na powrót Rosjan na igrzyska, to nie rozumiem, dlaczego wciąż mamy blokować zawodników posiadających polskie paszporty, którzy mieszkają w Polsce, a ich dzieci chodzą tutaj do szkoły. Jak wytłumaczyć to, że Rosjanie mogą oklaskiwać swoich tenisistów, a w tak niszowym sporcie jak żużel my wciąż ich blokujemy. Trzy lata już byli zawieszeni, więc czas znowu dać im szansę - dodaje Cieślak.
Choć jeszcze kilka miesięcy temu taki głos byłby szokiem. To podobnych opinii pojawiło się w ostatnim czasie coraz więcej i to nie tylko w mediach społecznościowych, ale także podczas transmisji telewizyjnych. Ostatnio na antenie Canal+ podobną opinię wygłosił były zawodnik, a dziś ekspert tej stacji, Patryk Malitowski.
- Doszło do dziwnej sytuacji, że pochodzący z Rosji Gleb Czugunow jest traktowany zupełnie inaczej niż swoi rodacy, a to tylko dlatego, że zmienił licencję jeszcze przed wojną. On może bez problemu występować w naszej reprezentacji tylko dlatego, że naszą licencję przyjął wcześniej niż Sajfutdinow i Łaguta. Przecież to taki sam Rosjanin jak ta dwójka - przyznaje Malitowski.
Ciekawa rywalizacja ważniejsza niż polityka?
On jednak ma inne rozwiązanie niż Cieślak, który nie obawia się, że Rosjanie pod polską flagą mogą utrudnić występy w elicie naszym zawodnikom. - Powinni startować pod neutralną flagą jak sportowcy z tego kraju w innych dyscyplinach. Nie podoba mi się, że PZM inaczej traktuje tych zawodników tylko dlatego, że później zdecydowali się na zmianę licencji. Moim zdaniem to nie jest logiczne - dodaje.
Obaj eksperci przyznają jednak, że kluczowym argumentem przemawiającym za zmianą stanowiska w tych dwóch przypadkach jest podniesienie poziomu sportowego mistrzostw świata. Bartosz Zmarzlik, wykorzystując zawieszenie swoich największych rywali, sięgnął już po dwa tytuły mistrzostw świata, a w tym roku nie powinien mieć większych problemów ze zdobyciem kolejnego.
- Mamy co prawda Jacka Holdera czy Fredrika Lindgrena, ale obaj są w stanie zagrozić mu tylko w pojedynczych rundach. Na przestrzeni całego sezonu dominacja Zmarzlika wydaje się niezagrożona. Powrót Rosjan sprawiłby, że mistrzostwa świata znów oglądałoby się z przyjemnością i wielkimi emocjami. Zdaję sobie sprawę, że prezes PZM ma swoje argumenty, ale ja w politykę nie chcę wchodzić - przyznaje na koniec Cieślak.
Trzeba jednak dodać, że to wciąż nie jest dominujący pogląd w środowisku, a większość klubów i działaczy nie chce słyszeć o jakichkolwiek zmianach dotyczących Rosjan w sporcie. Artiom Łaguta, ale także inny z Rosjan z polskim paszportem Wadim Tarasienko już zadeklarowali, że gdy tylko pojawiłaby się szansa na starty w Grand Prix jako Polacy, to oni bez wahania skorzystaliby z takiej opcji.
Mateusz Puka, dziennikarz WP SportoweFakty
Czytaj więcej:
Gdzie te miliony? Polski mistrz wciąż musi pracować
Nie gryzie się w język ws. postawy Rybusa