- Chciałem założyć się z czwartego pola i zostałem ewidentnie potrącony. Nie ważne kto to zrobił, ale istotne jest to, że był kontakt w wyniku, którego spadł mi łańcuch. Specjalnie się na torze nie położyłem. Według mnie takie biegi powtarza się w czteroosobowym składzie. Później była podobna sytuacja. Jechał Robert Kościecha, gdzie nie było żadnego kontaktu między zawodnikami. Położył się, bo był na straconej pozycji, ale tak naprawdę jazda mógłby kontynuować. Wtedy sędzia nikogo nie wykluczył i wszyscy pojechali jeszcze raz - stwierdził po zawodach Adrian Miedziński.
Toruński żużlowiec uważa, że praca sędziów powinna być lepiej weryfikowana. - Nie wiem, co trzeba zrobić, aby wyciągać od sędziów wnioski, którzy czują się bezkarni. Dlatego są podejmowane takie kontrowersyjne decyzje. Osobiście myślę, że to była taka mała zemsta za to, co powiedziałem w Rybniku do Marka Wojaczka. Zależy mi na tym, aby podczas zawodów był ktoś, kto by rozpatrywał takie decyzje sędziego. Na szczęście ta decyzja nie przeszkodziła nam w zdobyciu złotego medalu. Ale będą finały, eliminacje do Grand Prix i jeżeli takie sytuacje się powtórzą, to mogą one wypaczyć wynik. Uważam, że trzeba przyjrzeć się temu problemowi dokładnie - zakończył.
Adrian Miedziński po upadku