Ekipa, która zajęła miejsce KGHM Cuprum Lubin, zadebiutowała w sobotę przed własną publicznością. Po trzech setach przegrywali 1:2 i w czwartej partii goście z Gdańska mieli już nawet przewagę sześciu punktów. Ostatecznie to zespół z Gorzowa triumfował jednak w całym spotkaniu, doprowadzając najpierw do remisu, a potem wygrywając w tie-breaku.
Swoich zawodników podczas przerw na żądanie motywował Andrzej Kowal. Co wówczas mówił? - Powiedziałem tylko, że wynik nie ma znaczenia i musimy się koncentrować na następnej akcji, że jesteśmy w stanie do gry wrócić i byśmy nie przestali grać oraz wierzyć w zwycięstwo. Jeden serwis był asem, wygraliśmy jedną kontrę po błędzie. Takie sytuacje powodują, że w momencie, jak liga się zaczyna i zespoły nie mają jeszcze rytmu, to może być bardzo dużo takich lepszych lub gorszych akcji. Im dalej w las, tym takie powroty będą trudniejsze - przyznał trener.
Szkoleniowiec miał nieco uwag do pracy arbitrów, ale uważa, że popełnione błędy nie miały kluczowego wpływu na końcowy rezultat. W sobotnim meczu wiele razy oglądaliśmy na telebimie powtórki, by sędziowie mogli rozstrzygnąć sporne sytuacje. W większości challenge'ów gorzowianom nie przyznano racji.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Szalony taniec mistrzyni olimpijskiej z Tokio! Fani są zachwyceni
- Ja nie wiem, z jakich kamer pokazywany jest challenge. Te polsatowskie mogą inaczej pokazywać, a prawdziwy challenge jeszcze inaczej. Tak wielokrotnie było w lidze. Uważam, że sędzia co najmniej dwa razy popełnił błąd na naszą niekorzyść. Mówię tutaj o sytuacji z Lipińskim i Kwasowskim. Są takie wytyczne, że jak będzie długi kontakt z piłką, to gwizdać. Wcześniej, czy to na igrzyskach czy w poprzednich latach, dużo piłek było takich noszonych i one były puszczane. Kiedy zawodnik ma bardzo krótki kontakt z piłką, wręcz uderza tę piłkę, to nigdy nie może być błędem. A sędzia to gwizdnął. Jednakże w żadnym momencie nie wypaczył wyniku - mówił opiekun Stilonu.
Liderem gospodarzy, który otrzymał zresztą tytuł MVP spotkania, był Chizoba Eduardo Neves Atu. Atakujący zdobył imponującą liczbę 31 punktów. - Świetny zawodnik, ale to wiedzieliśmy o nim, kontraktując go. Natomiast musi mieć jeszcze większe wsparcie. Na dłuższą metę jest bardzo trudno utrzymać taki rytm przez jednego zawodnika. Będziemy grali kolejne mecze i nasz atak na pewno musi być lepiej zbilansowany. Mamy gracza światowej klasy na ataku, a ja wiem, że on jest w stanie grać jeszcze lepiej i to w serwisie, i w ataku, pomimo że grał na wysokim procencie - ocenił debiut Brazylijczyka trener zespołu z Gorzowa.
Swoje szanse dostali także Mathijs Desmet i Robert Taht. Cuprum Stilon na razie musi sobie radzić bez Wojciecha Ferensa. - Mamy szeroką ławkę. Na dzisiaj poza składem był tylko Wojtek Ferens. Wojtek ma lekki uraz uda i dlatego nie ryzykowaliśmy jego gry. Natomiast i Robert Taht i Mathijs Desmet, w sytuacji gdy gra Chisoba, to nie mogą grać razem, bo mamy wtedy czterech obcokrajowców i musielibyśmy albo dokonywać zmiany na rozegraniu albo na ataku, gdzie gramy polskimi zawodnikami. Rozważamy i takie warianty w lidze, która jest bardzo długa i musimy mieć wszystkich graczy gotowych i zdrowych. Robert jest bardzo dobrym zawodnikiem. Nawet jak będzie taka sytuacja, że w jakimś fragmencie sobie nie poradził, to nie ma żadnych wątpliwości, że w kolejnym meczu jest w stanie wrócić i odwrócić losy pojedynku, jak Lorenc ostatnim serwisem czy Chisoba - zauważył Kowal.
W Arenie Gorzów poległ Trefl Gdańsk, który postawił naprawdę trudne warunki i do samego końca był w grze o wygraną. Jednym z czołowych zawodników tej ekipy, docenionym przez trenera rywali, jest Lukas Kampa. - Granie z Kampą, a z innym rozgrywającym to jest zupełnie inna gra. Kampa jest to światowej klasy rozgrywający. Pokazał to w reprezentacji i w ubiegłych latach, grając w Gdańsku. To mistrz Polski z Jastrzębskim Węglem. Naprawdę bardzo trudno gra się przeciwko takiemu zawodnikowi szczególnie, że zespół z Gdańska gra na dobrym procencie przyjęcia - powiedział gorzowski szkoleniowiec.
Skoro mowa o nowej hali, to w sobotę zasiadło w niej około 2000 kibiców. To niespełna połowa pojemności obiektu, który debiutuje w PlusLidze. - My walczymy o ludzi. O to, aby środowisko zaczęło przychodzić na Stilon. Oczywiście musimy grać i wygrywać, a ludziom musi się nasza gra podobać. Muszą być emocje. Dwa czynniki: emocje plus zwycięstwa. Zobaczymy, jak to będzie. W większości jesteśmy w stanie zapełnić taką piękną halę. Pod warunkiem, że będziemy grali i dostarczali emocji - zakończył Andrzej Kowal.