Starszy z braci Pawlickich nie miał powodów do satysfakcji. Typowany na lidera zawodnik spisał się przeciętnie, a jego zespół przegrał 34:50. - Mój debiut to kompletna klapa - komentował wychowanek Unii Leszno. - Nie potrafiłem się spasować do nawierzchni. Szukałem różnych ustawień, ale tego właściwego nie znalazłem. Gospodarze za to spisywali się świetnie. Wykorzystywali ścieżki zarówno przy krawężniku, jak i pod bandą. Nam to się nie udawało. Ponadto lepiej czuję się na przyczepnych torach, a w Opolu było bardzo twardo. Nie załamuję rąk. Będę pracował nad poprawą i myślę, że podobnej wtopy już nie zaliczę.
Przejście Przemysława Pawlickiego do Piły było transferowym hitem. Część kibiców uważała, że 19-latek w II lidze nie będzie miał sobie równych. Poniedziałkowy mecz pokazał jednak, że zawodnik, który skutecznie punktował w ekstralidze, w najniższej klasie może znaleźć lepszych od siebie. - Nie ma dużej różnicy między startami w ekstra- i II lidze - przyznaje Pawlicki. - W obu klasach gospodarze są znakomicie spasowani do własnych torów i trudno ich pokonać. Poziom rozgrywek ciągle wzrasta i by zdobywać punkty, trzeba się mocno napocić. A to, w której lidze się jeździ nie odgrywa większego znaczenia. W żadnym spotkaniu nie ma taryfy ulgowej.
Zawodnik Polonii podpisał także kontrakty w Anglii i Szwecji. Częste starty nie są dla niego problemem. - Bardzo lubię podróżować, przemieszczać się z kraju do kraju. Myślę, że duża liczba meczów wyjdzie mi na dobre. Jeśli w jednym spotkaniu wypadnę słabo, to w drugim będę miał szansę rehabilitacji. Nie dostanę czasu na przemyślenia, tylko będę musiał skupić się na następnym meczu. I to jest fajne. Logistycznie też powinienem podołać, choć w poprzednim roku miałem pewne kłopoty. Jednak był to pierwszy sezon startów w Anglii. Teraz jestem mądrzejszy o pewne doświadczenia i wiem, jak spasować występy w Polsce i zagranicą.
Wokół przynależności klubowej klanu Pawlickich było sporo zawirowań. Dopiero w połowie kwietnia bracia zdecydowali się podpisać kontrakt w Pile. - Zima była dla mnie trudnym okresem - przyznaje Przemysław Pawlicki. - Nie wiedziałem, w jakim zespole wystartuję w Polsce, a mój klub w Anglii Coventry Bees też przeżywał kłopoty i nie było wiadomo, czy przystąpi do rozgrywek. Moi koledzy już trenowali, a ja bezczynnie siedziałem w domu i tkwiłem w niepewności. Na szczęście wszystko skończyło się pozytywnie i mogę w spokoju przygotowywać się do kolejnych startów.
Przemysław Pawlicki (z prawej) w rozmowie z Marcinem Jędrzejewskim