Pokora i szukanie głębszego sensu - rozmowa z Jarosławem Hampelem, wicemistrzem świata na żużlu

W rozmowie z portalem SportoweFakty.pl Jarosław Hampel opowiada o kulisach swojej współpracy z Mariuszem Cieślińskim oraz sporze dotyczącym wprowadzenia nowych tłumików.

Jan Gacek: Czytelnicy Głosu Wielkopolskiego wybrali cię najlepszym sportowcem Wielkopolski. Jakie ma dla ciebie znaczenie to wyróżnienie?

Jarosław Hampel: To dla mnie zaszczyt. Udało mi się zwyciężyć w bardzo prestiżowym plebiscycie co jest dla mnie powodem do radości i dumy. Od dłuższego czasu po cichu marzyłem właśnie o tym wyróżnieniu i udało mi się je zdobyć. Chciałbym serdecznie podziękować wszystkim tym, którzy oddali na mnie swoje głosy. Ta nagroda znajdzie się na ważnym miejscu wśród moich najcenniejszych trofeów.

Nie sądzisz, że to fenomen, że żużlowiec wygrał plebiscyt w "piłkarskim" Poznaniu?

- Oczywiście. Wiadomo przecież, że Poznań żyje piłką nożną. W związku z tym mój triumf w plebiscycie ma jeszcze większą wartość zarówno dla mnie jak i dla mojej dyscypliny.

Przed rozpoczęciem ubiegłorocznego cyklu Grand Prix do twojego teamu dołączył Mariusz Cieśliński, który miał wspierać cię mentalnie. Jak z perspektywy czasu oceniasz tę współpracę?

- Podjęcie współpracy z Mariuszem było strzałem w dziesiątkę. Praca z nim bardzo wiele nowego wniosła w moje wyobrażenie o uprawianiu tej dyscypliny. Sporo dowiedziałem się o tym jak właściwie przygotowywać się mentalnie. Dzięki niemu mogłem znaleźć głębszy sens we wszystkim co robię. Pozwolił mi zrozumieć kilka spraw, bez których osiąganie najwyższych celów sportowych byłoby niemożliwe. Naprawdę sporo mu zawdzięczam. Z wielu rzeczy po prostu nie zdawałem sobie sprawy. Mariusz idealnie rozpracował moją osobowość i potrafi dobierać odpowiedni sposób mobilizowania mnie do danej sytuacji. Mam zamiar kontynuować tę współpracę również w tym roku. Nie wyobrażam sobie wręcz innej możliwości. Razem wyznaczaliśmy plany i cele na przyszłość. Wiele kwestii związanych z moimi przyszłorocznymi startami omawiamy wspólnie. Wierzę, że będę w stanie powtórzyć sukcesy z ubiegłego roku.

Podczas turniejów z cyklu Grand Prix Mariusz Cieśliński częściej musiał cię mobilizować mocnymi słowami czy uspokajać?

- To zawsze wynikało z sytuacji w jakiej się znajdowaliśmy. Czasami nic nie działa lepiej niż wprowadzenie spokojnej atmosfery. Innym razem konieczne jest, żeby padły męskie słowa, które zmobilizują mnie do walki. Mariusz nauczył mnie jak wiele może zdziałać determinacja. Wsparcie jakie od niego otrzymuję jest niezwykle cenne.

Sukces, który osiągnąłeś zmienił cię jako człowieka?

- Bardzo trudno jest oceniać samego siebie. Wydaje mi się jednak, że nie zmieniłem się i wszystko jest po staremu. Znasz mnie już długi czas i wiesz, że zawsze twardo stąpałem po ziemi. Myślę, że nadal mam ten sam dystans do tego co robię i co mnie otacza.

Jedna rzecz zmieniła się na pewno. Jesteś wicemistrzem świata i w związku z tym stają przed tobą nowe, jeszcze trudniejsze wyzwania. Czy wywalczenie srebrnego lub brązowego medalu w tegorocznym cyklu dałby ci pełnię satysfakcji?

- Bardzo ciężko walczy się o medale mistrzostw świata. Każde miejsce na podium jest olbrzymim sukcesem. Nie pogardzę jakimkolwiek medalem w tej rywalizacji. Moim największym marzeniem jest oczywiście wywalczenie złota. Zdaję sobie jednak sprawę, że to nie jest proste i może potrwać jeszcze dobre parę lat zanim to osiągnę. Nie wiadomo nawet czy kiedykolwiek będę w stanie zostać mistrzem świata. Bardzo wierzę, że stać mnie na to i zrobię wszystko, że osiągnąć taki wynik. Podchodzę do tego jednak z pokorą i na pewno będę potrafił cieszyć się z każdego medalu.

Jeśli nie zdobędziesz złota mogą pojawić się złośliwe komentarze w stylu: "Hampel się skończył"...

- Nie mam na to wpływu i zapewniam, że takie uwagi nie są dla mnie żadną wytyczną. Opinie z natury rzeczy są podzielone. Przed ubiegłoroczną rywalizacją w cyklu niewielu ludzi wierzyło, że stać mnie na osiągnięcie takiego dobrego wyniku. Udowodniłem, że stać mnie na to. Znam siebie i nie boję się ciężkiej pracy. Będę po prostu robił swoje.

