Odnalazł się w nowej dyscyplinie. Celuje w udział na mistrzostwach świata

Materiały prasowe / Na zdjęciu: Sebastian Alden
Materiały prasowe / Na zdjęciu: Sebastian Alden

Żużla uczył się od Leigh Adamsa i Tony'ego Rickardssona. Nie wykorzystał pełni potencjału, choć wejście do polskiej ligi miał iście bombowe. Sebastian Alden opowiada portalowi WP SportoweFakty o karierze i o tym, co obecnie zajmuje mu czas.

Konrad Mazur, WP SportoweFakty: Jak to się stało, że zostałeś żużlowcem?

Sebastian Alden, były szwedzki żużlowiec, reprezentant m.in. Kolejarza Rawicz: Zaczynałem mając 10 lat, mieszkałem dość niedaleko stadionu w Aveście. Kiedyś jeden z sąsiadów opowiadał o żużlowej akademii na torze żużlowym, które odbywały się w poniedziałki. Pojechałem tam z moim tatą na treningi. Po tych kilku próbach kupiłem swój pierwszy motocykl i tak to wszystko poszło. Potem przesiadłem się z 80-tek na normalne 500-tki.

Skoro zaczynałeś w Aveście, to zgadnę kto był twoim pierwszym żużlowym idolem, ale powiedz proszę.

Może to nie był idol w pierwszych latach, ale uwielbiałem jazdę Tomasza Golloba.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie Sabalenka wyprzedziła Świątek. Otrzymała po tym prezent

Myślałem, że powiesz Tony Rickardsson.

Też byłem jego wielkim fanem, tak samo jak Leigh Adamsa. U Golloba bardzo podobało mi się jak układa ciało na motocyklu. To była przyjemność go oglądać i wzorować się na nim.

Jednym z twoich największych sukcesów jest medal Młodzieżowych Indywidualnych Mistrzostw Szwecji. Zostałeś wówczas wicemistrzem. Jak wspominasz tamten dzień?

To nie były łatwe zawody, jeśli spojrzysz jakich miałem przeciwników. Jechali przecież Lindbaeck, Lindgren czy bracia Davidssonowie. Zawody odbywały się w Motali, a to nie był jednak mój ulubiony tor. Przyznaje, to był dobry dzień. Zawsze podchodzisz z nastawieniem, że chcesz wygrać, ale byłem wtedy bardzo szczęśliwy ze srebra.

Z kolei w seniorskich IM Szwecji już tak dobrze nie było. Byłeś dość blisko podium w 2008. Powiedz mi, dlaczego nie udało ci się sięgnąć po medal?

Trudno powiedzieć. Jeśli popatrzysz, kto wtedy startował, to wniosek sam się nasuwa. 10-12 lat wcześniej było więcej Szwedów. Obecnie jest ich zdecydowanie mniej. Jeśli nie miałeś dnia, który poszedł po twojej myśli w stu procentach, to nie miało to się prawa udać. Uważam, że byli lepsi ode mnie.

[color=#000000]Kto wie, być może właśnie Avesta była jednym z najlepszych miejsc, by zaczynać karierę. Obok ciebie kręciło się kilka znakomitości.

Było bardzo fajnie, to znakomity czas, gdy masz wokół siebie wielkie nazwiska i możesz ich podpatrywać, pytać się o pewne rzeczy. To bardzo dobra lekcja na początku przygody z żużlem. Po nieudanym wyścigu mogłeś liczyć na porady od nich[/color].

Tony Rickardsson ścigał się dla Avesty. To na pewno był znakomity czas dla szwedzkiego żużla, spora popularność sportu. Jakbyś ocenił sytuację, gdy startował dla Masarny?

Od tego czasu wszystko się zmieniło. Gdy reprezentował nasz klub, mieliśmy 5-6 tysięcy widzów na trybunach. Kiedy kończył karierę, to zaczęły się problemy finansowe. Niestety poziom poszedł trochę w dół. Żużel stał na wysokim poziomie, a jego starty przysłużyły się klubowi i miastu.

W 2004 zadebiutowałeś w polskiej lidze. Pamiętasz swoje początki w Kolejarzu Rawicz?

[color=#000000]To było coś szczególnego patrząc na to, że jeździłem w Szwecji. Nowa rzecz w moim życiu. W Polsce trybuny były żywsze i bardziej kolorowe niż u nas. Miałem bardzo dobre powitanie. Pamiętam Darka Cieślaka, jak wprowadzał mnie do tego klubu. Wystąpiłem w trzech meczach, a w Gnieźnie zdobyłem duży komplet.

Sebastian Alden w barwach Kolejarza Rawicz
Sebastian Alden w barwach Kolejarza Rawicz

[/color]

Kto ci wtedy robił silniki?

Oh! Dobre pytanie zadałeś. Nie pamiętam do końca, ale wydaje mi się, że kupiłem wtedy sprzęt od Niklasa Klingberga albo wziąłem je od kogoś z Danii. Oczywiście korzystałem w późniejszych latach ze sprzętu Jana Anderssona, ale to nie ten etap.

