Naszym zdaniem: Druga liga bez ducha

Ostatecznie na cztery dni przed rozpoczęciem sezonu 2012 można powiedzieć z dozą pewności, że w drugiej lidze wystartuje sześć drużyn, z tym, że Victoria Piła w dwumeczach rundy finałowej będzie pozbawiona 24 punktów. Przepraszam, z dozą przypuszczalności, bo w polskim żużlu niczego pewnym być nie można.

Jarosław Handke
Jarosław Handke

Elementarną dewizą wypływającą z zasady demokratycznego państwa prawnego jest zaufanie obywatela do państwa. Modelową sytuacją jest taka, w której państwo nie zaskakuje swych obywateli nagłymi, niespodziewanymi zmianami w różnorodnych dziedzinach, na przykład w kwestii danin publicznych. Zastąpmy nasze "państwo" władzami polskiego żużla, a naszego "obywatela" - przeciętnym sympatykiem "czarnego sportu". Zdążyliśmy się już przyzwyczaić, że regulamin rozgrywek jest zmieniany co roku, że fani bywający zazwyczaj na stadionach ekstraligowych miewali problemy z wypełnianiem programów na zawodach niższych lig ze względu na duże różnice. Patologicznych sytuacji z minionych lat, które dotykały naszego żużla było niemało i można by je w tej chwili wymieniać. Warto jednak pochylić się nad aktualnymi wydarzeniami z ostatnich tygodni dotyczącymi rozgrywek II ligi, które wydaje się, że "przebiły" ekscesy z lat ubiegłych.

Rozmawiając z kilkunastoma zawodnikami na temat przystąpienia pilskiej Victorii do rozgrywek, nie usłyszałem negatywnej odpowiedzi na pytanie o opinię na ten temat. W zgodnej opinii żużlowców zarówno krajowych, jak i zagranicznych, kolejny klub w lidze to same korzyści: więcej spotkań, a co za tym idzie - więcej jazdy. Mimo tych niewątpliwych atutów, wydaje się, że dla kilku klubów nieplanowany w budżecie dodatkowy wydatek w postaci dwóch kolejnych meczów, odbije się na płynności finansowej. Problemy z wypłacalnością są więc jak najbardziej realne.

W ostatnich dniach kibice speedwaya dowiedzieli się, że w rozgrywkach II ligi wystartuje jednak sześć drużyn, gdyż Victoria Piła otrzymała licencję. Niebawem okazało się, że pilanie nie zamierzają wywalczyć awansu do wyższej klasy rozgrywkowej oraz, że w dwumeczach rundy finałowej od ich dorobku punktowego trzeba będzie odjąć 24 punkty. Czy ktokolwiek jest w stanie podać racjonalne wytłumaczenie takiego stanu rzeczy? Jest nowy podmiot, nowy zarząd, długi "starej" Polonii zostały spłacone. Dlaczego więc karze się już na początku przygody z nowym klubem jego działaczy, którzy z niegospodarnymi włodarzami Polonii nie mają powiązań? Nieoficjalnie mówi się, że minusowe punkty doliczane do dorobku pilan w rundzie finałowej to pokłosie warunku postawionego przez prezesów pozostałych drugoligowych klubów. Mieli oni nie zgodzić się na start Victorii z zupełnie "czystą kartą". Brak w tej materii oficjalnych informacji. Czy więc tak faktycznie było, czy nie, pozostawmy tę kwestię na boku.

Każdy, kto choć raz w życiu brał udział w jakichś zawodach sportowych (w charakterze czynnego uczestnika), nieważne w jakiej dyscyplinie, zna uczucie adrenaliny i głębokiego pragnienia wygranej. Uczucie to jest nieobce oczywiście żużlowcom, którzy są wręcz najlepszym przykładem ludzi, dla których dreszcz emocji i zdrowa rywalizacja to sól życia. W tym momencie należy odpowiedzieć sobie na pytanie: Ile wspólnego z duchem sportu ma rozpoczynanie zmagań w meczu ze świadomością, że ma się już na starcie 12 punktów "w plecy"? Odpowiedź jest prosta: zero. W ostatnich latach w ligach piłkarskich nie tylko w naszym kraju zdarzały się niejednokrotnie sytuacje, w których poszczególne zespoły przystępowały do rozgrywek z bagażem przykładowo 10 punktów ujemnych. Czasami powodowało to wzmożoną koncentrację i chęć dogonienia rywali już od pierwszej kolejki. Zawodnicy tych drużyn na koniec sezonu przyznawali, że zastana sytuacja zmobilizowała ich do wspięcia się na szczyt ambicji i możliwości, w efekcie czego udało im się uniknąć widma degradacji, a nawet zająć miejsca w czubie ligi. Przeciętny fan piłki kopanej zaśmiałby się pewnie, gdyby go spytano co sądzi o możliwości ukarania klubu (niewinnego) poprzez rozpoczynanie spotkań z jego udziałem od wyniku na przykład 0:1.

