Fogo Unia znajduje się obecnie w bardzo złym położeniu. Drużyna ma ogromne problemy kadrowe, bo kontuzjowani są Damian Ratajczak i Janusz Kołodziej. Nic więc dziwnego, że spora część ekspertów kibiców widzi w ekipie z Leszna głównego kandydata do spadku.
Jeśli czarny scenariusz się spełni, to łakomym kąskiem na rynku transferowym będzie Janusz Kołodziej. Dla wielu klubów jego sprowadzenie byłoby wymarzonym transferem. Lider Fogo Unii idealnie pasowałby choćby do KS Apatora, gdzie mógłby zastąpić Pawła Przedpełskiego. Krzysztof Cegielski, który jest menedżerem żużlowca, zapewnia jednak, że do żadnych rozmów w tej sprawie nie doszło.
- Ostatnio przeczytałem, że Janusz Kołodziej jest już blisko Apatora Toruń. Przyznam, że rozbawiło mnie to dość mocno. Pomyślałem, że najwyraźniej coś dzieje się poza mną. To jednak niemożliwe. Zapewniam, że bym o wszystkim wiedział. Rozmów z Apatorem nie było. Ostatnio byłem w Częstochowie, stałem nad parkingiem, więc z Adamem Krużyńskim mogliśmy wymienić się jedynie uśmiechami. Wydaje mi się jednak, że na podstawie tej sytuacji nikt nie mógł wyciągnąć takich wniosków, bo staliśmy od siebie w odległości 15 metrów. Zapewniam jeszcze raz, że nie ma rozmów z Apatorem o kontrakcie na kolejny sezon - mówi nam Krzysztof Cegielski.
ZOBACZ WIDEO: Pierwszy rok w gronie seniorów. Zaskakujący problem Cierniaka
- Cały czas mówimy o rehabilitacji, powrocie na tor, więc nawet nie wypadałoby poruszać kwestii przyszłego sezonu. Poza tym wszyscy wiedza, jak jest u Janusza z tymi rozmowami o zmienianiu klubów. Jeśli mogę coś dziennikarzom doradzić, to raczej nie warto o tym aż tyle pisać. Później niewiele z tego wychodzi, choć może kiedyś faktycznie coś się wydarzy. Na razie jednak nie sądzę - dodaje.
Na koniec zapytaliśmy Cegielskiego, czy Kołodziej byłby gotowy poświęcić się dla Fogo Unii i walczyć z klubem o szybki powrót do PGE Ekstraligi, gdyby drużyna w tym roku spadła z elity. - Nie myślimy o tym. To nie jest właściwy czas. Janusz jest w stanie poświęcić się bardzo mocno dla Unii Leszno. Trudno mi powiedzieć jak bardzo, ale mam nadzieję, że nie będzie trzeba się z tym mierzyć. Nie mamy tego w głowie, choć wiemy, że to może się zdarzyć. Naprawdę jesteśmy świadomi zagrożenia. Gdy tak się stanie, to zapytamy go, co o tym myśli - podsumowuje menedżer żużlowca.
Zobacz także:
Fajfer zdecydował się na spore zmiany
Ryzykowny eksperyment Smektały