Żużel. Menedżer PSŻ zdradza, czego zabrakło im w Krośnie

WP SportoweFakty / Adrian Skorupski / Na zdjęciu: Mateusz Dul
WP SportoweFakty / Adrian Skorupski / Na zdjęciu: Mateusz Dul

#OrzechowaOsada PSŻ Poznań wysoko przegrała z Cellfast Wilkami Krosno 35:55, mimo że aż do ósmego biegu trzymała się bardzo blisko gospodarzy. Duet trenerski "Skorpionów" nie miał jednak za bardzo kim jechać w drugiej części zawodów.

Choć przed piątkowym spotkaniem #OrzechowaOsada PSŻ-etem Poznań z Cellfast Wilkami Krosno wszyscy znali wyraźnego faworyta tego meczu, to do ósmego biegu wynik był naprawdę na styku. Dopiero później gospodarze pokazali różnicę, której większość spodziewała się od samego początku. Z perspektywy meczu porażka 35:55 dla "Skorpionów" to srogi wymiar kary. W Poznaniu mogą czuć pewien niedosyt, bo zapowiadało się przez dłuższy czas na minimalną przegraną.

- Żadnej porażki nie kalkulujemy przed meczem. Oczywiście, mamy świadomość, że w niektórych meczach nie jesteśmy faworytem, ale to nie jest tak, że jedziemy na jakiś teren, żeby oddać punkty rywalom. Wilki były lepsze. Wykorzystały atut własnego toru. Wynik 55:35 jest wysoki, ale wiemy też, do czego aspiruje drużyna z Krosna. Na pewno chcą w miarę możliwości szybko do Ekstraligi. Wspólnie z Adamem Skórnickim staraliśmy się, wycisnąć co mogliśmy, ale nie daliśmy rady zrobić nic więcej - mówił po meczu w Krośnie menedżer PSŻ, Jacek Kannenberg.

Ciężko jednak jechać, gdy w drużynie ma się na dobrą sprawę jednego lidera, a dwójka krajowych seniorów przez całe spotkanie przywozi jedynie trzy punkty. Pole manewru jest mocno ograniczone. Jacek Kannenberg i Adam Skórnicki kombinowali, jak mogli, ale wszystko w drugiej części zawodów kończyło się na tym, że punkty zdobywał tylko Ryan Douglas. W ostatnich pięciu biegach już tylko Australijczyk pokonywał rywali. Tak nie da się utrzymać dobrego wyniku. Za to bilans od dziewiątego wyścigu prezentuje się wręcz haniebnie dla PSŻ-etu. Podczas tych sześciu wyścigów Wilki odjechały aż na szesnaście punktów.

ZOBACZ WIDEO: Bardzo trudny kalendarz Fogo Unii. Czy leszczynian czeka seria porażek?

- Opieraliśmy naszą jazdę na Kacprze Grzelaku, który pojechał z rezerwy taktycznej i obcokrajowcach, którzy również jechali jako rezerwa. Nie mam pretensji do Mateusza, czy też Szymona. Może dobrze, że teraz przyszedł ten zimny prysznic po meczu z Łodzią. Jeśli chodzi o bieg dwunasty, to tutaj liczyłem, że desygnując Kacpra Grzelaka i Aleksandra Łoktajewa ten bieg nie zakończy się 1:5.

- Tak naprawdę ciężko mi powiedzieć, co mogliśmy zrobić lepiej. Wykorzystaliśmy do maksimum tych zawodników, których mieliśmy. Wszystkie możliwości taktyczne, jakie mieliśmy, to wykorzystaliśmy, ale brakowało nam drugiego, czy trzeciego zawodnika, żeby ten rezultat był dzisiaj lepszy. Porozmawiamy o tym, co się stało w Krośnie we własnym gronie. Dojdziemy do wniosku, co można było zrobić lepiej i gdzie leżał problem w drugiej części zawodów. Teraz mamy mecz u siebie z Bydgoszczą, który będziemy chcieli wygrać. Nie załamujemy się. Walczymy dalej - komentował po meczu Kannenberg.

Brak liderów

Przechodząc do personaliów, a zwłaszcza zawodników zagranicznych, którzy zawiedli. To obcokrajowcy trzymali wynik w poprzednich spotkaniach. Mimo że Aleksandr Łoktajew zdobywał "zaledwie" dziewięć punktów w pierwszych meczach na Golęcinie, to nie było wtedy aż takiej tragedii jak w Krośnie. Mecz na Podkarpaciu pokazał, że jest jakiś problem z Ukraińcem, a dobry mecz w Łodzi nie zamiata tego problemu pod dywan.

