Kołodziej dla SportoweFakty.pl: Czuję się mistrzem!

Janusz Kołodziej jest spokojny o wynik rewanżowego spotkania z Falubazem. Zawodnik Unii zdradza dlaczego trzymał w tajemnicy doznaną przed miesiącem kontuzję. "Koldi" przyznaje, że w Lesznie odnalazł pogodę ducha, której brakowało mu w przeszłości.

W niedzielę o godzinie 19.00 rozpocznie się rewanżowy mecz o złoto DMP pomiędzy Unią Leszno i Falubazem Zielona Góra. Lider Byków jest przekonany, że nic nie jest w stanie odebrać jego drużynie mistrzowskiego tytułu. - Myślami jesteśmy już przy złotych medalach. Tak naprawdę już czujemy się mistrzami, bo cały sezon ostro pracowaliśmy, żeby zrealizować nasze cele. W ciągu tego tygodnia już czuję się zwycięzcą. Wierzę, że wygramy spotkanie z Falubazem ponieważ na własnym torze jesteśmy bardzo mocni. Nie zmienia to jednak faktu, że trzeba podejść do tego meczu z pełna koncentracją. To będzie dla nas ostatni mecz w lidze i będziemy chcieli udowodnić naszą wartość. Podejrzewam, że uda nam się potwierdzić jak silną jesteśmy drużyną. Myślę, że nic nie jest w stanie wydrzeć nam złotych medali - powiedział dla SportoweFakty.pl Janusz Kołodziej.

Koldi jest zachwycony atmosferą jaka panuje w Lesznie przed finałem ekstraligowych rozgrywek. - To jest coś niesamowitego! Przebywając w Lesznie czuję się jakbym był na Ibizie. Atmosfera jest po prostu fantastyczna. Widać, że wszyscy bardzo przeżywają niedzielny mecz. Nie ukrywam, że mnie też to się udziela. Jestem bardzo szczęśliwy. Cieszę się, że mogę reprezentować barwy Unii Leszno. Tutaj łatwo było mi odnaleźć radość z uprawiania sportu.

Zdaniem Kołodzieja właśnie atmosfera w drużynie jest źródłem siły Byków. - Jednym z naszych głównych atutów jest świetna atmosfera w zespole. Kapitalnie dogadujemy się z kolegami zarówno na torze jak i poza nim. Pierwszy raz w życiu spotkałem się z czymś takim. Ta atmosfera jest niepowtarzalna. Wiele osób dywagowało na temat tego co wydarzyło się zimą w leszczyńskim klubie. Niektóre decyzje prezesa były krytykowane. Dzisiaj z perspektywy czasu widać, że były to przemyślane i trafione posunięcia.

Lider Byków doznał przed miesiącem kontuzji nogi. Kołodziej długo ukrywał ten fakt. - Problem pojawił się jakiś miesiąc temu. Rzeczywiście nigdzie o tym nie mówiłem. Nie chciałem, żeby to wyglądało na jakiekolwiek tłumaczenie się. Zależało mi też na tym, żeby nie wzmacniać przeciwników przez świadomość, że z moim zdrowiem nie jest idealnie. Ta kontuzja postawiła mnie przed trudną sytuacją. Miałem do wyboru rezygnację ze startów, albo zmianę techniki jazdy. Postawiłem oczywiście na to drugie rozwiązanie. Wcale nie było to łatwe. Jeżdżę już na żużlu dobre parę lat i mam swoje przyzwyczajenia, których trudno się wyzbyć. Tak naprawdę do dziś muszę bardzo uważać na torze. Cieszę się jednak, że udało mi się poradzić z tą sytuacją.

Wychowanek Unii Tarnów przyznał, że znajduje się obecnie w świetnej kondycji psychicznej. - W moim życiu osobistym sporo się zmieniło. Nawet gdyby w sporcie nie szło mi tak dobrze jak idzie byłbym szczęśliwym człowiekiem. Dużo pracuję nad sobą i coraz częściej zauważam dobre rzeczy, które dzieją się wokół mnie a jest tego naprawdę sporo. Bardzo się zmieniłem w ciągu ostatnich miesięcy. Właściwie tylko twarz została ta sama.

Zapytaliśmy Janusza Kołodzieja czy będzie usatysfakcjonowany jeśli uda mu się zakończyć turniej Grand Prix w Bydgoszczy w pierwszej ósemce. - Nie. Chciałbym walczyć o coś więcej niż tylko półfinał.

Źródło artykułu: