Wychowanek bydgoskiej Polonii, Damian Adamczak, jedzie w tym sezonie jak natchniony i udowadnia, że niektórzy przedwcześnie go skreślili. Jest on nie tylko najlepszym juniorem w I lidze, lecz także czołowym zawodnikiem tych rozgrywek. Ten niespełna 21-letni zawodnik, awansował już w tym sezonie do finałów IMŚJ i IMP, a w ostatnich dniach dołożył awans do finału Srebrnego Kasku. Na domowym torze w Łodzi zdobył on 11 punktów, które pozwoliły mu zająć czwarte miejsce i awansować do finału. Junior łódzkiego Orzeł mógłby wygrać półfinał, gdyby nie upadek podczas swojego trzeciego biegu. - Motor był bardzo szybki. Podniosło mnie, nawet nie wiedziałem kiedy i wyskoczyłem jak z katapulty. No szkoda, bo gdybym nie popełnił błędów, tak jak w poprzednich biegach, to spokojne wygrałbym te zawody - przyznał Damian Adamczak. - Najważniejsze, że jest awans i bardzo się z tego cieszę. Jechałem drugim motorem, gdzie jest nowy silnik i jeszcze za mało nim przejechałem. W lidze też nim jechałem, gdzie miałem z nim trochę problemów. Teraz też nim pojechałem i jest tak, że na pierwszy bieg jest wszystko w porządku, a na drugi jest już zupełnie inaczej. Muszę jeszcze na nim trochę potrenować i powinno być lepiej - dodał.
Natomiast kolejny słaby występ zanotował Marcin Wawrzyniak, któremu w tym sezonie nie idzie ani w lidze, ani zawodach młodzieżowych. Podczas półfinału zdobył on raptem trzy punkty i w konsekwencji czego zajął przedostatnie miejsce, będąc lepszym jedynie od Łukasza Cyrana. - Pojechałem słabo po raz kolejny. Co mogę więcej powiedzieć? Byli ciężcy rywale, a tor był taki jak zawsze, do którego żadnych zastrzeżeń nie mam. No cóż, nie mam nic więcej do powiedzenia - podsumował swój nieudany występ w półfinale Srebrnego Kasku Marcin Wawrzyniak.
Poczynania swoich zawodników bacznie obserwował trener Orła Łódź Janusz Ślączka. Był on po raz kolejny zadowolony z postawy Damiana Adamczaka. Natomiast nie pierwszy raz był zmartwiony postawą drugiego juniora, w którego miejsce na mecz ligowy szuka "gościa". - Adamczak pojechał bardzo dobrze. Szkoda tylko tego jego upadku. Ale to w żużlu się zdarza i jest wkalkulowane w ten sport. Martwi mnie postawa Marcina Wawrzyniaka. Powiem szczerze, że zastanawiam się na gościu. Tylko wziąć zawodnika o podobnych umiejętnościach, to też szkoda. Myślę, że zaryzykuje i wtedy nic na tym nie tracę - przyznał szkoleniowiec łódzkiego zespołu.
Słaba postawa wychowanka Startu Gniezno martwi wszystkich w Łodzi, lecz nie wiadomo co jest tego przyczyną. Jak zawodnik nie raz powtarzał w rozmowach z naszym portalem, problem leży u niego w psychice. Czy słaba postawa Marcina, to faktycznie problem leżący w jego psychice, czy też problemy sprzętowe? - Myślę, że w sprzęcie też jest problem. Ale większość problemów jest w mojej głowie - powiedział 18-latek.
Czy zdanie Wawrzyniaka podziela trener Orła? - Trudno powiedzieć. Czy ja wiem, czy on nie wytrzymuje psychicznie? Można się spiąć na jeden, dwa biegi. Ale później nic się nie traci i nie powinno być jakiegoś wielkiego stresu. Wiadomo, że jak są ważne zawody, to te początkowe biegi są ciężkie. Ale później powinno być z górki. Bo jak nie masz szans na awans, to czym można się denerwować? - stwierdził Ślączka.
- Na treningu jedzie dużo lepiej, a w meczu coś nie działa. Potrzeba mu przede wszystkim jazdy. Bo na treningu, jak mu coś pokażę, to i wypuści motocykl i sylwetkę ma inną. Ale w meczu to co się nauczy i to co zapamiętał, to jedzie - powiedział na zakończenie trener Orła.