- Ja nie jestem od oceniania. W sporcie jest tak, że wynik wystawia ocenę za całokształt. My mamy cztery duże punkty, a Tarnów zero. Dziwię się tylko, że mieliśmy na tym torze do czynienia z profanacją żużla. Szkoda mi kibiców, bo nawierzchnia powinna nadawać się do walki. Tymczasem po dojeździe do pierwszego łuku można było bieg przerywać i wpisywać zawodnikom punkty do programów. Jeśli dobrze pamiętam była jakaś jedna przypadkowa mijanka, bo ktoś popełnił błąd. Tarnów słynie z przygotowywania twardych torów, ale kiedyś "szło" walczyć, można był wyprzedzać po zewnętrznej. Oczywiście trzeba się przystosowywać do każdych warunków. Jak widać gospodarze trenowali tutaj tydzień, a nie mogli się dopasować - mówi Protasiewicz.
Mimo wszystko 36 - letni zawodnik uważa, że pojedynek nie należał do tych z gatunku najłatwiejszych. - Nie ma w Speedway Ekstralidze łatwych meczy, a tym bardziej rywali. Aczkolwiek nie da się ukryć, że lepiej zaczynamy ten sezon niż poprzedni. Teraz po dwóch kolejkach mamy komplet punktów, a po czterech rundach ostatnich rozgrywek mieliśmy zerowe konto - zauważa.
Kapitan zespołu z Grodu Bachusa tonuje również zapędy kibiców, którzy okrzyknęli zielonogórzan dream teamem, skazanym w sezonie 2011 na złoty krążek DMP. - Spokojnie. Dopiero zaczynamy sezon. Na chwilę obecną medale nie są rozdawane więc nie podniecajmy się. Tak jak mówiłem wcześniej, jest wiele mocnych drużyn, które kandydują do trzech medali - zaznacza.
W ubiegłym roku Falubaz rozpoczął rozgrywki od czterech porażek z rzędu. Teraz na starcie Speedway Ekstraligi zanotował dwie kolejne wygrane. Mimo to zdołał wywalczyć "drużynowe" srebro. Czy były uczestnik cyklu Grand Prix nie obawia się, że teraz będzie odwrotnie, a po dobrym początku może przyjść "zadyszka"? - Faktycznie ponoć poznaje się mężczyzn po tym jak kończą a nie zaczynają. Teraz mam nadzieję, że skończymy równie dobrze jak zaczęliśmy - oznajmia.
W pierwszej kolejce z Unibaksem Protasiewicz zdobył czternaście punktów. W Tarnowie nie przekroczył co prawda "dwucyfrówki", ale na tak trudnym do walki torze nie był to zły rezultat. - Na razie odpukać jest wszystko w porządku. Może akurat nie do końca trafiłem ze sprzętem na to spotkanie. Spodziewałem się, że tor będzie twardy, ale nie sądziłem, że aż tak. Tutaj przeważnie start można było przegrać, a potem fajnie powalczyć na trasie. Teraz totalnie tego nie było, moje silniki były za mocne i nie potrafiłem się dopasować. Mój błąd, jednak dziewięć punktów powoduje, że wielkiej tragedii nie było - wyjaśnia.
Kilkanaście dni temu trener klubowy Piotra - Marek Cieślak powiedział, że ten sezon będzie należał właśnie do jego nowego podopiecznego. Jeśli tak się stanie powołanie do reprezentacji Polski na DPŚ jest raczej "murowane". - Ja jeżdżę na żużlu po to, aby być jak najlepszym zawodnikiem. Dla wszystkich nas start w reprezentacji jest priorytetem. Dla Orła i biało - czerwonej flagi chętnie bym jeszcze pojeździł. Ale muszę być w super formie i tu nie ma o czym dyskutować. Trener kadry ma mnie pod okiem i jeśli będzie widział dla mnie miejsce podczas Drużynowego Pucharu Świata to ja dam z siebie wszystko - kończy z nadzieją w głosie.