W 2006 roku w Polsce mogło startować więcej obcokrajowców. Ty na tym skorzystałeś i znalazłeś się w Starcie Gniezno.

Nie sądzę, abym miał wtedy na stole wiele ofert. Jeżeli dobrze pamiętam to wpływ na ten transfer miał Paweł Ruszkiewicz. Ogólnie to był trudny rok dla mnie. Niczego wielkiego nie zaprezentowałem. Trochę inny poziom niż w drugiej lidze. Miałem ambicje na coś więcej.

W Kolejarzu Rawicz szło ci najlepiej i zatrzymałeś się tam na kilka sezonów. Co wyjątkowego widziałeś w tym miejscu?

Podobała mi się praca osób w klubie. Czułem się jak w rodzinie. Każdy był miły i uprzejmy. Za każdym razem mogłem liczyć na ciepłe powitanie. Za każdym razem wracałem z uśmiechem na twarzy. Tor nigdy nie pasował mi w stu procentach.

Nie pasował? Dlaczego tak mówisz? To bardzo ciekawe.

Myślę, że tak na 70-80 proc. mi pasował. Był bardzo przyczepny. Nie lubiłem super przyczepnych nawierzchni. Chciałem przyczepnych torów, ale bez przesady. Łuki były wąskie, więc czasem ciężko było się wydostać na prowadzenie.

A ty co wolałeś?

W Rawiczu miałem dobre występy, bo dobrze wychodziłem ze startu. Gdy dobrze uciekłeś spod taśmy, to już był duży plus by dowieźć wygraną.

Co cię urzekło podczas startów z niedźwiadkiem na plastronie?

Podobały mi się derby z Ostrowem. Wielu kibiców z tego miasta przyjeżdżało do Rawicza i byli bardzo głośni i widoczni. Występ na 18 punktów w Gnieźnie. To niezapomniane. Cenię sobie też te mecze, gdzie rozstrzygaliśmy je w końcówce.

W Rawiczu znajdowała się mała, szwedzka filia. Startowali tam twoi rodacy. Z kim najlepiej się rozumiałeś?

Eric Andersson oraz Anton Rosen, to byli dobrzy koledzy. Wiktor Gołubowskij, to też był niesamowity gość. Nie zapominam o chłopakach stamtąd, np. Marcinie Nowaczyku. Nie sądzę, abym miał z tego powodu wielki przywilej. To nie ma większego znaczenia przy aklimatyzacji. Oczywiście fajnie jeśli masz przy sobie kogoś ze swojego kraju, ale nie jest jakoś łatwiej. Coś tam może pomogłem.

Przez kilka sezonów ścigałeś się w lidze angielskiej. Dla Swindon Robins oraz Berwick Bandits. Opowiedz jak tam było.

Leigh Adams rozmawiał ze mną w 2004 na temat startów w Swindon. Dołączyłem do tej ekipy w 2005. To nie była dobra decyzja. Powinienem był poczekać trochę dłużej. Trzeba było zebrać więcej doświadczenia i dopiero zacząć jeździć na angielskich torach. Wydaje mi się, że byłem jeszcze za młody. Po latach przyznaje, że powinienem był zrobić kilka rzeczy inaczej.

W połowie sezonu 2011 dołączyłem do Berwick. To był szczególny czas dla mnie. Bardzo podobał mi się ten tor, choć gdy go zobaczyłem pierwszy raz, to byłem nieco przestraszony. Dobrze się zaprezentowałem na początek, bo zdobyłem osiem albo dziewięć punktów w trzech biegach. W Berwick czułem się komfortowo i dlatego zostałem na następny rok i to była dobra decyzja. Można powiedzieć, że to był taki drugi Rawicz, bo też jeździli tam moi koledzy ze Szwecji, Ludvig Lindgren czy Linus Ekloef.

Z Leigh Adamsem jeździłeś w dwóch klubach. Jak wspominasz jego jazdę i wsparcie?

Jego profesjonalizm był na 110 proc. Unikatowy styl jazdy, elegancki i dobry dla oka. Nie zapomnę jego występów dla Swindon, to była prawdziwa legenda. Wielka szkoda, że ten klub teraz nie istnieje, ale kto wie. Życzę, żeby wrócili jak Oxford. Swindon podobnie jak Coventry to ikony ligi angielskiej i powinny znów być w rozgrywkach.

Co uważasz za swój najlepszy występ w karierze i masz prawo być z tego dumny?

Na pewno nie wskażę jednego. Komplet punktów w Gnieźnie. Drugi, to srebro w MIM Szwecji, kiedy ścigałem się dla Berwick, gdzie wygraliśmy ligę czwórek w Peterborough w 2012. Wygrana w lidze szwedzkiej z Dackarną.

Gdybyś miał wytypować dwa ulubione tory, to będą to?

Leszno, to dobry tor do ścigania, świetny kształt. Za każdym razem kiedy tam przyjeżdżałem to było fajne ściganie. W Szwecji lubiłem Kumlę, Gislaved i Vastervik.

Na których torach nie szło ci i chciałeś szybko o tych miejscach zapomnieć?