Środowisko kibiców jest odzwierciedleniem całego społeczeństwa, są w nim więc ludzie o bardzo różnych poglądach, o odmiennym podejściu do pewnych kwestii. Ja uważam siebie za człowieka, który, aby czerpać satysfakcję ze zwycięstwa, musi poczuć dogłębnie jego smak. Wyobraźmy sobie następującą sytuację. Victoria Piła jest rewelacją rozgrywek. Fazę zasadniczą kończy na pozycji lidera. W lipcu dochodzi do pojedynku zespołu X z pilanami w ramach fazy finałowej. Dwa miesiące wcześniej na tym samym torze w spotkaniu między tymi zespołami padł remis 45:45. W lipcowym meczu obie drużyny w sportowej rywalizacji znów podzieliły się punktami, jednak zgodnie z regulaminem, Victorii należy odjąć 12 "oczek". Wczuwając się w rolę kibica klubu X, nie czułbym odrobiny zadowolenia z wygranej, raczej smutek spowodowany tym, że moi ulubieńcy nie pokonali rywala. Prawdziwy fan przełknie jednak gorycz porażki czy remisu. Dużo trudniej jest jednak zaakceptować sytuację, w której zespół, któremu się kibicuje wygrywa "poza torem". Są z pewnością kibice, którzy podejdą do tematu w sposób zgoła odmienny i będą cieszyć się zainkasowaniem dwóch punktów do ligowej tabeli. To ich prawo i należy to uszanować. Nie od dziś jednak wiadomo, że nadzieja na honorowe zwyciężanie to cel, dla którego znaczna część widzów przychodzi na stadion.

Skoro żyjemy w kraju, w którym można zmieniać, naciągać, wyginać obowiązujący regulamin profesjonalnej ligi sportowej na wszelkie możliwe sposoby "u góry", to tym bardziej u większości sympatyków żużla pojawia się kolejna negatywna wizja. Dlaczego nie mających nic wspólnego wspólnego ze sportem kalkulacji nie miałoby być "na dole" w trakcie sezonu? Wszakże udział w meczu, którego wynik początkowy nie brzmi 0:0 jest idealną ku temu sytuacją. Nie kwestionując uczciwości działaczy, przypuszczam jednak, że w rundzie finałowej mogą zdarzać częściej "przypadkowe" zerwania taśmy i inne podobne historie.

Wszystkie powyższe argumenty mogą odbić się na frekwencji i zainteresowaniu spotkaniami drugiej ligi w nadchodzącym sezonie. Kibice rywali pilskiej drużyny mogą bowiem nie chcieć oglądać spotkań, w których walka nie jest w pełni równorzędna przez fakt odejmowania punktów przeciwnikowi. Także dla fanów żużla z północnej Wielkopolski sytuacja ta może być bardzo bolesna. Pewien znany bokser powiedział kiedyś: "Jeżeli masz wymęczonego rywala na widelcu, dodatkowo nie trzyma on już gardy, a ty nie jesteś w stanie go znokautować, to znaczy, że jesteś za słaby na ten sport. To najgorsze uczucie w życiu." Gdyby te słowa przełożyć na hipotetyczną sytuację spotkania rundy finałowej, w którym Victoria Piła prowadzi przed ostatnim biegiem różnicą dwunastu punktów i w ostatniej gonitwie dnia, aby spełnić przedsezonowe obietnice, musi celowo odpuścić przeciwnikowi, to nietrudno wczuć się w rolę kibica z Piły.

Mam nadzieję, że tegoroczne rozgrywki II ligi będą niezwykle ciekawe i przyciągną na trybuny więcej widzów niż w latach ubiegłych. Wierzę, że rybnickim działaczom przypomni się znaczenie słów "uczciwość" oraz "dane słowo" i wywiążą się w końcu ze swych zobowiązań względem zawodników startujących na Górnym Śląsku przed rokiem. Wierzę, że na torze będzie sporo walki i jak najmniej kontuzji. Ale na pewno brakować będzie jednego elementu - prawdziwego ducha zdrowej sportowej rywalizacji. Niestety, został on zabity jeszcze przed pierwszym biegiem rozpoczynających się w Lany Poniedziałek rozgrywek.

Jarosław Handke

KUP BILET NA 2024 ORLEN FIM Speedway Grand Prix of Poland - Warsaw -->>

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×