Czech w tym roku w barwach Falubazu zdobywał średnio zaledwie 1,22 pkt/bieg i tak naprawdę tylko szczęściu zawdzięcza fakt, że już wcześniej nie stracił na stałe miejsca w podstawowym składzie. Problemy w rywalizacji z Michałem Curzytkiem chwały mu jednak nie przynoszą.
To wszystko sprawiło, że zielonogórzanie nie brali na poważnie przedłużenia umowy z tym zawodnikiem. Uznali, że jest zbyt drogi, jak na poziom, który prezentuje. W ten sposób zaoszczędzili pieniądze, które potem przeznaczyli na transfer "pewniaka", czyli Leona Madsena.
Nieco inną drogą poszli torunianie, którzy uznali, że warto skorzystać z okazji i nawet jeśli będzie wiązało się to ze sporymi wydatkami, to opłaca się zaryzykować i spróbować odbudować Czecha w swoim klubie. Teraz okazuje się, że Jan Kvech może kosztować nawet 500 tysięcy złotych za podpis na kontrakcie i nawet siedem tysięcy złotych za każdy zdobyty punkt. Dużo jak na zawodnika, który w tym roku większość swoich biegów kończył na miejscach trzecim i czwartym.
ZOBACZ WIDEO: Nazywają go następcą Bartosza Zmarzlika. Niektórzy mówią o zbyt małym progresie
Z tego też powodu, w niedzielnym półfinale przeciwko Orlen Oil Motor Lublin najbardziej obserwowanym zawodnikiem będzie młody Brytyjczyk Anders Rowe. 22-latek ma podpisany w Toruniu kontrakt amatorski, co oznacza, żę korzysta z silników klubowych oraz pomocy klubowych mechaników. Za swoją jazdę otrzymuje tylko niewielkie kwoty za każdy zdobyty punkt.
Rowe i tak będzie jeździł w przyszłym roku w Ekstralidze U24, więc jego wstawienie w przyszłym roku do pierwszego składu praktycznie byłoby nieodczuwalne dla budżetu Apatora. Jeśli więc zawodnik pokaże w końcówce sezonu, że stać go na bardzo dobrą jazdę, to może okazać się niespodziewanym zwycięzcą fazy play-off i zapewnić sobie największą szansę w karierze.
To wciąż jednak znacznie mniej prawdopodobny scenariusz, bo torunianie mają ambicje walki w kolejnym sezonie o mistrzostwo Polski. W tym celu pozyskali już Mikkela Michelsena, a ten transfer już teraz można okrzyknąć wielkim sukcesem nie tylko sportowym, ale także finansowym. Duńczyk podpisał bowiem kontrakt motywacyjny, który gwarantuje mu wypłatę jedynie 800 tysięcy złotych za podpis i ośmiu tysięcy za każdy zdobyty punkt. Ewentualne bonusy są uzależnione od poziomu sportowego i Michelsen musiałby sporo polepszyć swoją formę, by zarobić więcej.
Czytaj więcej:
Drastyczna kara dla Falubazu. PGE Ekstraliga robi porządek
Stanął po stronie Szymona Woźniaka