Władze Fogo Unia Leszno otrzymały już telefon w sprawie możliwego powrotu do PGE Ekstraligi w miejsce, mającej duże problemy finansowe, ebut.pl Stali Gorzów. Odpowiedź ze strony tegorocznego spadkowicza mogła być tylko jedna.
- Jesteśmy gotowi, by w przyszłym roku ścigać się w PGE Ekstralidze. Na razie się tym jednak nie ekscytuję i spokojnie czekam. To nie jest też tak, że od tego zależy być, albo nie być Unii Leszno - mówi prezes klubu, Piotr Rusiecki.
Co ciekawe, Fogo Unia Leszno mimo spadku z ligi była w tym roku jednym z najlepszych płatników w całej PGE Ekstraligi. Kontrakty zawodników nie były co prawda tak wysokie, jak w przypadku innych klubów. Władze klubu jednak praktycznie na bieżąco regulowały większość zobowiązań, a po wpłynięciu na konto ostatniej transzy błyskawicznie dokończyły wszystkie płatności. Problemów z otrzymaniem licencji nie będzie więc żadnych.
ZOBACZ WIDEO: Miał jasną deklarację od Krzysztofa Mrozka. "Takimi zapewnieniami byłem karmiony"
Prezes Rusiecki już przed rokiem ostrzegał, że niebezpieczna licytacja o zawodników może skończyć się falą bankructw. On sam wybrał inną drogę, a przez to miał słabszy skład niż ligowi rywale. Uznał bowiem, że nie może obiecać żużlowcom więcej niż ma.
- Oczywiście, czuję się delikatnie oszukany tym, co wydarzyło się w minionym roku w PGE Ekstralidze. Napisałem już zresztą Władysławowi Komarnickiemu, że ja spadłem z ligi, bo zostałem wierny zasadom i ogłosiłem, że nie będę podpisywał kontraktów na wirtualne kwoty. Niektóre kluby nie miały takich oporów i dlatego wciąż są w elicie. Sama informacja o możliwych degradacjach niespecjalnie mnie zaskoczyła, bo przewidywałem to już od dwóch lat. Szkoda, że refleksja przyszła u niektórych tak późno - przyznaje prezes Fogo Unii, Piotr Rusiecki.
W przypadku braku licencji dla Stali Gorzów, ten klub nie wystartuje w kolejnych rozgrywkach, a kontrakty z zawodnikami zostaną automatycznie rozwiązane. Wbrew pozorom to dość prawdopodobne rozwiązanie. W środę w Gorzowie odbywa się spotkanie ostatniej szansy ze sponsorami klubu, po którym będzie już wiadomo, czy uda się wielka mobilizacja środowiska. Do spłaty w ciągu tygodnia są jednak gigantyczne pieniądze, a większość sponsorów czuje się oszukana obecną sytuacją finansową klubu i trudno liczyć, by byli gotowi wyłożyć z własnych pieniędzy duże sumy.
Mateusz Puka, dziennikarz WP SportoweFakty