Lakeside oraz Eskilstuna, nigdy tam dobrze nie jeździłem. Zawsze miałem tam beznadziejne występy.

Kontuzja, która przyniosła ci najwięcej cierpienia w życiu to?

Kiedy złamałem kręgi w mojej szyi w 2016. To nie był jakiś okropny wypadek, wylądowałem dość nieszczęśliwie. Potrzebowałem około 3-4 miesiące aby dojść do pełni sprawności. Nigdy nie wróciłem do klasycznego żużla po tej sytuacji, nadal brałem udział w wyścigach na długim torze.

A najgorszy wypadek, który ci się przytrafił?

Ten w Karlstad. Uczestniczył w tym wypadku też Robin Tornqvist. Konsekwencją był złamany nadgarstek.

Załóżmy, że stoi przed tobą szansa na poprawę pewnych kwestii w trakcie kariery, co wtedy robisz?

Zdecydowanie więcej nacisku położyłbym na siłownię i bieganie. Olałbym imprezy. Chciałbym być bardziej poważny i profesjonalnie przygotowany do tego sportu. Czasami wracam do tego, jakby to było gdybym bardziej przyłożył się do swojej kariery i miał większy nacisk na swoje wyniki.

Co się z tobą dzieje po zejściu z toru? Czym się zajmujesz?

Pracuję w firmie w branży metalowej. Moim dorywczym zajęciem jest bycie strażakiem. Na szczęście nie musiałem jeszcze interweniować, ale zawsze jestem przygotowany. Mam żonę i dwójkę dzieci. Ponadto uczestniczę w triathlonach. Spędzam wiele godzin, by być w wysokiej formie.

Co kilka tygodni jestem w remizie i jesteśmy w gotowości. Gdy tylko mamy alarm to musimy jechać na akcję w 7-8 minut. Dla mnie to bardzo fajne zajęcie, choć zajmuje się tym dopiero od dwóch lat, ale mam poczucie, że mogę być przydatny innym.

Dlaczego zdecydowałeś się zakończyć karierę? Nieco o tym wspomniałeś. Jesteś z rocznika Fredrika Lindgrena i mógłbyś nadal uprawiać ten sport.

W 2013 właściwie skończyłem jazdę. Miałem przerwę przez następne dwa lata, ale zdecydowałem się wrócić i podpisałem z Berwick. Ścigałem się też dla Griparny. Upadek z maja 2016 w Sheffield sprawił, że odniosłem kontuzję, o której ci mówiłem. Nie wiem, dlaczego po tym nie chciałem dalej jeździć. Po prostu podjąłem taką decyzję.

Koniec kariery nie oznacza rozstania z żużlem. Czy miałeś propozycje współpracy z zawodnikami albo zespołem?

Przez pewien czas pracowałem w Masarna Avesta. Pomagałem w prowadzeniu drużyny i przygotowaniu toru. Zrezygnowałem ze względu na problemy organizacyjne. Praca nie należała do najłatwiejszych. Trudno się słucha w parku maszyn rozmów, gdzie są pieniądze itd. Obecnie oglądam Grand Prix, ligę szwedzką, czasami polską i angielską. Nadal śledzę wyniki i staram się być w temacie.

Jak widzisz przyszłość szwedzkiego żużla? Twoje pokolenie, z paroma wyjątkami, już nie jeździ. Trudno znaleźć zawodników, którzy was zastąpią.

Jakiś czas temu Linus Sundstroem, Ricky Kling i inni wystartowali z akademią żużla. Może ich praca nie będzie widoczna na już, ale w przeciągu pięciu-sześciu lat przyniesie owoce. Musimy zacząć pracę u podstaw. Fajnie jakby to wyglądało jak w moich czasach, gdzie dwudziestu-trzydziestu chłopaków pojawiało się na treningach.

Ciekawym zawodnikiem jest Philip Hellstroem-Baengs. Co o nim sądzisz? Ma perspektywy na coś więcej?

Ma predyspozycje ku temu, by być dobrym zawodnikiem. Idzie małymi krokami do przodu. Jeśli poprawi starty, to będzie o wiele groźniejszym przeciwnikiem dla innych. Zyskał sobie wielu fanów po Speedway of Nations. Myślę, że robi wszystko, co najlepiej potrafi.

Jedynym Szwedem w czołówce jest twój rówieśnik Fredrik Lindgren. Przez wiele lat nie szło mu w Grand Prix, a teraz walczy o medalu i tytuł IMŚ. Co się stało twoim zdaniem, że jest znacznie lepszy?

Zrobił to, co ja powinienem. Stał się bardzo profesjonalny. Ma dobrze zorganizowany zespół. Dużo pracuje nad swoim sprzętem i formą fizyczną.

Czego możemy ci życzyć?

Może więcej pieniędzy (śmiech). Żartowałem. Chcę, żeby moja rodzina i ja była zdrowa. Inne rzeczy nie są tak ważne. Robiłem długie dystanse w Iron Manie. W ostatnim roku zszedłem poniżej 9 godzin. Teraz chcę zrobić lepszy wynik np. 8 h i 40 min. Chcę się zakwalifikować do wrześniowych mistrzostw świata we Francji.