- Mecz w Krośnie nie wyszedł Olkowi. Nie chce na gorąco mówić, co się stało. Liczymy na to, że jak najszybciej wróci do tej formy, do której nas przyzwyczaił i w następnych meczach będzie już jeździł na zbliżonym poziomie do tego z poprzedniego roku. Zwłaszcza w meczach domowych. Rozmawialiśmy jeszcze po meczu z jego teamem. Będą na pewno jeszcze przed meczem z Bydgoszczą szukali czy to jest kwestia sprzętowa, czy może jest to problem związany z Olkiem. Oby udało im się rozwiązać tę zagadkę do 19 maja - z nadzieją opowiadał Jacek Kannenberg.

Więcej też można było spodziewać się po Matiasie Nielsenie. Był moment, w którym imponował szybkością. Wygrał nawet dwa biegi, ale to by było na tyle ze strony Duńczyka. Aż cztery wyścigi, w których nie pokonał rywala. Tym występem nie zamknął rozmów na temat powrotu Michaela Jepsena Jensena do składu. Wciąż będzie toczyła się dyskusja czy "Liglad" powinien wrócić do składu i za kogo. Decyzja co do składu na mecz z Abramczyk Polonią Bydgoszcz zapewne rozstrzygnie się w tygodniu.

- Dwa biegi Matias wygrał. Jego jazda była szarpana w tym meczu. Na pewno zależało mu, żeby zrobić dobry wynik. A czy się obronił? Tak już wcześniej wspominałem, nie chcemy na gorąco podejmować decyzji. Potrzebujemy chwili zastanowienia i przeanalizowania sytuacji - tłumaczył zaraz po meczu menedżer PSŻ.

Douglas ratuje honor PSŻ-et

Jedynym zawodnikiem, do którego nie można mieć żadnych pretensji o ten mecz to już w zasadzie tradycyjnie Ryan Douglas. Niespodziewany lider PSŻ-etu i jeden z najlepszych zawodników Metalkas 2. Ekstraliga, o czym mówi jego genialna średnia po czterech spotkaniach 2,238 punktu na bieg, co czyni go szóstym zawodnikiem ligi. W Krośnie zdobywając czternaście punktów, tylko utwierdził w przekonaniu, że żaden tor nie jest mu straszny i jest świetnie przygotowany do sezonu. Brakowało w składzie "Skorpionów" drugiego takiego zawodnika, ale z tym jest problem w zasadzie od pierwszej kolejki.

- Jeśli chodzi o Ryana, to on =ciągnął wynik naszej drużyny. Czternaście punktów w sześciu startach. Co do jego postawy nie można mieć żadnych zastrzeżeń. Faktycznie ten dwunasty bieg, gdzie była podwójna rezerwa. W żadnym wypadku nie zakładałem tam, że będzie 1:5. Chyba nikt takiego scenariusza nie zakładał, ale taki jest sport. Wszystkie możliwości taktyczne, jakie mieliśmy to wykorzystaliśmy, ale brakowało nam drugiego, czy trzeciego zawodnika, żeby ten rezultat był dzisiaj lepszy - żałował lekko menedżer PSŻ.

Sam Ryan Douglas nie wygra kolejnych spotkań, a na pewno tego z Abramczyk Polonią Bydgoszcz, które czeka poznaniaków już za tydzień. Trenerem "Gryfów" jest przecież znający poznański tor jak nikt inny, Tomasz Bajerski. Po raz kolejny zatem "Skorpionów" czeka ciężkie zadanie. Polonia podobnie jak Wilki marzy o awansie.

- Pewnie ciężko będzie zaskoczyć Tomka Bajerskiego w Poznaniu. Z racji tego, że spędził na Golęcinie kilka lat. Zna ten tor bardzo dobrze. Pewnie będzie to jakaś wartość dodana dla ekipy bydgoskiej. Jak bardzo im to pomoże, to się przekonamy 19 maja - oceniał Kannenberg świetnie znający się z Tomaszem Bajerskim.

PSŻ-et powalczy w tym meczu o pierwsze zwycięstwo na Golęcinie. Faworytem z pewnością nie będzie, a nie ułatwia sprawa również ciągła walka o skład. Po meczu w Krośnie jeszcze pojawiło się jeszcze więcej wątpliwości co do tego, kto powinien jeździć. Na razie "Skorpiony po czterech spotkaniach z trzema punktami plasują się na piątej pozycji w Metalkas 2. Ekstralidze.

Czytaj także:
Bezradny Dominik Kubera na PGE Narodowym. "Nie miałem koncepcji na to, jak jechać"
Oficjalnie. Zapadła decyzja, co z przyszłością Grand Prix na PGE Narodowym!

Komentarze (1)
avatar
sks
12.05.2024
Zgłoś do moderacji
1
0
Odpowiedz
Ależ Orzechowa Osada trafiła z tym transferem Douglasa. Niesamowity fart!