Refleks zawsze był twoją mocną stroną. Podobno starasz się go jeszcze bardziej udoskonalić?

- To jest jeden z elementów nad którymi pracuję. Staram się zrobić jeszcze więcej niż dotychczas, żeby być świetnym w tym elemencie. Mam nadzieję, że kryją się tam jeszcze jakieś rezerwy. Refleks jest jednak tylko jednym z wielu elementów tej układanki. Na poziomie walki o czołowe miejsca w cyklu Grand Prix do sukcesu prowadzi szereg szczególików. Wśród zawodników ze światowej czołówki nie ma przecież kolosalnych różnić w przygotowaniu sprzętowym. Ogromne znaczenie ma głowa. Nie można osiągać wielkich sukcesów bez odpowiedniego przygotowania mentalnego.

Czy zgodzisz się z opinią, że tegoroczne Grand Prix będzie jeszcze bardziej zdominowane przez Polaków niż w 2010 roku?

- Ciężko jest cokolwiek sugerować zanim rozpocznie się rywalizacja. Układ sił w światowym żużlu może się diametralnie pozmieniać. Wszyscy zawodnicy mają swoje ambicje. W stawce Grand Prix nie brakuje wybitnych sportowców, każdy z nich będzie chciał coś udowodnić. Nie mam zamiaru zastanawiać się, którzy rywale mogą być najgroźniejsi. Skupiam się na swoich celach i pracy jaka mnie czeka.

Zarówno w Polsce jak i w Szwecji startujesz w jednej drużynie z Januszem Kołodziejem. Podpatrujecie się nawzajem?

- Troszkę tak. W gruncie rzeczy jesteśmy jednak różnymi zawodnikami. Mamy inny styl jazdy. Tego nie widać gołym okiem, ale nasza jazda naprawdę różni się diametralnie. Na pewno nie zamykamy się jednak przed sobą i rozmawiamy. Jeśli chodzi o starty drużynowe to jesteśmy dla siebie bardzo koleżeńscy, wpieramy się i wzajemnie mobilizujemy. Obaj mamy świadomość, że naszym zadaniem jest liderowanie w leszczyńskim zespole. Takie są wytyczne w stosunku do nas i mamy zamiar zrobić wszystko co w naszej mocy, żeby sprostać oczekiwaniom. Będziemy ze sobą rywalizować w Grand Prix, ale jestem przekonany, że będzie się to odbywało w duchu fair play.

Czy są jakieś elementy żużlowego rzemiosła w których Janusz jest dla ciebie wzorem?

- Są takie rzeczy, ale szczegóły pozostaną moją tajemnicą.

Kilku żużlowców ze światowej czołówki przestało dostrzegać wady nowych tłumików. Jakie jest Twoje stanowisko, konsekwentnie zostajesz w "obozie" Krzyśka Cegielskiego?

- Oczywiście. Nie zmieniłem stanowiska w tej sprawie, ale zdaję sobie sprawę, że sytuacja jest bardzo skomplikowana. Ja nie mam wątpliwości, że wprowadzenie tłumików nowej konstrukcji byłoby szkodliwe dla całej dyscypliny.

W 1996 roku zawodnicy ze światowej czołówki zbojkotowali finał Drużynowych Mistrzostw Świata w proteście przeciwko zastosowaniu opon "bez nacięć". Wtedy żużlowcy osiągnęli zamierzony cel, bo o oponach nowego typu szybko zapomniano. Nie sądzisz, że ewentualny bojkot nowych tłumików mógłby przynieść podobny efekt?

- Pewnie tak by było. To jest jedna z opcji, ale my nie chcemy robić rewolty. Nie zależy nam na wprowadzaniu nerwowej atmosfery. Ważne, żeby nasze środowisko było solidarne. Przecież my spokojnie tłumaczymy jaka jest sytuacja z nowymi tłumikami i popieramy nasze stanowisko wieloma celnymi argumentami. Mam wrażenie, że nikt nie chce naszego głosu usłyszeć. Inna sprawa, że część zawodników się wyłamała z obozu przeciwników nowych tłumików. Nie rozumiem co nimi kierowało. Wcześniej wszyscy zgodnie twierdzili, że nowe tłumiki to beznadziejny pomysł. Nie mam codziennie kontaktu ze wszystkimi uczestnikami Grand Prix. Może ulegli presji wywieranej przez decydentów…

Nowych tłumików nie chcą także kibice…

- Dla mnie spór o tłumiki to nie jest tylko kwestia naszej wygody, zdrowia czy pieniędzy. Widzę w tym problem całej dyscypliny. Skoro zależy nam na tym, żeby przyciągać kibiców pokazując im świetne widowiska to dlaczego mamy wprowadzać tłumiki, które mogą to zepsuć? Kibice kupują bilety i chcą oglądać ciekawą walkę na torze. Nowe tłumiki mogą sprawić, że nasi fani zamiast rywalizacji będą oglądali asekuracyjną jazdę. Nasza dyscyplina zamiast się rozwijać będzie przez to traciła kibiców i sponsorów. Decydenci najwyraźniej nie są w stanie tego pojąć.

Jarosław Hampel

Komentarze (0)